Widziane z Islandii
01/07/2012
393 Wyświetlenia
0 Komentarze
28 minut czytania
Referat wygłoszony 28 czerwca 2012 w Warszawie przez b. ministra gospodarki Islandii Gylfi Magnussona nt. sposobu wychodzenia przez jego kraj z kryzysu finansowego.
W siedzibie Krajowej Rady Spółdzielczej na ul. Jasnej w Warszawie odbyła się w dniach 27-28 czerwca bardzo ciekawa międzynarodowa konferencja naukowa pt. Systemy finansowe na rzecz Społecznej Gospodarki Rynkowej. Jednym z mówców był prof. Gylfi Magnusson ze Szkoły Biznesu Uniwersytetu Islandii w Reykjaviku, b. minister gospodarki Islandii w latach 2009-2010, którego wystąpienie miałem tam przyjemność tłumaczyć na polski. Poniżej zamieszczam treść tego referatu:
Rozwój sytuacji w gospodarce Islandii rzuca istotne światło na wzajemną grę systemu finansowego z jednej strony, a resztą gospodarki, gospodarką fizyczną lub realną, z drugiej. Ostatnie kilkanaście lat islandzkiej sagi obfitowało w dramatyczne wydarzenia, ale zanim do nich dojdziemy, popatrzmy na wcześniejszą historię, aby wyskalować sobie ich tło.
Przez całe wieki Islandia należała do najbiedniejszych krajów w północno-zachodniej Europie. W bardzo surowym klimacie, nie sprzyjającym rolnictwu, Islandczycy żyli przez stulecia na granicy maltuzjańskiego przeżycia. Wyspa nie była wtedy w stanie utrzymać więcej niż 50.000 mieszkańców (dziś ma ich 300.000). Nie umiano wykorzystać obfitości ryb w przybrzeżnych wodach i ominęła nas rewolucja przemysłowa. Po tysiącu lat takiej stagnacji gospodarka zaczęła się zmieniać w drugiej połowie XIX wieku. Islandia zaczęła wreszcie modernizować swe rybołówstwo oraz podjęto pierwsze kroki dla zbudowania nowych gałęzi przemysłu.
Ten postęp był w dużej części możliwy dzięki zapożyczeniu z sąsiednich krajów idei spółdzielczości, W kraju, który miał bardzo mało kapitału, system spółdzielczy dobrze nadawał się do uciułania pewnego kapitału od wielu podmiotów, co pozwoliło na powstanie bardziej kapitałochłonnych projektów przemysłowych niż dotychczas. Pierwsze spółdzielnie głównie obsługiwały wspólnoty wiejskie, pozwalając na przetwarzanie i sprzedaż produkcji rolnej, a w zamian na i mport towarów, które potem sprzedawano rolnikom i ich pracownikom. Później spółdzielnie i maszoperie odegrały też istotną rolę w szybko rosnącym sektorze rybołówstwa. Ponadto, pierwszymi w Islandii instytucjami finansowymi były kasy oszczędnościowo-pożyczkowe typu non-profit, oparte na ideologii spółdzielczej.
Do początków wieku XX Islandia przeżyła bardzo szybki wzrost gospodarczy oparty na trzech wyraźnych typach przedsiębiorstw: prywatnych, spółdzielczych i państwowych. Wszystkie trzy odgrywały ważną rolę. Taka trójfilarowa struktura przerwała do ostatniego ćwierćwiecza XX wieku. Jednakże do roku 1980 ruch spółdzielczy zaczął przeżywać poważne kłopoty i jego rola znacznie się skurczyła. Wiele było po temu powodów, w tym zwłaszcza duże zmiany w systemie finansowym, w którym w roku 1979 wprowadzono indeksację inflacji, co zakończyło epokę niskich odsetek, dużo poniżej współczynnika inflacji. Ponadto w latach 1980-tych pojawił się rynek giełdowy, który dla modelu spółdzielczego oznaczał znacznie trudniejsze pozyskiwanie kapitału.
