Już coraz mniej autentycznych zesłańców na Sybir żyje wśród nas!
Ze Stanisławem Męcnerem rozmawia Rajmund Pollak
Weteran bitwy pod Monte Cassino – podporucznik Stanisław Męcner .
Już coraz mniej autentycznych zesłańców na Sybir żyje pośród nas.
To prawda. Przyjechałem do Bielska-Białej z Londynu, aby odwiedzić grób brata Mieczysława i jego rodzinę. Urodziłem się w 1921 roku, a we wrześniu 1939 roku wkroczyła do miasta Przemyślany w województwie tarnopolskim armia sowiecka. Rosyjscy oficerowie powiedzieli, że Polski już nie będzie. Nastały czasy prześladowania za sam fakt przynależności do Narodu Polskiego.
Kiedy was wywieźli na Sybir?
Mam już ukończone 91 lat życia, ale pamiętam ten dzień jakby to było wczoraj! 10 lutego 1940 roku weszli do nas bez pukania o szóstej rano funkcjonariusze NKWD i powiedzieli, że mamy dwie godziny na spakowanie się, bo pociąg już został podstawiony na stację Przemyślany! Jeden z tych Rosjan był ludzki i doradził, aby przede wszystkim zabrać ze sobą piłę, siekiery, noże, młotki, narzędzia i ciepłe ubrania, bo to się nam przyda do przeżycia w tajdze na Syberii. Miałem wtedy 19 lat, a brat Mietek zaledwie 10. Sowieci mieli dokładną listę wszystkich członków rodziny. Wyczytali rodziców Jana i Marię, brata Józefa z żoną i ich dwoje dzieci, które miały zaledwie 2 i 4 lata. Żona Józefa była Ukrainką, ale to jej nie pomogło uniknąć Syberii, bo wyszła za mąż za Polaka i to stanowiło wystarczającą winę! Brata Antoniego i siostry Rozalię oraz Marię też wsadzili do bydlęcego wagonu. Siostra Anna uniknęła wywózki, gdyż wyszła za mąż i miała już inne
nazwisko. Najbardziej tragiczna sprawa była z bratem Janem, bo on był akurat we Lwowie, gdy aresztowali jego żonę z dziećmi w wieku 6 i 10 lat. Pociąg jednak stał cały dzień na stacji i Jan zdążył przyjechać ze Lwowa i dobrowolnie się zgłosił, bo nie chciał zostawić żony i dzieci na pastwę losu.
Jak wyglądała podróż?
Strasznie! Jechaliśmy przez miesiąc w towarowych wagonach, gdzie nie było ani ławek, ani nawet odrobiny słomy czy siana, natomiast zamiast ubikacji była tylko dziura w podłodze. W każdym wagonie było po 44 osoby. Nie wypuszczali nas na żadne spacery, ani nie można było się nigdzie przez miesiąc wykąpać.
Codziennie rano i wieczorem był postój i dawali 4 wiadra wody na wagon, wiadro węgla i czasami wiadro kaszy, polanej jakimś olejem. Wyjść z wagonów mogli tylko dyżurni, których ostrzegano, że jak zrobią krok w lewo albo krok w prawo, to zostaną zastrzeleni. Zdarzały się jednak ucieczki. Wiele osób umierało z wyczerpania lub z powodu chorób.
Jak wyglądały pogrzeby?
Nie było żadnych pogrzebów! Gdy dyżurny zgłosił, że ktoś umarł, to przychodzili radzieccy funkcjonariusze, pakowali ciało do worka i wyrzucali na peron. Nikt nigdy się nie dowiedział gdzie tych ludzi pochowano i nikt nie wie gdzie są teraz ich groby!
Zesłaniec na Sybir Stanisław Męcner
Gdzie w końcu dojechaliście?
