Polsat zakodował transmisję rozgrywek mistrzostw świata w siatkówce? Zakodował. Wkurzył część kibiców? Wkurzył. No i wywołał przy okazji z lasu wilka, albo raczej – co o wiele gorsze – socjalistę z czasów słusznie minionych. Otóż nasi umiłowani przywódcy postanowili na przyszłość zapobiec podobnym sytuacjom i w trybie nakazowym (z mocy ustawy) zmusić prywatnych nadawców do emitowania meczy polskich reprezentacji w sportach dowolnych w pasmach ogólnodostępnych. Nic to, że Polsat jest stacją prywatną, nic to, że prawa do emisji kupił, czyli stał się ich właścicielem i mógł sobie zrobić z nimi co chciał, nawet całkowicie zrezygnować z transmisji motywując to choćby tym, że nie lubi siatkówki i nie chce by ją ludzie oglądali. Prawa właścicielskie się nie liczą, ludowi pracującemu miast i wsi się należy, lud pracujący musi dostać. I kropka. Nie będzie krwiożerczy kapitalista ograniczał dostępu i społecznej własności praw do transmisji.
Zaraz usłyszę (a raczej przeczytam w komentarzach), że przecież grała nasza drużyna narodowa a zatem naród ma prawo oglądać. Chciałbym zatem zaproponować wszystkim myślącym w ten sposób, aby poszli o krok dalej i zakazali biletować meczów polskich reprezentacji, każdy przecież powinien mieć prawo oglądać na żywo. No bo jak to – właściciel telewizji nie ma prawa kasować za oglądanie a właściciel hali czy stadionu już ma? Toż to przecież jawna dyskryminacja i nierówne traktowanie właścicieli oraz odbiorców. Mecz prawem, nie towarem – czy organizacje lewicowe już się tym problemem zajęły czy skupione na prawie do seksualnych wynaturzeń przeoczyły ten drobny fakcik? Najwyższa pora nadrobić, żeby nie zostać oskarżonymi o wybiórcze traktowanie obywateli i, znowu, dyskryminację ze względu na rodzaj posiadanego świra.
Co tam zresztą prawa do emisji. Z jakiej racji ludzie zamykają na klucz swoje mieszkania i samochody? Przecież to, że je kupili nie znaczy, że mają prawo użytkować je zgodnie ze swoją wolą – każdy powinien mieć prawo wsiąść do naszego auta i pojechać nim w dowolnym kierunku, każdy powinien mieć dostęp do naszych nieruchomości stojących, bądź co bądź, na polskiej ziemi a do tej przecież nie można bronić polakom dostępu. Logiczne, czyż nie? Ja się tylko obawiam, że nasi przedstawiciele zbyt często korzystają z prawa nieograniczonego dostępu do polskiej wódki, ale cóż – w końcu słowo „przywódca” pochodzi wprost od zwrotu „przy wódce”. Czy jakoś tak…
Oczywiście, jak to w naszym uciemiężonym kraju zdarza się regularnie, o najprostszym rozwiązaniu nikt nie pomyślał – czyli o sprzedaży praw do transmisji z zastrzeżeniem, że musi ona (transmisja) być zrealizowana w ogólnodostępnym paśmie. Gdyby w ofercie było coś takiego wyraźnie przedstawione a później zapisane w umowie podpisanej przez obydwie strony nie byłoby najmniejszego problemu. Sprzedający dyktuje warunki, kupujący może je przyjąć i się do nich zastosować, ale nie musi. Ważne – rozstrzygające – jest to, że od samego początku wie, co chce kupić. Proste?
Niby proste, ale niestety nasza „klasa polityczna” w całości wychowana została w prylu i wciąż z tyłu głowy ma zapisane hasło przewodnie tamtego ustroju: „czy się stoi, czy się leży (…) się należy”…
Prawicowiec, wolnościowiec, republikanin i konserwatysta. Katol z ciemnogrodu.
3 komentarz