Jednocześnie sektor publiczny zaczął wycofywać się z wielu obszarów, gdzie wcześniej odgrywał znaczącą role, jak rybołówstwo i przetwórstwo ryb, a następnie finanse. To sprawiło, że gospodarka Islandii zasadniczo przeszła w ręce prywatne. Zachowano jednak znaczące wyjątki, jak to służba zdrowia, system edukacji, przedsiębiorstwa usług komunalnych i produkcja energii elektrycznej, gdzie państwo i samorządy zachowały pozycję dominującą. Ponadto, sektor rządowy zachował główną funkcję redystrybucji świadczeń i transferu wypłat, co stanowi typową część nordyckiego systemu socjalnego.
Pod koniec XX wieku Islandia była krajem wysoko rozwiniętym i zamożnym, ale miała stosunkowo słabo rozwinięty i głównie lokalny system bankowy. Banki islandzkie i inne instytucje finansowe nie prowadziły operacji za granicą, ani też na wyspie nie było żadnych obcych banków. Zresztą obce instytucje finansowe bardzo mało interesowały się Islandią, jako malutkim rynkiem z własną lokalną walutą. Okazyjnie pożyczały jednak pieniądze bankom islandzkim albo też bezpośrednio obsługiwały bądź to rząd, bądź największe islandzkie firmy.
Ponadto Islandia miała bardzo słaby system monetarny, z historią bardzo niestabilnych poziomów cen i kursów wymiennych, zdecydowanie najgorszą w całej powojennej Europie. Jedną z konsekwencji tego stanu rzeczy był niski poziom oszczędności krajowych oraz to, że kontrakty długoterminowe w walucie miejscowej były z reguły po roku 1979 indeksowane do poziomu cen. Korona islandzka nie była walutą w pełni wymienialna, a jej stosowanie poza wyspą było znikome. System bankowy był w większości własnością państwa i co za tym idzie był silnie upolityczniony, ale zarazem niewielki i zachowawczy. Miejscowa kadra bankowa miała bardzo nieduże doświadczenie w bankowości międzynarodowej z wyjątkiem tego, co było niezbędne dla obsługi islandzkiego handlu zagranicznego oraz okazyjnych pożyczek od banków zagranicznych.
To wszystko zaczęło się zmieniać w latach 90-tych. Dekada zaczęła się od fuzji trzech małych prywatnych banków i jednego większego banku państwowego ale mającego kłopoty. W wyniku fuzji powstał duży bank prywatny. W roku 1994 weszło w życie porozumienie EEA (European Economic Area), na mocy którego reszta z dawnej EFTA, czyli Norwegia, Islandia i Liechtenstein, ale bez Szwajcarii, stała się częścią wspólnego rynku Unii Europejskiej, ale nie mając formalnego w niej członkostwa. Korona islandzka (ISK) stała się walutą w pełni wymienialną, a islandzkie instytucje finansowe uzyskały swobodę operowania w UE poza kontrolą władz Islandii. Z początku nie miało to większego znaczenia.
Dopiero jakieś dziesięć lat później banki zaczęły śmielej korzystać z tej nowo nabytej swobody. Nastąpiło to dopiero po wielkiej prywatyzacji, kiedy to w okresie 1998-2002 większość systemu bankowego dostała się w ręce prywatnych przedsiębiorców lubiących wysokie loty i duże ryzyko. Zaczęli oni poszukiwać szybkiego wzrostu i dużych zysków. Islandię zalały obce fundusze, inwestorzy islandzcy nabywali wiele obcych przedsiębiorstw i udziałów.
W latach 1986-2003 realny wzrost systemu bankowego w Islandii wynosił średnio 7,8% rocznie, a w latach 2003-2007 aż 22,6% rocznie (sumując całość krajowych kredytów i obligacji). Wzrost tego sektora poza wyspą, korzystając z dostępu do rynków europejskich, był jeszcze bardziej imponujący. W okresie od końca 2003 roku do drugiego kwartału 2008 suma bilansowa banków islandzkich wzrosła z 16,2 miliarda euro do 115,2 mld euro przy średnim tempie wzrostu 55% rocznie.
