Patrząc na wybory jak na wyścigi poszczególnych partii i ugrupowań politycznych trzeba stwierdzić że PiS odniosło wielki sukces. Po pierwsze: udało się niemal podwoić frekwencję z 23 do 45 % elektoratu, po drugie: uzyskać niemal o połowę zwiększenie własnego udziału w puli z 31 do 45 %, po trzecie: pokonać największego przeciwnika odzyskując na nim prawie 8 punktów procentowych w relacji do poprzednich wyborów do PE. Ponadto udało PiS’owi „posprzątać na własnym – „prawicowym” podwórku eliminując zarówno „Konfederację” jak i „Kukiza”. W tym bezprzykładnym sukcesie jest pewne „ale”, podsumowanie głosów uzyskanych przez wszystkich deklarujących wrogi stosunek do PiS’u, czyli KE, Biedronia i „lewiznę” okazuje się że obie strony zdobyły niemal taki sam wynik, w granicach 45 %, a to już […]
Patrząc na wybory jak na wyścigi poszczególnych partii i ugrupowań politycznych trzeba stwierdzić że PiS odniosło wielki sukces.
Po pierwsze: udało się niemal podwoić frekwencję z 23 do 45 % elektoratu, po drugie: uzyskać niemal o połowę zwiększenie własnego udziału w puli z 31 do 45 %, po trzecie: pokonać największego przeciwnika odzyskując na nim prawie 8 punktów procentowych w relacji do poprzednich wyborów do PE.
Ponadto udało PiS’owi „posprzątać na własnym – „prawicowym” podwórku eliminując zarówno „Konfederację” jak i „Kukiza”.
W tym bezprzykładnym sukcesie jest pewne „ale”, podsumowanie głosów uzyskanych przez wszystkich deklarujących wrogi stosunek do PiS’u, czyli KE, Biedronia i „lewiznę” okazuje się że obie strony zdobyły niemal taki sam wynik, w granicach 45 %, a to już wymaga głębszego zastanowienia jako że na wsparcie Kukiza nie ma co liczyć, a Konfederacja może kontynuować ataki na PiS gdyż jest to jej największy kapitał polityczny.
PiS musi brać pod uwagę że przeciwnościom będzie stawiło czoła samotnie, a w wielu przypadkach może natrafić na zjednoczony opór i po prawej i po lewej swojej stronie.
Odniesiony sukces nie jest wprawdzie zwycięstwem Pyrrusowym, ale zdobyta przewaga nie daje gwarancji wygrania każdego starcia.
Tyle w odniesieniu do partii.
Człowiek zawdzięczając któremu PiS odniósł sukces – Jarosław Kaczyński sięga po znacznie więcej aniżeli tylko sukces partyjny, zwrócił na to uwagę natychmiast po wyborach. Chciałby zapewne utrwalić swoje osiągnięcia przez nadanie państwu polskiemu odpowiedniego charakteru.
Czy dążenia szefa partii któremu, jako dotychczas jedynemu, udało się wyjść zwycięsko z pojedynku z siłami układu „III RP”- odpowiadają potrzebom Polski?
Na to pytanie trudno jest odpowiedzieć gdyż nigdy dotąd nie zadeklarował swojego programu poza ogólnikami względnie propozycjami dotyczącymi poprawek obecnego stanu państwa, a nie zasadniczych przemian.
Możliwe że jest w tym określony zabieg taktyczny wobec tych sił, które w istocie zorganizowały obecny stan państwa polskiego, ale o tym możemy się przekonać dopiero po jesiennych wyborach.
Zmierzając do oceny wyników wyborów z 26 maja z punktu widzenia takiej historycznej polityki polskiej jaką reprezentowali politycy suwerennej Polski z Piłsudskim i Dmowskim na czele, trzeba stwierdzić że stworzenie podstaw do możliwości jej realizacji wymaga znacznie więcej aniżeli to co stało się w tym dniu.
Przenosząc doświadczenia w zaangażowaniu narodu polskiego w sprawy polityczne ze wzrostu frekwencji wyborczej na wybory wewnętrzne oznacza to że powinna ta frekwencja wzrosnąć z niecałych 50 % do przynajmniej 75 %.
W ten sposób można stworzyć wiarygodne podstawy wzajemnego zaufania władzy i narodu.
