Nawet jeśli przyjąć, że dziecko jest częścią kobiecego ciała, to przecież nie może to oznaczać, że kobieta może z nim zrobić, co chce, bo przecież żaden lekarz nie uciąłby pacjentowi zdrowej ręki, tylko dlatego, że ten by sobie tego życzył.
Wczoraj w Parlamencie Europejskim debatowaliśmy o Białorusi i Andrzeju Poczobucie. Ale przy okazji dyskutowaliśmy o prawach lesbijek w Afryce i o aborcjach w Chinach. Obie te ostatnie debaty dały szerokie pole do ideologicznych popisów europejskiej lewicy. Zaangażowałem się zwłaszcza w tę drugą debatę, bowiem socjaliści odlecieli zupełnie. I pokazali jak nieracjonalni są, jakimi kliszmi myślą, jak są zaślepieni i fanatyczni. Polecam zapis tej debaty i wyciągnięcie własnych wniosków
Zareagowałem na słowa jednej z socjalistek, która używała najdurniejszego z argumentów aborcjonistów – że kobieta ma prawo do swojego ciała. To jakiś absurdalny sąd! Bo jeśli płód jest częścią kobiecego ciała i może ona zrobić z nim, co tylko jej się spodoba, to – i tego dotyczyło moje pytanie do owej socjalistki – do jakiego momentu można w ten sposób traktować płód? Czy 7-miesięczny płód też jest częścią ciała kobiety i może ona z nim zrobić, co tylko zechce? A co z 6-miesiecznym wcześniakiem? Czy dziecko jest częścią kobiecego ciała, którą można usunąć tylko wówczas, gdy jest wewnątrz kobiety, czy też może jednak zniszczyć je także poza organizmem matki? Czy więc 7-miesięczny płód wewnątrz kobiety miałby mniej praw, niż 6-miesięczny wcześniak? A może jednak prawo kobiety do swojego ciała obejmuje także władztwo nad dzieckiem już po urodzeniu? No bo niby dlaczego prawo kobiety do odebrania życia części swego ciała miałoby kończyć się wraz z wydaleniem owej części? Czy więc matka nie powinna mieć prawa do uśmiercenia części swojego ciała, która już jest wydalona? Ale jeśli tak, to do jakiego momentu? Czy tylko do 9 miesiąca od poczęcia? A niby dlaczego nie później? Dlaczego prawo do dysponowania swoim ciałem nie miałoby obejmować także okresu, gdy owa część już chodzi, a nawet mówi? Jeśli bowiem kilkumiesięczny płód nie jest człowiekiem, to nie jest nim także dziecko już wydalone. Wszak sam fakt wydalenia z ciała jednej z jego części, nie jest jakimś magicznym początkiem człowieka, a jedynie dosyć bolesnym pozbyciem się z ciała kobiety jednej z jej części.
Ciekawego argumentu dostarczył mi na twitterze także Marek Magierowski (jest to tak dobry argument, że zacząłem Magierowskiego nienawidzić, bowiem zawsze tak reaguję na ludzi, którym zazdroszczę jakiegoś spostrzeżenie czy trafnej uwagi). Napisał on bowiem, że nawet jeśli przyjąć, że dziecko jest częścią kobiecego ciała, to przecież nie może to oznaczać, że kobieta może z nim zrobić, co chce, bo przecież żaden lekarz nie uciąłby pacjentowi zdrowej ręki, tylko dlatego, że ten by sobie tego życzył. Trafne, więc odnotowuję.
Oczywiście, żadnej dopowiedzi na moje pytanie nie otrzymałem – pani socjalistka wzięła się jedynie pod boki i powtórzyła swoją mantrę. Bo tylko to potrafi – powtarzać jak zaklęcia swoje wyznanie wiary. I kto tu jest bezrozumnym, zaślepionym, nieracjonalnym fanatykiem i talibem? Ci, co bronią prawa do życia dzieci nienarodzonych, czy ci, którzy je atakują?