– Opowiadał historie, z których jasno wynikało, że nie miał żadnych wiarygodnych źródeł! Twierdzi w rozmowie z „Wprost” wydawca „Rzeczpospolitej” i „Uważam Rze” Grzegorz Hajdarowicz.
Hajadrowicz mówi ostro: – Opowiem opisowo: w jego mniemaniu powinniśmy uznać babę, która na placu sprzedaje kapustę, za źródło informacji na temat broni atomowej w Iranie – twierdzi.
Mówi, że nie czytał tekstu, tylko uwierzył redaktorowi naczelnemu Tomaszowi Wróblewskiem, że informacje są sprawdzone i wiarygodne.
– Po trzykrotnych zapewnieniach o wiarygodności tekstu powiedziałem, że nie wyobrażam sobie, żeby nie było w tekście żadnych elementów podgrzewających emocje, które wychodziłyby poza dokumentację. Nie zapytałem choćby dlatego, że naczelny twierdził, że nie przyniósł tekstu, bo ciągle nad nim pracują, więc i tytułu jeszcze nie ma – twierdzi Hajdarowicz.
Twierdzi też, że jego spotkanie z rzecznikiem rządu Pawłem Grasiem w nocy poprzedzającej publikacje nie miało żadnych ukrytych podtekstów.
– Jako odpowiedzialny obywatel uznałem, że informacja jest tak nieprawdopodobna i tak ważna, że mam taki obowiązek. A z uwagi na to, że Pawła znam od 1984 r., po prostu odruchowo do niego zadzwoniłem…
Właściciel "Rz" zapewnia, że Paweł Graś nie namawiał go, aby wstrzymać druk. I że nie było żadnych nacisków spoza wydawnictwa w sprawie ukarania odpowiedzialnych za tekst dziennikarzy i redaktorów – twierdzi Hajdarowicz.
– Czuję się absolutnie oszukany… Czytam tekst – mam w pamięci rozmowę z naczelnym – i widzę, że tytuł jest nieadekwatny do tego, co z nim ustaliłem, że tekst i tytuł są kompletnie rozbieżnymi światami. Tytuł zabijał treść. Gdyby tam był znak zapytania chociażby, że zadajemy trudne pytania, to mógłbym się czepiać, że to nie jest materiał do "Rzeczpospolitej", bo my nie jesteśmy tabloidem".
Pobiegł do redakcji i czekał co wydarzy się dalej. Miał nadzieję, że prokuratura potwierdzi tezy artykułu, bo naczelny upierał się, że "są źródła, że są wszystkie materiały". Wróblewski przyszedł jednak do redakcji i powiedział: "pomyliliśmy się".
W sobotę członkowie Rady Nadzorczej spotkali się z redaktorem naczelnym "Rz". Od Tomasza Wróblewskiego usłyszeli, że został oszukany przez Gmyza.
Hajdarowicz: – I że to jest największe oszustwo w jego życiu, że Gmyz go okłamał i on nie wierzy, że mu Gmyz coś przyniesie [dokumenty uwiarygadniające tezy postawione w artykule".
W poniedziałek zarząd Presspubliki spotkał się z osobami, które miały związek z powstaniem tekstu. Cezary Gmyz ocenił później, że zarząd był jak komisja weryfikująca dziennikarzy w stanie wojennym.
Spotkanie było nagrywane. Zdaniem Hajdarowicza "to, co mówił Gmyz, było szokujące". – Opowiadał historie, z których jasno wynikało, że nie miał żadnych wiarygodnych źródeł! Opowiem opisowo: w jego mniemaniu powinniśmy uznać babę, która na placu sprzedaje kapustę, za źródło informacji na temat broni atomowej w Iranie. Tak to wyglądało: jakiś wyrzucony pracownik, z jakiejś organizacji itd. (…) Z materiałów, które pan redaktor Cezary Gmyz nam przedstawił, nie wynika nic. Nie miał żadnych wiarygodnych źródeł."
Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75248,12838864,Hajdarowicz__Gmyz_oszukal_Wroblewskiego__Nie_mial.html#ixzz2BzTy2xcL