Ażeby taki stan osiągnąć trzeba zmienić nie tylko język którym się chce porozumieć z narodem, ale też zmienić oblicze partii politycznej.
Trzeba definitywnie zerwać z konwencją postokrągłostołową, której produktem jest „III RP” i jej konstytucja.
Nie można też dalej kontynuować wojenki z „opozycją” sprowokowaną rozmyślnie w celu zagubienia polskiego narodu we wzajemnych waśniach, podobnie jak to miało miejsce w XVIII wieku.
Wystarczy stwierdzić że nie interesują nas poszczekiwania i napaści, gdyż zmierzamy do nadrzędnego celu i na tym skupiamy całą swoją energię.
Jest tylko pytanie czy takiej roli podejmie się zwycięskie PiS, a właściwie czy Jarosław Kaczyński jest gotów do jej pełnienia?
Według zdania konfederacyjnych narodowców PiS należy do tej samej konwencji co i PO i inne bezpośrednie lub pośrednie twory okrągłostołowe i tylko pełni rolę kolejnego zmiennika.
Było to możliwe aż do Smoleńska, po nim stało się to niemożliwe, przynajmniej dla Jarosława Kaczyńskiego, a także należy zwrócić uwagę na elementy gry totalnej opozycji, która z Kaczyńskiego zrobiła dyktatora i zamordystę tylko po to żeby nim straszyć i w Polsce i poza Polską.
Obok Kaczyńskiego jest jeszcze paru ludzi w PiS’ie których traktuje się jako „wrogów ludu”. Przy pierwszej okazji, a taką mogą być wygrane wybory, będzie można zrzucić na nich odpowiedzialność za wszelkie zło i doprowadzić do unicestwienia, przynajmniej w sensie politycznym.
Stworzenie POPiS’u czy czegoś na kształt sojuszu AWS z UW w tych okolicznościach jest niemożliwe, chociaż po obu stronach wojujących jest wielu gotowych do kompromisu.
Dla tych którzy oczekiwali remisowego rezultatu w zwarciu wyborczym, a nawet zwycięstwa opozycji sukces PiS ma wielkie rozmiary, jednakże mając na względzie nędzną kondycję organizacyjną „koalicji europejskiej”, brak odpowiednio atrakcyjnego przywództwa i sposobu prowadzenia kampanii, a przede wszystkim brak czytelnego i konkurencyjnego programu, to ten sukces nie było trudno osiągnąć.
Mnie osobiście zastanawia fenomen że wyraźnie nastawiona antypolsko „proeuropejska” koalicja mogła uzyskać w Polsce tak wysoki wynik wyborczy.
Oczywiście trzeba nieć na względzie fakt że przy 45% frekwencji te 38 % oznacza nie więcej niż 17 % całego elektoratu, a zatem operujemy niewielkimi ułamkami „woli narodu”. Jeżeli przy tym zwróci się uwagę na fakt że przypisany opozycji elektorat uczestniczy niemal w całości w wyborach to przy większej mobilizacji polskiego społeczeństwa powinno się osiągnąć znacznie wyraźniejsze zwycięstwo.
Może nawet wynik lepszy od Fideszu który w tych wyborach przy ponad 50% frekwencji zdobył 52 % głosów.
Niestety, ale to zwycięstwo i Marine Le Pen we Francji wraz z polskim nie zdołają na tyle zmienić oblicza PE żeby wpłynąć na charakter UE, która nadal pozostaje karykaturą zjednoczonej Europy.
Wprawdzie te wybory otwierają jakąś perspektywę na przyszłość, ale jest to przyszłość tak odległa że „zanim słonko wstanie rosa oczy wyje”.
Na zmiany w UE trzeba innej okazji i innego gremium niż PE, które pozostaje jak dotąd tylko tłustą synekurą.
Żenujące jest to że dorośli ludzie dają się nabierać na tak naiwne szalbierstwa.
W tych okolicznościach te wybory nie można do końca potraktować na serio nawet jako „próbę sił” gdyż i tak przeszło połowa uprawnionych je zlekceważyła, jest jednak nadzieja że przy zwiększeniu uczestnictwa przynajmniej do poziomu wymienionych 75 % zaistnieje możliwość wprowadzenia takich zmian konstytucyjnych które przywrócą nam suwerenność – co daj Boże –Amen.