Weszliśmy w decydującą fazę wielkiej gry o Ukrainę.
Nawet ci, którzy nie interesują się zbytnio polityką zagraniczną, mają obecnie unikalną okazję do oglądania jak się ją robi. Weszliśmy w decydującą fazę wielkiej gry o Ukrainę. O to, czy będzie ona częścią Zachodu, czy też jednak zachodnią rubieżą rosyjskiego imperium. Ważne, żebyśmy odegrali w tej grze świadomą rolę ambasadora Kijowa w jego staraniach o zakotwiczenie się w strukturach zachodnich.
Kiedy we wtorek spotykałem się w Krakowie na wykładzie z młodzieżą rosyjską, białoruską i ukraińską, nie wiedziałem, że tak szybko nastąpi przyśpieszenie brutalnej wojny o przyszłość naszego wschodniego sąsiada. Wczorajsze, tragiczne wydarzenia w Dniepropietrowsku są bowiem kulminacyjnym momentem wielkiej rozgrywki o przyszłość Ukrainy. Nie znamy sprawców zamachów, ale jedno jest pewno – nie są to przyjaciele Kijowa. Obraz kraju, w którym na ulicach wybuchają, i to w przededniu wielkiej sportowej imprezy, nie służy ambitnym celom polityki zagranicznej naszego wschodniego sąsiada. Nie służy temu także obraz pobitej w więzieniu liderki opozycji. Jeśli ktoś chce, niech wierzy, że to czysty przypadek, iż kulminacja tych fatalnych wydarzeń następuje właśnie w tym momencie. Ja nie sądzę, żeby była to przypadkowa koincydencja tragicznych zdarzeń.
Już zdążyły odezwać się głosy, że Ukraina nie zasługuje na to, by być organizatorem Mistrzostw Europy w piłce nożnej. Komisarz UE, Viviane Reding, pośpieszyła w zapewnieniami, że na znak protestu nie przyjedzie na mecz inauguracyjny do Kijowa. Tak się śpieszyła, że nie zorientowała się, że ów mecz odbędzie się w Warszawie. Prezydent Niemiec odwołał swoją wizytę na Ukrainie. Warto zwrócić uwagę na postawę Niemców – nie mają problemów z kooperacją gospodarczą i polityczną z Rosją, w której zarówno wybory parlamentarne, jak i prezydenckie odbyły się z naruszeniem prawa (stosowne rezolucje przyjął w tej sprawie nawet Parlament Europejski, określając je jako „not fair and no free”), ale kręcą nosem na sytuację nad Dnieprem. Robią wiele, żeby porównywać Białoruś i Ukrainę, a – z drugiej strony – wybielają państwo Putina. Dziwna to gra i bardzo zauważalna w instytucjach unijnych. Zresztą Niemcy są w tym wspierani przez kilka innych krajów – chyba najbardziej przez Włochy i, po części, przez Francję.
Janukowycz i jego ekipa sami są sobie winni – nie przetrzymuje się liderki opozycji w więzieniu, nie łamie się praw swoich przeciwników politycznych. Ale to nie może oznaczać, że biernie powinniśmy się przypatrywać , jak Ukraina stacza się wprost w ramiona Rosji. Bo jeśli ktokolwiek odniesie korzyść z tych wszystkich wydarzeń, to będzie to na pewno Wielki Brat. Nie mam pojęcia, kto stoi za zamachami w Dniepropietrowsku, ale jedno jest pewne – zadowolony może być Kreml i wszyscy, którzy nie chcą integracji Ukrainy z Zachodem.
Niemcy były wielkim ambasadorem polskiej akcesji do UE. Robiły to nie dlatego, ze są zamieszkałe przez ludzi o wielkich sercach, ale dlatego, że było to w ich interesie. Dokładnie tak samo jest teraz z polskimi staraniami o włączenie Ukrainy do zachodniego krwioobiegu. Nasz kraj powinien być największym ambasadorem unijnych i natowskich aspiracji Kijowa – i to bez względu na to, czy osobiście lubi się Ukraińców, czy też nie za bardzo. Warto, żeby zaakceptowali to także polscy publicyści, dziennikarze i liderzy opinii – od was zależy, jak będą komentowane wczorajsze zamachy. Wasz głos jest ważny dla kształtowania dyskusji w Polsce, ale nie tylko. Bo w najbliższych dniach będzie budować się obraz Kijowa w oczach opinii międzynarodowej. Dlatego warto, żeby w tych momentach ważyć słowa i nie przyłączać się do łatwej nagonki na Ukrainę i pogarszania jej międzynarodowego image’u. Warto uświadomić sobie, że toczy się wielka gra o Ukrainę. Ale to także walka o Polskę, bo rację mieli Giedroyć i Mieroszewski, kiedy w powtarzanym już do znudzenia stwierdzeniu dowodzili, że bez niepodległej Ukrainy nie ma niepodległej Polski.
Kibicujmy Ukraińcom, pomagajmy im w ich drodze na Zachód. Jeśli trzeba, to ich krytykujmy (bo to także ważny element owej pomocy), ale w takich chwilach, jak obecnie, nie wpadajmy w łatwe sądy i nie stawajmy się częścią coraz powszechniejszego chóru krytyków i malkontentów, którzy chętnie krzywią się na słysząc o wydarzeniach u naszego wschodniego sąsiada. To łatwe i kuszące. Ale widząc, jak brutalna zaczęła się rozgrywka o przyszłość Kijowa, musimy stanąć po stronie naszych braci Ukraińców. Do tego trzeba silnych nerwów, ale przede wszystkim chłodnej głowy. Czego życzę wszystkim wypowiadającym się w najbliższych dniach o Ukrainie.