Ten ogromny napływ gotówki wywołał wydęty balon cen aktywów w Islandii, głownie na giełdzie, ale w dużym stopniu także na rynku nieruchomości. To z kolei wytworzyło ogromne zyski na papierze, prowadząc do wielkiego wzrostu prywatnej konsumpcji. Rząd cieszył się z szybko rosnącej bazy opodatkowania, inwestycje poszły w górę i przez jakiś czas PKB Islandii pędziło do góry na złamanie karku. Na pozór wszystko wydawało się w porządku. W istocie jednak tak nie było. Boom dawał się utrzymać tylko dopóty, dopóki trwał napływ pieniądza i to w coraz większej skali. Gdy tylko trend się odwrócił, cały domek z kart się zawalił. Szczyt na giełdzie zanotowano w lipcu 2007 roku. Już jesienią jednak pojawiły się odznaki poważnych kłopotów.
Inwestorzy, którzy zaciągnęli kredyty w obcych walutach, aby kupić aktywa w Islandii, zaczęli starać się sprzedać te aktywa, aby spłacić choć część swoich długów. Zaczęła się spirala spadku zarówno cen aktywów giełdowych, jak i kursu ISK. Problemy kredytobiorców szybko stały się też problemami kredytodawców, a w dalszej kolejności także tych, którzy i tym drugim pożyczyli pieniądze. Wszyscy zaczęli się pchać do zatkanego wyjścia z tej sytuacji i nikt nie mógł z niej wyjść. Nie było komu kupować ani islandzkich papierów wartościowych, ani islandzkiej waluty. W październiku 2008 cały system finansowy się zapadł. Zabrakło w nim obcych walut i dostępu do kredytu ostatniej instancji ratunku. Wszystkie trzy wielkie banki Islandii upadły jeden po drugim w odstępie zaledwie kilku dni. Zapaść po stronie aktywów miała kolosalne rozmiary. Jeszcze lata upłyną, zanim wyłoni się w pełni policzony obraz strat. Już teraz wiemy jednak, że będzie to wielokrotność PKB Islandii.
Jesteśmy zatem już w okresie po krachu. W listopadzie 2008 Islandia uzgodniła i przyjęła program pomocowy IMF (Międzynarodowego Funduszu Walutowego). W jego ramach pojawiły się fundusze w wysokości 5 mld USD, z IMF, z krajów nordyckich i z Polski. Wyzwania jakie stanęły przed rządem były ogromne. Waluta straciła połowę swej wartości. Trzeba było wprowadzić rygorystyczną kontrolę kapitałów. W ślad za upadkiem ISK poszła dwucyfrowa inflacja, a siła nabywcza gospodarstw domowych spadła o 20% licząc realnie. Gwałtownie wzrosło bezrobocie, z tradycyjnego 1-2% do ponad 9%, czego wcześniej Islandia nigdy nie doświadczyła, choć może według norm Europy kontynentalnej nie wydaje się to jeszcze wiele. Znacząco skurczyła się baza podatkowa, co sprawiło, że w budżecie pojawił się ogromny deficyt. Na dodatek rząd zaciągnął ogromny dług, aby uratować bank centralny, który technicznie też był bankrutem, oraz w celu sfinansowania nowego systemu bankowego, jaki musiał powstać natychmiast po upadku starego. Wraz ze spadkiem zarobków realnych i wartości aktywów, wiele rodzin znalazło się w trudnej sytuacji nie wiążąc końca z końcem i nie mogąc spłacić kredytów hipotecznych. Bodaj jeszcze gorzej wyglądała sytuacja w sektorze przedsiębiorstw, gdzie załamały się budżety i skurczyły przychody.
