Bez kategorii
Like

Z medialnej hakownicy we współczesnych Żubrydów

13/03/2011
432 Wyświetlenia
0 Komentarze
12 minut czytania
no-cover

6 lutego minęła setna rocznica urodzin Ronalda Reagana. Tu i ówdzie pojawiły się w Polsce głosy, a nawet apele o uczczenie tak zasłużonego dla Polski prezydenta Stanów Zjednoczonych jakimś okazałym pomnikiem. Fakt, dzięki Reaganowi udało się w końcu zlokalizować „Imperium Zła”, a odważne przypisanie sowietom tej będącej strzałem w dziesiątkę nazwy wymagało nie tyle odwagi, co szczerości, zdrowego rozsądku, trzeźwości umysłu i całkowitej rezygnacji z poprawności politycznej. Skończyły się nudne dialogi, obłaskawiania, ustępstwa, paktowania z diabłem. Pojawił się polityk, który udowodnił zniewieściałej europejskiej klasie politycznej, że Albert Einstein miał rację mówiąc:  Wszyscy wiedzą, że czegoś nie da się zrobić, i przychodzi taki jeden, który nie wie, że się nie da, i on właśnie to robi Dzisiaj już takich polityków jak […]

0


6 lutego minęła setna rocznica urodzin Ronalda Reagana. Tu i ówdzie pojawiły się w Polsce głosy, a nawet apele o uczczenie tak zasłużonego dla Polski prezydenta Stanów Zjednoczonych jakimś okazałym pomnikiem.

Fakt, dzięki Reaganowi udało się w końcu zlokalizować „Imperium Zła”, a odważne przypisanie sowietom tej będącej strzałem w dziesiątkę nazwy wymagało nie tyle odwagi, co szczerości, zdrowego rozsądku, trzeźwości umysłu i całkowitej rezygnacji z poprawności politycznej.

Skończyły się nudne dialogi, obłaskawiania, ustępstwa, paktowania z diabłem. Pojawił się polityk, który udowodnił zniewieściałej europejskiej klasie politycznej, że Albert Einstein miał rację mówiąc:

 Wszyscy wiedzą, że czegoś nie da się zrobić, i przychodzi taki jeden, który nie wie, że się nie da, i on właśnie to robi

Dzisiaj już takich polityków jak Reagan na składzie nie ma, a jeżeli gdzieś się tacy pojawiają to dzięki lewackim mediom i pro-kremlowskiej agenturze wpływu stają się niewybieralni, a jeżeli już zdarzy się jakiś wypadek przy pracy, że przypadkowo poszybują zbyt wysoko w górę to spadają natychmiast w gęstą smoleńską mgłę.   

Reagan nie jest dzisiaj wzorem do naśladowania dla biurokratów i europejskich „elit”, które nie dorastają mu nawet do pięt. Na domiar złego w samych USA na urząd prezydenta tamtejsi salonowcy i postępowcy wykreowali dzięki medialnemu praniu mózgów człowieka, którego format i kaliber nijak pasuje do państwa, które jest potężnym mocarstwem.

Tym wszystkim nawołującym do godnego uhonorowania Ronalda Reagana, odpowiedniego do zasług, jakie położył w dziele obalania komunizmu pragnę jednak przypomnieć, w jakim kraju żyjemy, i kogo w PRL-bis mamy obowiązek czcić.

W lutym 2009 roku w przeddzień 20 rocznicy okrągłego stołu „autorytet” i „wybitny intelektualista” Władysław Frasyniuk powiedział na konferencji "Dialog, Kompromis, Porozumienie"   

We Wrocławiu jest wielkie rondo Reagana i malutka ulica Kuronia, a proporcje powinny być odwrotne. Pomniki powinniśmy, więc stawiać Wałęsie i Jaruzelskiemu – specjalnie powiem to mocno – a nie Reaganowi

Chichotem historii jest to, że te emocjonalne zdanie wykrzyczał nasz niezłomny opozycjonista po wystąpieniu ex-komunisty Longina Pastusiaka, który podkreślał zasługi Reagana i zacytował odtajniony fragment listu ówczesnego amerykańskiego ambasadora w PRL, Richarda Daviesa, który donosił w 1989 r.: "rośnie prawdopodobieństwo, że w ciągu kilku tygodni w Polsce będzie porozumienie pomiędzy rządem a Solidarnością. Nowy system polityczny zbliży Polskę do demokracji bardziej, niż się to kiedykolwiek wydawało"

Dla komucha jednym słowem Reagan jest dobroczyńcą zaś Frasyniuk woli sowieckiego generała przebranego w polski mundur, Jaruzelskiego.

Paradoks? Wcale nie. Komuniści musieli się wówczas uwiarygodniać przed zachodem, zaś „konstruktywna opozycja” chciała puścić oko do braci Moskali, że co prawda trochę na ruskich pokrzyczała, ale to był tylko taki teatr dla miejscowej gawiedzi.

A może dzielnego Władka zirytowały prorocze słowa Richarda Daviesa, które sprawdziły się, co do joty? Nie da się, bowiem ukryć, że owo porozumienie z 89 roku zaledwie zbliżyło nas do demokracji, co wtedy dla świata było może i tak niewyobrażalnym przełomem. Dziś jednak to porozumienie, a szczególnie jego obowiązywanie po ponad 20 latach staje się dla Polski coraz bardziej widoczną kulą u nogi i zagrożeniem.

