Sam pomysł na księgę komunałów też nie jest nowy, bo napisał ją już kiedyś jakiś Francuz – Baudelaire o ile pamiętam, ale mogę się mylić
Ponieważ Toyah napisał fantastyczną zupełnie książkę. W dodatku w formie, która jest lekka, łatwa i przyjemna, pozazdrościłem mu tego i postanowiłem napisać coś – jak to mówią na Mazowszu – „w podobie”.
Ponieważ forma jest tym co człowiekowi piszącemu najtrudniej jest wypracować, dlatego większość autorów podkrada innym, wybitniejszym, sposoby pisania. Ja uczynię to samo i tę bardzo dynamiczną i ostrą formę ukradnę Toyahowi i tym, którzy stosowali ją przed nim.
Sam pomysł na księgę komunałów też nie jest nowy, bo napisał ją już kiedyś jakiś Francuz – Baudelaire o ile pamiętam, ale mogę się mylić.
Ponieważ w czasie bardzo intensywnej pracy nad drugim tomem „Baśni”, który lada moment będzie ukończony, przeczytać i przejrzeć musiałem mnóstwo opracowań i syntez napisanych przez zawodowych historyków, mam w głowie nieprzebrane mnóstwo pomysłów na hasła do tegoż leksykonu komunałów. Nie ma bowiem obszaru tak zakłamanego, tak pełnego chciejstwa i oszukanego jak historia pisana przez polskich autorów. W tym autorów uznawanych za wybitnych, dociekliwych i gorąco Polskę kochających.
Postanowiłem też, wzorem Toyaha, zaczepić ten leksykon bardzo mocno o współczesność inaczej bowiem nie ma to pisanie sensu.
Postaram się nie popadać w patos, ale też nie szydzić zbyt mocno, choć przyznam, że będzie mi trudno. Od kiedy bowiem zajrzałem do książki Kraszewskiego pod tytułem „Strzemieńczyk”, a potem do książki Rymkiewicza pod tytułem „Samuel Zborowski” trudno mi zapanować nad szyderstwem.
No dobra, dość gadania. Zobaczymy jak to wyjdzie w praniu, bo będę to, dawnym swoim zwyczajem wrzucał na blog, po odcinku raz na kilka dni. Hasła nie będą powstawać w kolejności alfabetycznej. Zaczynamy.
Modernizacja
To jest ulubiony fetysz Polaków. W każdej książce dotyczącej doby nowożytnej można przeczytać o modernizacji. Każdy władca, na którego cieplej patrzą historycy musiał zrobić coś co dałoby się podciągnąć pod modernizację kraju. Obłęd ten ma bardzo głębokie korzenie. Chciałem sobie kiedyś kupić książkę Wojciecha Tygielskiego, historyka z Krakowa zatytułowaną „Włosi w Polsce w XVI i XVII wieku”. Patrzę a tam podtytuł – „Utracona szansa na modernizację”.
Modernizacja wyrasta wprost z wiary w postęp i to jest w przypadku polskich dziejopisów choroba nieuleczalna. Modernizować trzeba wszystko: prawo, finanse, armię, żeglugę, miasta i władzę. Wszystko nadaje się do modernizacji, a celem tejże jest – żeby było jak na zachodzie.
Na zachodzie jest tak okropnie, że przez cztery stulecia każdy Polak, który tam wyjeżdża marzy o tym by jak najprędzej powrócić do domu, ale to nie przeszkadza pisać historykom o modernizacji. Tej książki o Włochach w Polsce nie przeczytałem, bo jest po prostu beznadziejna. Podobnie jak setki innych, do których próbowałem zasiąść, ale zasypiałem po pierwszych czterech stronach.
Modernizacja czai się wszędzie, na każdej karcie tych przemądrych ksiąg. Modernizują poezję poeci, prozę prozaicy, księża i reformatorzy religijni modernizują nabożeństwa, żeby były lepsze, mądrzejsze i bardziej dostosowane do okoliczności.
Są oczywiście także rzeczy, które modernizacji nie podlegają lub podlegają jej trochę inaczej. Albo też modernizacja wobec nich zastosowane idzie bardzo opornie. Lub jeszcze inaczej – historycy odnoszą się do nich z niechęcią lub nie piszą wcale na ich temat. Oto nie ma w mądrych książkach słowa o modernizacji wydobycia w kopalniach dawnymi czasy. Wyobraźcie sobie, że można w Polsce napisać grubą książkę o górnictwie na Śląsku w dawnych czasach i ani razu nie użyć w niej słowa „węgiel”. To jest prawdziwy wyczyn. Nie ma słowa w polskich książkach na temat hutnictwa, a jeśli już znajdzie się jakieś opracowanie to jest to jakiś cienki i zakurzony staroć. Jedyna książka popularna dotycząca dawnego przemysłu, czyli Bocheńskiego „Przemysł polski w dawnych wiekach” jest tak beznadziejna i wypełniona pobożnymi życzeniami, że nie da się jej czytać.
