Wolność polega na tym, że ma się prawo wyboru kłamstwa, które chce się czytać.
Pojawiają się na blogowiskach, co jakiś czas, wezwania do cenzurowania różnego rodzaju wypowiedzi. Różni ludzie uznają, że wypowiedzi innych ludzi są złe i że należałoby je ocenzurować. Jeszcze inni ludzie twierdzą, że nie wolno tego robić, bo to byłaby cenzura, a cenzura jest ZŁEM. Oczywiście często jest tak, że ci, którzy uważają cenzurę za zło, w przypadku zmiany kontekstu stają się jej zwolennikami, ale to temat na inne rozważania.
Ja chcę przedstawić moją opinię o cenzurze w konkretnym kontekście jakiegoś medium. Gazety Wyborczej, TVN, Naszego Dziennika, Radia Maryja czy NE. Albo jakiegokolwiek innego, które ma konkretnego właściciela.
Tuż przed moim wyjazdem na emigrację w czasie Stanu Wojennego, dyskutowałem z pewnym partyjniakiem na temat wolności. Zapytał mnie, czy naprawdę sądzę, że tam, na Zachodzie, w gazetach piszą tylko prawdę. Odpowiedziałem mu wówczas instynktownie, bo nie miałem tego jeszcze przemyślanego, że nie chodzi o to, czy w gazetach piszą prawdę, chodzi o to, bym miał wybór kłamstw, które chcę czytać. Miałem wówczas trochę ponad 20 lat, ale okazało się, że tę opinię uważam za słuszną i dziś, gdy lat mi przybyło i mam ich dobrze ponad dwa razy tyle.
W zasadzie, w jakimś wymiarze każda relacja z dowolnego zdarzenia, jakiekolwiek by ono było, jest kłamstwem. Nigdy nikt nie jest w stanie przedstawić wszystkich aspektów sprawy, a zazwyczaj każda historia ma swoje drugie dno, którego poznanie stawia ją w zupełnie innym świetle. Są oczywiście ludzie, którzy uważają, że zawsze da się dotrzeć do "czystej" prawdy, ale jakoś nie spotykam się z sytuacjami, w których miałbym pewność, że dany opis właśnie nią jest.
Część ludzi wzywających właścicieli mediów, czy wręcz władze państwowe, do cenzurowania powołuje się na swoje poczucie prawdy i domaga się likwidacji możliwości głoszenia innych "prawd". Tak jest w przypadku tych, którzy chcą likwidować Radio Maryja, tak jest też z tymi, którzy nawołują do spalenia pewnego biurowca na Czerskiej w Warszawie. Tacy ludzie zawsze będą i jest to zrozumiałe – nie rozumieją czym jest wolność ograniczając jej zasięg jedynie do podobnych sobie.
Ciekawszą jednak grupą są ci, którzy piętnują właścicieli mediów za to, że ci nie dopuszczają, by na ich łamach głoszono jakieś "prawdy". Jest to dość powszechne. Co raz słyszy się, że Gazeta Wyborcza kogoś tam cenzuruje, bo nie daje mu się wypowiedzieć na swoich łamach, a Radio Maryja zamyka możliwość wypowiedzenia się komuś innemu, zaś Administrator jakiegoś blogowiska wywalił tego czy innego blogera. Przedstawiane jest to jako łamanie wolności słowa i oczywiście jako CENZURA w tym najgorszym tego słowa znaczeniu.
A ja myślę, że mamy tu do czynienia z kompletnym nieporozumieniem.
Moim zdaniem właściciel medium ma prawo, i jest to jego PODSTAWOWE prawo właściciela, decydować co chce w swoim medium widzieć, a czego nie chce widzieć, i ma prawo skreślać, dopuszczać i wyrzucać wszystko, na co ma ochotę. Czy będą to treści wulgarne, obraźliwe, niezgodne z prawem, niepoprawne politycznie, niezgodne z linią, czy wręcz zwyczajnie napisane przez kogoś, kogo nie lubi. To właściciel decyduje o kształcie swojego medium.
Mamy dziś tyle możliwości, że każdy ocenzurowany w jednym miejscu może upublicznić to, co ma do powiedzenia w jakimkolwiek innym, albo wręcz stworzyć swoje własne miejsce. Nie ma obowiązku pisać w Gazecie Wyborczej, wypowiadać się w Radiu Maryja czy pisać w NE. Nie ma żadnych ograniczeń – można to, co ma się do powiedzenia napisać, powiedzieć czy pokazać gdziekolwiek indziej.
Usunięcie jakiejkolwiek treści z któregoś z mediów przez właściciela oczywiście JEST cenzurą. Co do tego nie ma wątpliwości. Ale nie jest to uderzenie w wolność słowa – bo nikt nikomu nie odbiera możliwości jego głoszenia.
Bo wolność polega na tym, że ma się prawo wyboru kłamstwa, które chce się czytać, i ma się również możliwość głoszenia kłamstw gdzie się chce. No, chyba że właściciel się nie zgodzi.