Dewocja filmowa. To jest prawdziwa plaga. Na filmie znają się wszyscy i wszyscy oddają cześć reżyserom, aktorom i całym obrazom
Ponieważ dewocja jest w Polsce zjawiskiem powszechnym warto pochylić się na tym złożonym zjawiskiem. Dewocja jak wiadomo jest dwojakiego rodzaju – religijna i świecka. Ta pierwsza nie występuje już prawie, została bowiem skutecznie zniszczona i trudno dziś znaleźć prawdziwego dewota religijnego, a o dewotce to nawet nie ma co mówić. Nawet moherowe babcie wstydzą się swojej dewocji i odstawiają jakąś nowoczesną pantomimę, byle tylko nie rzucono w ich stronę tego strasznego słowa – dewotka. Być może gdzieś w podziemiach starych kościołów, albo na cmentarzach gromadzą się jeszcze dewoci i dewotki w starym dobrym stylu, który pamiętamy jeszcze z lat siedemdziesiątych, tak często wyszydzanym przez rozmaite postępowe środowiska. W pełnym świetle dnia dewoci nie występują, a szkoda, bo byłby to cenne uzupełnienie krajobrazu kulturowego Polski, tak przecież zubożonego.
Co innego dewocja świecka. Ta rozkwita i pleni się wszędzie. Dewocja świecka polega na tym, że w miejsce Pana Boga, jego świętych i całkiem realnych kapłanów z brzuchami i pucatymi policzkami wstawia się coś innego. Na przykład muzyków rockowych. Moim zdaniem ten rodzaj dewocji – dewocja muzyczna – jest najgorszy. Nigdy mnie to nie fascynowało i trudno mi wyobrazić sobie sytuację, w której oddaję cześć jakiemuś oberwańcowi, który lata po scenie, aczkolwiek znam kilku osobiście. Dewocja muzyczna jest nieuleczalna i mam wrażenie, że zależna od tego jak dalece beznadziejny jest wykonawca. Nie zaobserwowałem świeckich dewotów oddających cześć muzyce poważnej, czy jak kto woli klasycznej. Za to często widzą takich co składają pokłony przed fotografią Michała Wiśniewskiego. I nie tylko jego. Im słabszy i bardziej żenujący wykonawca tym większą czcią go otaczają dewoci i dewotki.
Istnieje także dewocja filmowa. To jest prawdziwa plaga. Na filmie znają się wszyscy i wszyscy oddają cześć reżyserom, aktorom i całym obrazom. To jest pogański i grubiański zwyczaj, który w czasach studenckich ułatwiał korespondencję między płciami. I do tego jedynie jest potrzebny. Kiedy człowiek nie ma już ochoty korespondować, albo po prostu żona mu zabrania, dewocja filmowa jawi mu się jako szczyt głupoty i zdziecinnienia. Ze skrępowaniem patrzy na ludzi nazywających siebie krytykami filmowymi lub recenzentami, a kiedy ma przeczytać jakiś fragment ich tekstu, wstręt po prostu wywraca mu twarz na drugą stronę. Przysłuchiwanie się zaś jak ludzie młodzi rozmawiają o filmie to jest jakaś wyrafinowana forma masochizmu, której oddają się bardzo poważni dewianci, nie mający czym zająć swojego umysłu.
Są także pewne rodzaje świeckiej dewocji, od których bardzo trudno jest ludzi odwieść. Jest to dewocja kulturalna i patriotyczna. Ponieważ ludzie nie mają dziś żadnej przestrzeni sakralnej, bo kościoły także zaczynają przypominać coś czym nie są w istocie, usiłują odnaleźć tę przestrzeń gdzie indziej. Najprościej zrobić to w muzeum i tak zwani ludzie kulturalni uważają muzea za coś w rodzaju świątyni, w której można doświadczyć jakiś przygód mistycznych. Ja osobiście odczuwam w stosunku do muzeów dużą rezerwę Po kilku minutach w przestrzeni muzealnej, tężeją mi łydki i zaczynam poruszać się z niejakim trudem. Głos przewodnika działa na mnie usypiająco. Poruszanie się wśród tych przypadkowo nagromadzonych, a skradzionych wcześniej przedmiotów przyprawia mnie o mdłości i po półgodzinie czuję się już zupełnie pogubiony. Podziwiam więc szczerze ludzi, którzy potrafią oddawać się temu rodzajowi dewocji z pasją.
Jest jeszcze dewocja patriotyczna. Polega ona na przypisywaniu śmiertelnikom cech nadprzyrodzonych. Ludzie czynią to ponieważ muszą poprawić sobie samoocenę lub przekonać siebie oraz jakąś większą grupę osób, że politycy, pisarze, żołnierze lub ktoś inny nadają się do tego, by oddawać im hołdy. Dewocja patriotyczna jest pułapką bardzo misterną, niepostrzeżenie można bowiem zamienić jednych bohaterów na innych, a ci inni niekoniecznie muszą być bohaterami z prawdziwego zdarzenia. Bywało tak już wielokrotnie. Ludziom trudno się przekonać, że to jest możliwe, oraz że dewocja patriotyczna na dłuższą metę jest szkodliwa, bo zamiana bohaterów dokonuje się zwykle w czasie życia jednego pokolenia, więc trudno jest porównać autentycznych idoli z podstawionymi. Szczególnie jeśli tych podstawionych strzeże milicja z pałami.
O wiele lepiej byłoby przywrócić dawną rangę przestrzeni sakralnej i właściwym dla niej bytom mistycznym, niż rozciągać jakąś quasi sakralną przestrzeń na ludzi i wydarzenia, nie zasługujące na to wcale lub zasługujące trochę. To jest oczywiście z punktu widzenia ludzi głoszących „świętą miłość kochanej ojczyzny” czysta herezja, albo wręcz straszliwa obelga, ale zastanówcie się nad tym tak głębiej.
Ludzie są tylko ludźmi.
Przypominam, że mamy już nową książkę Toyaha „Twój pierwszy elementarz”, która w przyszłym tygodniu idzie do druku. Po wydrukowaniu zaś, tak jak to zapowiadaliśmy będzie można ją kupić po 30 złotych plus koszta przesyłki, a nie tak jak dziś po 20 złotych plus koszta przesyłki.
Przypominam, że zostało jeszcze kilkanaście egzemplarzy „Baśni jak niedźwiedź”. Wszystkie zaś książki można kupić na stronie www.coryllus.pl oraz w księgarni Tarabuk przy Browarnej 6, w sklepie FOTO MAG nieopodal stacji metra Stokłosy oraz – od dzisiaj – w księgarni i kawiarni jednocześnie „Ukryte miasto” przy ulicy Noakowskiego 16. Trzeba wejść do bramy i tam już łatwo znaleźć tę księgarnię. To bardzo sympatyczne miejsce. Można tam odpocząć, napić się kawy i poczytać sobie książki.
swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy