11 lipca mija kolejna, pomijana w mediach rocznica bestialskich rzezi ludności polskiej na Wołyniu.
O ile zbrodnia katyńska jest już mocno obecna w świadomości Polaków (a po tragedii smoleńskiej dowiedział się niej cały świat), o tyle Wołyń jest skutecznie wymazywany z naszej pamięci. A przecież rozmiar i okrucieństwo tej drugiej tragedii przerasta wszelkie nasze wyobrażenia o zbydlęceniu ludzkiego gatunku.
W Katyniu dwadzieścia parę tysięcy oficerów polskich zastrzelono strzałem w tył głowy. NKWD działało szybko, bezboleśnie, można by rzec – „humanitarnie”…
Na Wołyniu oprawcy z UPA i OUN sadystycznie torturowali i mordowali niemowlęta, dzieci, kobiety, starców. Ofiary były przeważnie bezbronne, gdyż większość zdolnych do obrony swoich rodzin mężczyzn przebywała wtedy na robotach, w partyzantce, w sowieckich gułagach, na wojnie… Celowo nagłaśniane bestialstwo banderowskich oprawców (rozpowszechniano nawet kartki pocztowe poćwiartowanych piłą zwłok młodej Polki) miało wywołać przerażenie i masową migrację ludności polskiej na zachód.
http://wolyn1943.eu.interii.pl/lud5.jpg
Liczba ofiar nie jest do końca ustalona i szacunkowo waha się od 60 do 200 tysięcy!!! Cóż, ukraińscy nacjonaliści to nie skrupulatni Niemcy czy Rosjanie; zbrodnicza czerń nie prowadziła na bieżąco statystyk i ewidencji… A po wojnie nikt już nie dochodził prawdy…
Sowiecka dominacja narzuciła nam przyjaźń bez pytań i rozliczeń, a w wolnej Polsce doraźne interesy polityczne odsuwały w cień niewygodne, drażliwe tematy. Nieliczni niepokorni – tacy jak ks. Isakowicz-Zaleski czy pani Ewa Siemaszko – latami bezskutecznie walczą o prawdę i zadośćuczynienie.
Dzieci cudem ocalone z pogromów są już staruszkami; ich wołanie o sprawiedliwość jest coraz cichsze, za chwilę zupełnie zamilknie…
Dziś hydra UPA odradza się, obrasta w legendę. To rodzi niepokój. Dlatego naszym obowiązkiem jest przypominanie tego, o czym oni chcieliby jak najszybciej zapomnieć.
Na sprawiedliwy sąd jest już za późno.
Ale na chwilę zadumy i refleksji zawsze jest dobra pora…
Żyjemy tu i teraz. Nie wiemy, jaki los zgotuje nam, naszym dzieciom i wnukom nadchodząca niepewna przyszłość… Podobno ludzkość w swej masie nie zmienia się; doskonalą się tylko metody eliminowania siły żywej przeciwnika…
Tylko znając przeszłość i mając w sobie odrobinę instynktu samozachowawczego możemy uniknąć wielu nadchodzących zagrożeń…
Lech Makowiecki
P.S. Zastanawiam się, jak można uczcić śmierć naszych wołyńskich rodaków. Sadzenie imiennych dębów (jak w przypadku akcji „Katyń – pamiętamy”), zapoczątkowane przez Stowarzyszenie Parafiada nie wchodzi w rachubę ze względu ogrom wołyńskiej zbrodni i brak personaliów większości ofiar. Tak na marginesie – pomimo rozpropagowania w mediach akcji Parafiady na 22 tysiące pomordowanych przez NKWD polskich oficerów uhonorowano w ten sposób (głównie siłami wolontariatu) zaledwie ok. 4.300 osób…
Jeden z moich znajomych zaproponował więc posadzenie lasu drzew; każde z nich symbolizować ma wymordowaną wołyńską wioskę…
Założę się, że czynniki rządowe nie podejmą w ogóle tego tematu, a media (również publiczne) profilaktycznie nawet „nie zauważą” daty 11 lipca – umownej rocznicy największej rzezi cywilnej ludności polskiej na Kresach…
Z cyklu „znalezione w sieci” – ballada „WOŁYŃ 1943” z płyty „Patriotyzm”
Zapraszam na moje blogi:
http://wpolityce.pl/autorzy/lech-makowiecki
i stronę www.zayazd.pl
Inzynier z wyksztalcenia, songwriter i grajek z wyboru. Niepoprawny romantyk, milosnik Historii - oceanu wiedzy o tym, co nas moze spotkac. Fan Mickiewicza i Pilsudskiego - ostatnich Wielkich Polaków majacych mega-wizje bez udzialu dopalaczy...