Wysadzono nas w tajdze w Irkutskaja Obłast Nr1. Mężczyźni musieli prowadzić wyręb lasu, a kobiety zbierały do wiader żywicę. Za taką pracę dostawaliśmy zapłatę w postaci 400 Gram chleba na całą dobę. Kto nie pracował, to nie dostawał nic i były tragedie w rodzinach wielodzietnych, bo niektórzy rodzice musieli decydować które dziecko jest na tyle silne, że może przeżyć, a które już nie ma szans. Masę dzieci umierało z głodu i Rosjan to nic nie obchodziło. Brat Mietek miał dopiero 10 lat, ale też musiał pracować, aby przeżyć w środku syberyjskiej tajgi. Byli bezwzględni wobec Polaków. Nie wolno było się oddalać od miejsca wyrębu. Brat Antek odwiedził innego brata, który karczował las 1 km od naszego miejsca pobytu, to go natychmiast zamknęli do więzienia! Nie było termometrów, a mróz był taki, że ciężko było oddychać. Pomiar temperatury był następujący: gdy splunąłeś i na śnieg upadła kostka lodu, to oznaczało, że już jest poniżej minus 40 stopni Celsjusza.
Czy tam byli wywiezieni tylko Polacy?
Głównie Polacy i ich rodziny. Na przykład żoną brata Jana była Niemka ze starej rodziny dawnych kolonistów sprowadzonych jeszcze za czasów cara. Zimą 1940 roku hitlerowcy byli jeszcze sojusznikami Stalina i upomnieli się o swoją rodaczkę. Przyszło NKWD i zaproponowało jej możliwość wyjazdu pociągiem osobowym do Rzeszy, jednak bez męża, który jest Polakiem. Dumna Niemka odmówiła, bo stwierdziła, że skoro mąż jej nie zostawił samej w pociągu na Sybir, to ona też nie zostawi męża samego na wygnaniu! Takie to zdarzały się niewiarygodne historie na Sybirze. Ale to nie koniec. W lecie 1940 roku udało mi się wraz z bratem Antonim uciec z tajgi i przez sześć dni podążaliśmy pieszo na zachód. Dotarliśmy wreszcie do jakiegoś dworca kolejowego i wsiedliśmy do pociągu jadącego w kierunku Europy. Mieliśmy pecha, bo stacją docelową okazał się jakiś radziecki gułag. Po wielogodzinnych przesłuchaniach NKWD odstawiło nas do więzienia Irkutskaja tiurma nomir adin, gdzie siedzieliśmy z bratem Antkiem równo rok! W ten sposób ze zwykłego zesłańca stałem się więźniem radzieckiego kryminału.
Trzeba jednak przyznać, że Rosjanie mieli doskonałą ewidencję i dokładne charakterystyki więźniów, bo gdy Hitler uderzył na ZSRR, to z dnia na dzień przestaliśmy być kryminalistami i nawet poinformowali nas, że możemy wstąpić do Wojska Polskiego. Wkrótce potem poznałem wspaniałego dowódcę Władysława Andersa. Z Irkucka pojechaliśmy do Iranu, gdzie dostaliśmy wreszcie jeść do syta!
To wtedy nie dali wam jeszcze broni?
Dzisiaj się o tym nie pisze, ale Polacy ewakuowani z ZSRR do Iranu byli tak skrajnie wychudzeni i wyczerpani, że myśleli głównie o chlebie i dopiero gdy po jakimś czasie normalnego wyżywienia, doszli do sił mogli, zacząć ćwiczenia kondycji. Dla nas najważniejszym było, że dostaliśmy polskie mundury i wydostaliśmy się z tego piekła Kraju Rad, a ochota do walki o Polskę była cały czas i każdy chciał tej niepodległej Polski.
Czekała was nowa tułaczka?
To już nie była tułaczka, bo Władysław Anders był dla nas jak ojciec i niczego nam nie brakowało, ani jedzenia, ani okrycia, ani środków higieny osobistej. Z Iranu przedostaliśmy się do Iraku, potem do Palestyny i wreszcie do Egiptu, gdzie już ćwiczyliśmy w pełnym uzbrojeniu.
Kiedy stoczyliście pierwszą bitwę z hitlerowcami?
Wkroczyliśmy do boju o Monte Cassino 11 maja 1944 roku, którą to ofensywę alianci określali jako bitwę o Rzym!
Czyli takie surowe wojsko, złożone w większości z zesłańców na Sybir skierowano na najtrudniejszy odcinek frontu we Włoszech?