Program ratunkowy był zakrojony szeroko i wielowątkowo. Zmieniono system podatkowy, tak aby zwiększyć przychody budżetu państwa, ale zarazem stawki podatkowe stały się dużo bardziej progresywne niż przedtem, co odwróciło trend sprzed kryzysu. Obcięto wydatki rządowe, ale starając się oszczędzić na ile to możliwe cięć w podstawowym systemie socjalnym, oświacie i zdrowiu, natomiast ostrzej ciąć po stronie inwestycji infrastrukturalnych i po kosztach utrzymania administracji. Koszt działań podjętych dla ograniczenia deficytu budżetowego był zatem w dużym stopniu przesunięty na zamożniejsze gospodarstwa domowe, a oszczędzono ich najbiedniejszym.
Przyjęto dodatkowe programy, aby ulżyć problemom rodzin najbardziej zadłużonych. Sektor korporacyjny przeszedł reorganizacje finansową, w wyniku której wiele przedsiębiorstw holdingowych zostało rozwiązanych, ale większość czynnych gospodarczo firm przetrwała, czasami zmieniając właściciela i wymieniając kierownictwo.
Upadek sektora finansowego pozostawił całą górę nierozwiązanych problemów prawnych. Użyto sporych środków, aby dociec, co poszło źle i określić, kto był za to odpowiedzialny. W niektórych przypadkach pociągnie to za sobą odpowiedzialność karną. Ponadto w sądach pojawiły się ogromne ilości pozwów cywilnych, w których czasami dochodzi się roszczeń wielkiej wartości.
Choć dramat sektora finansowego nie miał w Islandii precedensu, kraj niemal cudem nie doświadczył załamania się podstawowych usług bankowych. Krajowy system wypłat i obsługi depozytów funkcjonował bez chwili przerwy, podobnie jak cały system kart kredytowych i debetowych, bankowość online oraz bankomaty. Gdyby bowiem te usługi się załamały, prawie na pewno w ciągu kilku dni załamała by się także gospodarka realna i produkcja.
Dziś, w trzy lata później, Islandia znacząco się podźwignęła i w roku 2011 wypełniła swój program w ramach IMF. Deficyt sektora publicznego został utrzymany pod kontrola, a nawet jest bliski zbilansowania. PKB rośnie o 2-3% rocznie, bezrobocie spada i tego lata zejdzie prawdopodobnie poniżej 5%, a płace realne rosną. Rząd już powrócił na międzynarodowe rynki kapitałowe, w roku 2011 sprzedał obligacje o łącznej wartości 1 mld $ i powtórzył to w roku 2012 i to z całkiem niezłą marżą.
W roku 2012 odrobiono prawie połowę spadku PKB i tyleż siły nabywczej w porównaniu z najlepszym okresem sprzed kryzysu, dzięki czemu dochody i PKB wróciły na poziom z roku 2005 i są już wyższe niż przeciętna w UE. Dobrze rozwija się eksport, a ponieważ import utrzymuje się mocno poniżej poziomu sprzed kryzysu, bilans rachunków bieżących wygląda krzepko. Chociaż nadal mamy problem z zadłużeniem gospodarstw domowych, także i tu nastąpiła poprawa. Większość firm pomyślnie przeszła restrukturyzację finansową. Powoli do normy wraca także sektor finansowy.
Oczywiście, pozostają pewne problemy. Głównym wyzwaniem jest teraz utrzymać i być może umocnić odrodzenie gospodarcze, które zaczęło się w 2010 roku. Powinno ono doprowadzić do poprawy głównych wskaźników makroekonomicznych, w tym do spadku bezrobocia, dalszej poprawy siły nabywczej gospodarstw domowych, wzrostu przychodów państwa, lepszej płynności w sektorze prywatnym, a także powinno ulżyć gospodarstwom i przedsiębiorstwom, które zmagają się nadal z problemem zadłużenia. Obecna nadwyżka na rachunku bieżącym zmniejszy się, ale nie zniknie. Chociaż wszystkie te wskaźniki na dziś przedstawiają się nieźle, to wychodzenie z kryzysu jest wciąż procesem kruchym i w części zależy od zjawisk poza Islandią. Rozwijający się kryzys strefy euro jest, rzecz jasna, obserwowany z wielkim niepokojem.
