Wyrwane z kontekstu: Nie umrzesz
10/04/2011
400 Wyświetlenia
0 Komentarze
2 minut czytania
Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł. (J 11,21)
Zdanie Marty przewija się przez historię wiary. A raczej niewiary – jest bowiem jej świadectwem. Potrafimy robić wyrzuty – wszystkim, tylko nie sobie. Bogu także. O zdarzające się nam przypadłości losu, (zwłaszcza te dokuczliwe) obwiniamy Boga. W rozżaleniu pouczamy Go, jak powinien był postąpić w zaistniałej sytuacji.
Czujemy się pokrzywdzeni. Ponuro rozglądamy się wokół. Zauważamy same tylko blaski życia sąsiadów, tak ostro kontrastujące z samymi tylko cieniami naszego losu. Z właściwą sobie spostrzegawczością dostrzegamy wszelkie skazy w postępowaniu sąsiadów. Do kościoła chodzi od przypadku do przypadku – a do spowiedzi to już tylko dwa razy w rok… Za co, Panie go tak wyróżniasz?
Odchodzą od nas najbliżsi. Smucimy się, płaczemy – i to jest dobre, bo wraz z nimi nasz świat odarty został z jakiejś wartości, którą ceniliśmy. Nawet Jezus zapłakał nad grobem Łazarza. Ale czasem też rozpaczamy – i to nie jest dobre, bo przecież rozpacz idzie w parze z brakiem nadziei. A czyż On nie powiedział Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki (J 11, 26)?
Trapią nas choroby. Ledwie wyleziemy z jednej, już się przyplącze następna. Panie, choruje ten, którego kochasz (J 11,3) – wzdychamy słowami sióstr Łazarza. A tu nic się nie poprawia. Czujemy się osamotnieni, chwilami nawet oszukani. „Panie gdybyś tu był…” A może nawet, gdy jest już naprawdę ciężko: „Panie, gdybyś był…”
W Ewangelii nie znajdziemy lekarstwa na choroby swego ciała. Ale znajdziemy pokrzepienie. Choroba ta nie zmierza ku śmierci (J 11,4)
Panie gdybyś tu był…
Opanuj się. On tu jest. Nie umrzesz.
Chyba że sądzisz, iż ty – to tylko ciało.