Opis więzienia do którego trafiłem.
To niemieckie więzienie wyglądało dokładnie tak jak sobie wcześniej wyobrażałem niemieckie więzienia: potężne zamczysko z czerwonej cegły. Prawdziwy fort, cytadela czy inna twierdza. Jakby je nie nazwać to swoim wyglądem wzbudzało respekt, a nawet grozę. W takich warunkach nie trudno było sobie wyobrazić tam akcję jakiegoś horroru. Po prostu potężne zamczysko wprost idealnie nadawało się na więzienie. Rytm życia wewnątrz tej instytucji codziennie był taki sam: śniadanie, spacer, obiad, kolacja, sen. Codziennie wchodził do celi strażnik pytając czy ktoś ma ochotę na kąpiel. Jeśli tak to prowadził go do specjalnego pomieszczenia przeznaczonego na łaźnię. Poza tym jeśli zachodziła potrzeba to prowadzono więźnia do lekarza. Zaraz po przyjeździe była to nawet konieczność. Ja od urodzenia miałem wysokie ciśnienie krwi. Zapewne sprawa genów gdyż w mojej rodzinie było to powszechne zjawisko. Wysokość mojego ciśnienia nie robiła na mnie żadnego wrażenia, a na lekarzach ogromne. Gdy byłem spokojny i zrelaksowany to jego wartości były na poziomie 150/250. Około dwóch razy większe niż u normalnego człowieka. Gdy byłem poddenerwowany to moje ciśnienie było niezmierzalne w standardowych warunkach. No więc na drugi dzień po przyjeździe do więzienia zaprowadzono mnie do lekarza. Kobiety. Standardowo pielęgniarz zmierzył mi ciśnienie krwi, coś nabazgrał na kartce i zaniósł ją lekarce. Potem ona przyjęła mnie osobiście. Spojrzała na kartkę i zaczęła mi wolno, bym zrozumiał, tłumaczyć jakie to zagrożenia niesie tak wysokie ciśnienie. 180. Pielęgniarz ją poprawił: 280. Chwilę milczała wstrząśnięta, nie wiedząc co robić.Czy wzywać pogotowie? Może coś innego. Zastanawiała się. Jak się czuję. Dobrze. W sumie to miała szczęście, że byłem zrelaksowany. Dopiero by miała zagwostkę. Obiecała mi, że przewiozą mnie do innego więzienia gdzie będę miał właściwą opiekę lekarską, której tutaj niestety nie mogą mi zagwarantować. Wyglądała na szczerze zmartwioną. Na jej słowa łaskawie kiwałem ze zrozumieniem głową jakby taka troska była dla mnie czymś normalnym. Niestety, dla każdego kto urodził się i wychował w Polsce takie zachowanie nie było normą. Wyszedłem od lekarza bogatszy o jeszcze jedno nieznane mi wcześniej doświadczenie.
Pierwszy dzień pobytu Pana Henia (nowego współwięźnia) upłynął na wzajemnym poznawaniu się. Po zapoznaniu się z jego historią, którą opisałem wcześniej, zadałem mu parę pytań. Między innymi o to czy się nie uzależnił od narkotyków. W końcu przez tak długi czas brał morfinę. Odpowiedział, że nie. Wszystko już jest okej. W nocy gdy spałem obudził mnie Henio prosząc bym już wstawał. Zaspany i półprzytomny zapytałem go która godzina. Odpowiedział, że jest już późno. Coś mi tu nie grało więc spojrzałem na zegarek. Druga nad ranem. Powiedziałem żeby dał mi spokój i obróciłem się na drugi bok. Słyszałem jak Henio drepcze nerwowo po celi. Tam i z powrotem. W końcu zaczął się dobijać do drzwi. Natarczywie. Otworzył mu zaspany i niezadowolony strażnik. Czego chcesz? Porozmawiać. Dostał jakieś środki uspakajające i wreszcie zasnął. Ale ja już nie mogłem zasnąć do samego rana.