Dobrze, że w Egipcie nie doszły do głosu jakieś arabskie odpowiedniki Michników, Geremków, Mazowieckich, Frasyniuków i Wałęsów, bo jak nic już siedzieliby dziś z dyktatorem przy okrągłym stole szarpiąc i dzieląc egipskie sukno, a efektem obalenia dyktatury prezydenta Hosni Mubaraka byłby nowy pierwszy prezydent wolnego Egiptu, Hosni Mubarak. 

A teraz tak całkiem na poważnie powiem, że zanim zaczniemy stawiać pomniki i kręcić filmy o Wałęsie, czyli „człowieku, który się komunistom nie kłaniał” i Jaruzelskim, który po wypiciu w Magdalence cudownej mikstury z okrutnego mister Hyda stał się dobrym doktorem Jekyllem, oddajmy honor i cześć tym, o których „bohaterowie” okrągłostołowego geszeftu stulecia celowo zapomnieli.

1 marca obchodziliśmy po raz pierwszy Dzień Żołnierzy Wyklętych. Pominę tu wiadome media, które ową rocznicę tak właściwie przemilczały. Kłopot miała również telewizja publiczna. Właściwie oprócz opracowań IPN i kilku teatralnych widowisk telewizyjnych powstałych dzięki krótkiej odwilży w temacie „patriotyzm” za kadencji śp. Lecha Kaczyńskiego, posiada ona w swoich archiwach jedynie film „Ogniomistrz Kaleń” z 1961 roku.

W filmie tym major Żubryd ps. „Zuch”, polski patriota, bohater i dowódca oddziału NSZ jest przedstawiony, jako bandyta i sadysta, do którego ze starej zabytkowej hakownicy pamiętającej odsiecz wiedeńską strzela sędziwy szlachcic Dwernicki w towarzystwie ormowców i żołnierzy KBW.

Czyż nie piękna to i symboliczna scena pasująca do dzisiejszej rzeczywistości? Polska Ludowa i spadkobiercy polski szlacheckiej z odsieczą wiedeńska w tle, razem, ramię w ramie przeciwko zaplutym karłom reakcji.

 Czy to nie wspaniała alegoria partii miłości, hrabiego Komorowskiego, socjaldemokratów, jak to nazwali się komuniści i establishmentu III RP walczących ze „złowrogim kaczyzmem”?

Chciałoby się zakrzyczeć za Wajdą przemawiającym w Pałacu na Wodzie:

To jest wojna domowa, to jest walka o wszystko!

Tak oto wygląda Polska wynegocjowana między innymi przez Frasyniuka przy okrągłym stole. Tak oto wygląda dorobek polskich wybitnych reżyserów z Wajdą na czele, jako mistrzem nie tyle reżyserii, co umiejętnego ustawiania pod wiatr historii swojego żagla na maszcie z giętkiego kręgosłupa. Sztukę tę opanował za komuny i doprowadził do perfekcji w III RP.

To hańba, że dopiero po przeszło 20 latach udało się ukończyć film o Grudniu 70, „Czarny Czwartek”, a obraz „Rój” o podziemiu antykomunistycznym ciągle napotyka na jakieś trudności.

Filmy „Zamach” czy „Akcja pod Arsenałem”powstały w czasach PRL.

Czy ktoś wie, że już po wojnie polskie podziemie niepodległościowe rozbiło ponad 70 ubeckich więzień, w tym wiele z nich w dużych miastach? Czy młodzi ludzie zdają sobie sprawę, że ostatni partyzant Rzeczypospolitej, Józef Franczak „Lalek” zginął z bronią w ręku dopiero w 1963 roku, już po pierwszym koncercie niebiesko-czarnych i wydaniu przez zespół The Beatles dwóch płyt Please Please Me i With The Beatles?

Gdzie są te niemal gotowe, napisane przez historię scenariusze? Czy ktoś je zrealizował? Gdzie był Wajda i reszta tych zaprzyjaźnionych z salonem „twórców”? Co proponuje nam się w zamian? Pomniki Wałęsy i Jaruzelskiego, a wkrótce film o „Pierwszym Elektryku” PRL-bis z obsadą i reżyserem żywcem wziętych z listy Komitetu Honorowego kandydata na Prezydenta Bronisława Komorowskiego. Tej samej listy, która obowiązuje przy przyznawaniu orderów i wysokich odznaczeń państwowych?

Za co Orzeł Biały dla Wajdy? Czy za to, że bacznie i skutecznie od lat dzięki swoim ogromnym wpływom i dziesiątkom wajdopodobnym pomagierom, dbał o to, aby nie zajmowano się tu nad Wisłą niebezpiecznymi tematami mogącymi obudzić ducha w narodzie?

Strach, jaki czują elity III RP, które uwłaszczyły się przy okrągłym stole nie różni się niczym od strachu zagrożonych dyktatorów w północnej Afryce. Jest to uczucie nieznające granic państwowych czy różnic ustrojowych. To jest ten sam strach o przywileje, pozycję, bogactwa zgromadzone kosztem reszty oszukanego narodu i zapewnienie dalszego trwania zatwierdzonym w 1989 roku licznym dynastiom. Oczywiście towarzyszy temu obawa o swoją własną skórę.

Czy doczekamy się w końcu powrotu do prawdziwej ojczyzny, Polski? Czy sterowana i fasadowa polska demokracja odejdzie wraz z jej szkodliwymi twórcami?   

Tekst opublikowany w Warszawskiej Gazecie (10/2011)

 

0

kokos26

„Drzewo wolnosci trzeba podlewac krwia patriotów i tyranów”

174 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758