Finanse podlegają modernizacji, ale modernizuje się je z trudem. Polscy historycy nie piszą o finansach, a jeśli już to czynią to w wydawnictwach bardzo specjalistycznych i szczegółowych. Tak więc nigdy nie możemy się zorientować co i ile kosztowało w takim XVI stuleciu. Jest stara praca Fryderyka Papee, ale ona nie rozwiewa żadnych wątpliwości, przeciwnie – mnoży je.
Modernizacja w wydaniu polskim ma pewną bardzo charakterystyczną cechę – zawsze kończy się katastrofą. Nie ma w dziejach wypadku, by modernizacja się powiodła. I to jest punkt wyjścia, z którego taki amator jak ja rozpocząłby swoje rozważania. Nie robią tego jednak historycy, bo oni wierzą w modernizację, postęp i lepsze jutro. Modernizacja polska kończy się klapą oczywiście z naszej winy. To my nie rozumiemy wszystkich niuansów, to my nie dorastamy do sytuacji, to nam brakuje zawsze czegoś najpotrzebniejszego i brak ten uniemożliwia szczęśliwe sfinalizowanie modernizacji. Historycy nie mogą tego przeboleć. Płaczą nad tą naszą okropną cechą i lamentują. Och, żebyż można było ten kraj zmodernizować – wołają – ale nie, bo ten ciemny naród nic nie rozumie i nie wie co dla niego dobre. To widać nawet u Rymkiewicza, który bardzo sprytnie zasłania się rozmaitymi archaizmami i tradycją. Jest to niestety taki sam modernizator jak cała reszta.
Polacy ku nieopisanej rozpaczy historyków nie zmodernizowali swojej religii w XVI wieku tak jak należało, w XVI nie zmodernizowali kształtu swojego państwa, czyniąc z niej Rzeczpospolitą trojga narodów, w XVIII nie zmodernizowali ustroju w odpowiednim czasie, zrobili to ciut za późno i przez to musieli ponieść klęskę ostateczną. To ich wina i niczyja inna. Potem oczywiście modernizowali wszystko tak jak kazał zaborca, ale po odzyskaniu niepodległości znowu przestali. Zatrzymali się w pół drogi. I dziś znów nie rozumieją nowych czasów. I tak jak dawniej nie chcą się modernizować. Palą świeczki pod krzyżami, chodzą na nabożeństwa pełne zabobonów i nie jedzą mięsa w wigilię choć Kościół już na to pozwolił. Co prawda próbowali modernizować swój przemysł, ale skutecznie im to wybito z głowy. Tego akurat teraz się nie modernizuje. Teraz modernizuje się życie rodzinne i osobiste. Mamy bowiem epokę eksperymentów biologicznych i medycznych, której symbolem i znakiem jest zmodernizowany poseł Grodzki z Krakowa.
Tym co skutecznie przeszkadza Polskę modernizować są sami Polacy oczywiście. Gdyby nie było Polaków modernizacja poszłaby tu jak z płatka i wszystko byłoby cacy. Tylko o czym by wtedy pisano w książkach historycznych?
Informuję także, że 30 maja, godz. 19, dziedziniec Muzeum Archeologicznego w Poznaniu; odbędzie się wieczór
autorski o. Antoniego Rachmajdy ocd, pt "PUSTELNIK PÓŁNOCNEGO OGRODU W
LETNICH PORACH". Pory jak wszyscy wiemy to po "poznańsku" spodnie. Warto więc tam przyjść i zobaczyć co zaprezentuje naczelny "Zeszytów karmelitańskich".
Przypominam także, że mamy już nową książkę Toyaha, dostępną na razie tylko na www.coryllus.pl "Twój pierwszy elementarz" brzmi tytuł tej książki. Czekamy w kolejce do drukarni, co jeszcze chwilę potrwa, ale postanowiliśmy, że będziemy książkę sprzedawać w cenie promocyjnej – 20 złotych plus koszta wysyłki. Po wydrukowaniu będziemy musieli zwiększyć cenę do 30 złotych plus koszta wysyłki. Przypominam także, że zostało jeszcze kilkanaście sztuk „Baśni jak niedźwiedź. Tom I” Zapraszamy.
swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy