Co łączy fotoradary z ustawą śmieciową? Oprócz tego, że dzięki Tomkowi Parolowi część mandatów z fotoradarów ląduje w śmieciach – kasa, którą władza stara się wyciągnąć z kieszeni obywateli stosując coraz bardziej gangsterskie metody.
Niedawno pojawiły się informacje o projekcie zmian dotyczących mandatów za przekroczenie prędkości (link). Wśród proponowanych zmian znajduje się powiązanie wysokości mandatów z ogłaszaną przez GUS średnią płacą krajową za poprzedni rok – od 1,5 do 20% w zależności od „nadwyżki” prędkości. Czemu nie w odniesieniu do minimalnej płacy / emerytury, które władza gwarantuje (procenty można zostawić) – nie wiadomo. Mniejsza z tym, znacznie ciekawiej wyglądają założenia odnośnie samych radarów: Straż Miejska bez radarów, policja – „suszarki” i wideorejestratory, Inspekcja Transportu Drogowego – wyłącznie fotoradary stacjonarne. Policja będzie nakładać mandaty punktowane, zaś ITD tylko mandaty, ale – uwaga! – za „wykroczenie będzie w trybie administracyjnym odpowiadać właściciel auta, a nie osoba, która kierowała samochodem”. Uzasadnienie pomysłu jest jednak cokolwiek sprzeczne z ideą: „W ocenie projektodawców to sprawi, że kierowcy nie będą już mogli unikać płacenia mandatów, odmawiając np. wskazania kierowcy, albo wskazując osoby trzecie”. Widać z tego, że wcale nie chodzi o tak akcentowane bezpieczeństwo, tylko po prostu o złupienie ludzi i wyciągnięcie kasy nie ważne od kogo, bez oglądania się na to, czy zapłaci sprawca, czy osoba niewinna.
Niemniej ciekawie wygląda kwestia ustawy śmieciowej, a raczej kar za niewłaściwie segregowane i wyrzucane śmieci. W Warszawie za złamanie zasad selektywnej zbiórki kara może wynieść nawet 5 tysięcy zł (link). To, czy właściciel nieruchomości poprawnie segreguje śmieci w pierwszej kolejności sprawdzać będzie firma odbierająca, która w razie czego zawiadamia administrację samorządową, ta zaś występuje do policji (link) i nastaje kontrola. „Przedstawiciel władzy wykonawczej (lub też upoważniony przez niego pracownik urzędu gminy) w ramach takiej kontroli ma prawo do wstępu do kontrolowanego obiektu, żądania pisemnych lub ustnych informacji oraz przesłuchania osób w zakresie niezbędnym do ustalenie stanu faktycznego, żądania okazania dokumentów i innych danych związanych z przedmiotem kontroli, a także przeprowadzenia innych niezbędnych czynności kontrolnych”. W Andrychowie kontroli podlegać będą również ci właściciele nieruchomości, którzy zdaniem władzy przekazują firmie komunalnej zbyt mało odpadów (link). Biorąc zaś pod uwagę, że podrzucanie śmieci (a wątpliwe, że podrzucane śmieci będą segregowane) jest w Polsce nagminne, mandaty za niewłaściwe segregowanie mogą okazać się żyłą złota. I o ile w przypadku domów wolnostojących tudzież zabudowy szeregowej istnieje jeszcze cień szansy, by nie płacić za niepopełnione grzechy, to mieszkańcy budynków wielorodzinnych są na z góry przegranej pozycji. Mało tego – wprowadzana jest tu odpowiedzialność zbiorowa. Bo przecież płacić będą wszyscy mieszkańcy (nawet ci, którzy wtedy byli na wczasach za granicą) a nie sprawcy.
No, ale czego się spodziewać, skoro 3,5 mld zł rocznie płacimy samych pensji: 117 ministrom i wiceministrom, ok. 45 tysiącom radnych (wszystkich szczebli), 185 tysiącom urzędników administracji centralnej oraz 250 tysiącom urzędników administracji samorządowej (link).
Ponieważ w obu przypadkach wprowadzana jest zasada „winien – nie winien, zapłacić powinien”, więc pozwolę sobie twórczo ją rozwinąć i ożywić martwe prawo o odpowiedzialności finansowej urzędników. Pomysł jest prosty – za urzędnika płaci partia, która sprawuje władzę w jednostce samorządu terytorialnego.
Fot.: MN