Od lat tak właśnie robię rybę na Wigilię. Bez smażeniny!
Tak podawała rybę nasza kuzynka. Mieszkała po wojnie na Florydzie. Na Swięta Bożego Narodzenia zjeżdżała do niej Polonia ze Stanów i Kanady. Wszyscy przez cały dzień łowili ryby w Atlantyku. Potem Żancia miała robotę przy tych rybach przez całą noc + dwie godziny pod prysznicem nad ranem…;)
A rybę, jak mi mówiła, przyrządzała tak:
w szklanym, żaroodpornym naczyniu zblanszuj masło /tylko zblanszuj, znaczy – rozpuść/, wrzuć pocięty drobniutko czosnek i sporo posiekanej natki pietruszki. Włóż do naczynia filety, obtocz i schowaj do lodówki, przykrywając szklaną pokrywą. Teraz możesz iść się kąpać.
Przed kolacją wigilijną włóż przykryte naczynie /ale nie prosto z lodówki!/ do piekarnika i włącz pieczenie. /Ja to robię, szczerze mówiąc, na elektrycznej fajerce./ To długo nie trwa.
Zrób polski sos: do roztopionego masła dodaj pocięte drobniutko jajka na twardo + nieco soli i pieprzu.
Rybę podawaj z tłuczonymi ziemniakami, polaną polskim sosem. Połóż dwa – trzy plastry cytryny.
Taka ryba lubi zieloną sałatę, no ale i kapustka z grzybami ujdzie :), jak to w Polsce. A nawet trochę ćwikły z chrzanem.
Od lat właśnie tak robię rybę na Wigilię.
Wszystkim składam najserdeczniejsze życzenia świąteczne.
Niby z porzadnej rodziny, a do komedyantów przystala. Ci artysci...
4 komentarz