TVP „Historia” postanowiła swoiście uczcić rocznicę „wyborów” przeprowadzonych 4 czerwca 1989 roku jako rezultat porozumienia przy „okrągłym stole”. Zerknąłem tylko na fragment dyskusji na którą zaproszono kilku panów, którzy wyrażali ubolewanie nad błędami popełnionymi mimo dobrej woli przy okazji wykonywania tego „wiekopomnego” aktu. Po takim oświadczeniu natychmiast wyłączyłem telewizor, liczyłem bowiem że po upływie przeszło ćwierci wieku można będzie usłyszeć głos prawdy na temat tego wydarzenia. Czym bowiem były owe „wybory” których wynik był z góry przesądzony podobnie jak wszystkich „wyborów” w PRL, z tą różnicą że dla dekoracji zorganizowano wolny wybór do senatu. Z tym że zwycięską listę „Solidarności” sporządzili sami organizatorzy tej imprezy, której celem było wmówienie naiwnym ludziom, że nareszcie mogą „wybierać”.
Sama prezentacja kandydatów „Solidarności” była zwykłym oszustwem, albowiem nie byli to kandydaci jedynych legalnych władz „Solidarności” wybranych na kongresie. Dzisiaj wiemy dokładnie kto tę listę sporządzał i kto decydował o jej prezentacji i nie były to żadne władze związku, ale oczywisty spisek zaakceptowany przez Wałęsę za cenę utrzymania posady przewodniczącego.
Tak się składa że byłem świadkiem rozmowy Wałęsy z Siła – Nowickim w czasie której Wałęsa nie pytany i nie proszony nagle zaczął się tłumaczyć z nie umieszczenia kandydatury Siła – Nowickiego na tzw. „solidarnościowej” liście.
Wyraził to w ten sposób: – że przyszli do mnie z listą, a ja zwróciłem uwagę iż nie ma na niej Siły, a na to dostałem odpowiedź – że jest to warunek zasadniczy.
Z tego można było wyciągnąć wniosek że na liście nie mogło być osób niezależnych.
W masie kilkuset osób tacy mogli się prześliznąć, ale nie mógł być ktoś kto jest zbyt znany pod tym względem.
Paradoksalnie ale ja mogłem znaleźć się na tej liście bo taką propozycję otrzymałem i moje nazwisko nie było bliżej znane decydentom.
Odmówiłem stanowczo udziału w tej farsie zarówno ze względu na fakt że Stronnictwo Pracy której działalność reaktywowaliśmy na terenie kraju w przededniu obrad okrągłostołowych, było ciągle jeszcze uznawane za nielegalne
/ aż do jesieni 1989 roku!/, ale głównie z zasadniczego powodu uznania tego rodzaju wyborów za akt haniebnej kolaboracji w stosunku do komunistycznej władzy.
I tak powinno się ten akt określać gdyż wszystkie nieszczęścia będące następstwem spisku „czerwonych z różowymi” zaczynają się od tego aktu, którego celem było „zalegalizowanie” układu rządzącego z katastrofalnymi skutkami przez niemal całe ćwierćwiecze.
Na tym tle uwagi Krzysztofa Wyszkowskiego na temat „oszustwa w oszustwie”, aczkolwiek niewątpliwie słuszne, są jednak niewystarczające w ocenie całego haniebnego wymiaru tego aktu, który chyba może być porównywany z „sejmem niemym” gdyż niezależnie od skutków realnych przyniósł również niedopuszczalną nobilitację zbrodniarzy peerelowskich, funkcjonującą po dzień dzisiejszy.