To nie było surowe wojsko, lecz dobrze już wyszkoleni i wyćwiczeni polscy żołnierze o waleczności nieporównywalnej z żadną inną armią, bo kto przeszedł Sybir, a potem przemaszerował przez kawał Azji aż do Egiptu, to w Europie już nic nie mogło go zaskoczyć! Moi bracia Józef i Antek też walczyli o Monte Cassino w II Korpusie Polskim pod dowództwem generała Władysława Andersa ! To była bardzo krwawa bitwa, podczas której zginęło ok.1000 naszych rodaków. Polacy zdobyli Monte Cassino 18 maja 1944 roku i przez kilka godzin łopotała na ruinach klasztoru tylko biało-czerwona flaga i proporzec 12.Pułku Ułanów Podolskich. Dopiero na rozkaz gen. Andersa powieszono również flagę brytyjską. W samo południe 18 maja 1944 roku jeden z żołnierzy II Korpusu Polskiego odegrał na wzgórzu Monte Cassino hejnał mariacki .
A jaki los spotkał najmłodszego brata?
Mietek był jeszcze za młody, aby pójść do wojska. Trafił do Kazachstanu do miejscowości Czu nad rzeką Czu niedaleko chińskiej granicy. Dali go do kołchozu Uzka Dojka. W kołchozie dostawał 20 dekagramów mąki na dzień. Rosjanie pozwolili mu opuścić ZSRR dopiero w 1946 roku i wtedy dopiero przejechał do Jeleniej Góry. Nie chcieli go wtedy przyjąć do szkoły bo miał szesnaście lat i nikogo nie obchodziło, że dzieciństwo spędził na Syberii i w Kazachstanie. Dopiero jakiś przedwojenny pedagog się zlitował i pomógł mu zapisać się do szkoły z młodszymi dzieciakami.
Czy Anglicy podziękowali wam za męstwo pod Monte Cassino?
Nie dopuścili nas nawet do udziału w defiladzie zwycięstwa zaraz po zakończonej wojnie.
Miałem wrażenie, że nie bardzo wiedzieli co z Wojskiem Polskim zrobić na terenie Anglii i dlatego rozwiązali nasze oddziały. Część żołnierzy skierowali do Kanady, gdzie spotkał ich trudny los wyrobników na farmach i musieli wszystko zaczynać praktycznie od zera. Ja trafiłem najpierw do Szkocji, a potem do Anglii, znalazłem pracę i ożeniłem się. Przez całe życie bronię dobrego imienia Polski i nikt przy mnie nigdy nie ośmielił się w Londynie mówić źle o Polakach, bo ja na to nie pozwolę! Polacy, którzy pozostali w Anglii, po wojnie bardzo starali się o dobry wizerunek naszej Ojczyzny. Otrzymałem odznaczenia brytyjskie i rząd Anglii zaczął finansować wyjazdy kombatantów na rocznicowe obchody zwycięstwa pod Monte Cassino. Każdy żołnierz, który brał udział w bitwie otrzymuje 700 funtów na wyjazd do Włoch na obchody rocznicowe. Nie ma wielkich formalności, wystarczy zgłosić ochotę na wyjazd i podać swój stopień wojskowy oraz nazwisko i imię, a oni już wiedzą kto walczył w armii Andersa.
Czy Rosjanie przeprosili za wywózkę na Sybir?
Nie, nikt nie przeprosił nikogo z Polaków za zesłanie w głąb Azji i rabunek całych majątków na Kresach Wschodnich Rzeczypospolitej. Za czasów ZSRR, to nawet był zakaz pisania o tych zsyłkach na Sybir po 17 września 1939roku w podręcznikach historii Polski! Obecna Rosja też zesłańców na Sybir nie przeprasza.
Czy współczesne władze Rosji przyznały może jakieś odszkodowania za pracę przymusową na Sybirze ?
Ani mnie ani nikomu z mojej rodziny, czy moich znajomych, władze Rosji żadnego odszkodowania nie wypłaciły za katorżniczą pracę w Azji.
Dziękuję za rozmowę.
Wywiad przeprowadził i zdjęcia wykonał
Rajmund Pollak
Artykuł ten wydrukował tygodnik „Śląska gazeta” w nr 28 (59) z 13 – 19 lipca 2012 roku
Slowa sa piekne, ale licza sie czyny, które ida za slowami. Mysl jest bronia, ale mysl niewypowiedziana, tylko zludzeniem. Warto posiadac odwage cywilna do wypowiadania opinii przeciwnych stereotypom i warto plynac pod prad jak pstragi