Inwestycje i eksport mogą zależeć od wydarzeń globalnych, zwłaszcza w UE, która jest zdecydowanie największym partnerem handlowym Islandii. Część tej niepewności odzwierciedlająterms of trade, jako że ceny ryb i aluminium, dwóch głównych produktów w islandzkim eksporcie, są dosyć chwiejne. Nie jest to dla Islandii problem tylko chwilowy. Zbytnia zależność gospodarki od dwóch sektorów w eksporcie, opartych na surowcach o niestabilnych cenach, a więc i przychodach, jest niepożądanym źródłem niestabilności także w dłuższej perspektywie. Bardzo niewiele można z tym zrobić w krótszym okresie.
Podobnie mało Islandia może zrobić, aby dopomóc ustabilizować globalny system finansowy. Tu Islandia musi po prostu mieć nadzieję na najlepsze, ale być przygotowana na najgorsze. Z całą pewnością nie możemy próbować przekonywać innych aby przyjęli „islandzkie rozwiązanie” dla swoich problemów. Być może nadaje się ono, albo może nawet jest jedynym możliwym do przyjęcia dla Islandii, ale źle się powiela w większej skali, a przynajmniej nie we wszystkich aspektach.
Paradoksalnie, Islandia jest obecnie lepiej przygotowana na stawienie czoła burzy w globalnym systemie finansowym niż większość innych krajów Zachodu. Ma ona na nowo zorganizowany system bankowy, w którym przeważają krajowe aktywa i pasywa, pozbyła się toksycznych aktywów spisując je na straty, ma duże rezerwy kapitałów zakładowych, a waluta krajowa jest chroniona ścisłą kontrolą kapitału. Ryzyko zaimportowania niestabilności finansowej z innych rynków jest więc jak na razie niewielkie. Największe dla Islandii ryzyko pochodzi z eksportu.
W niedługiej perspektywie kontrola kapitału jest dla Islandii jeszcze jednym wyzwaniem. Jednakże jej zniesienie jest trudne. Każdy plan musi w jakimś momencie założyć napływ obcej waluty, aby choć z grubsza zrównoważyć odpływ oszczędności trzymanych w Islandii w postaci aktywów zdenominowanych w ISK, zarówno przez samych Islandczyków jak i obcych inwestorów. W ogole stabilność i wymienialność waluty jest jednym ze stałych wyzwań jakie stoją przed Islandią, a przykładem tego jest właśnie potrzeba kontroli kapitałów.
Trzeba tu jednak przyznać, że dramatyczna deprecjacja ISK w roku 2008 odegrała wielką rolę w przesunięciu popytu krajowego z importowanych towarów i usług na miejscowe. Pobudziła także eksport, choć może w mniejszym stopniu niż tego oczekiwano, częściowo dlatego, że dwie największe pozycje w islandzkim eksporcie mają naturalne ograniczenie wolumenowe. Złagodziło to jednak dramatyczny spadek wewnętrznej konsumpcji i inwestycji, dzięki czemu nie doszło do spadku w popycie na produkty krajowe na podobną skalę.
Niemniej jednak, bałagan który udało się uporządkować poprzez koronę, z drugiej strony powiększył się właśnie z jej powodu. Dramatyczna deprecjacja ISK o blisko 50% odegrała ważną rolę w powstaniu problemów bilansowych, z jakimi Islandia boryka się aż dotąd, i dołożyła się do destrukcji aktywów finansowych. Sprawiła ona także, iż spadek płac realnych i siły nabywczej był większy niż przewidziany. Powiększył się przez to problem zadłużenia gospodarstw domowych i rzecz jasna, także obniżyła się stopa życiowa. W skali państwa to także ujemnie wpłynęło na bilans i bazę podatkową, powodując konieczność większej konsolidacji fiskalnej i kontroli kapitałów.
Inne dalekosiężne wyzwania obejmują kwestie długu publicznego i długów prywatnych. Dług publiczny wychodzi już na prostą, przynajmniej w teorii. Długi brutto będą prawdopodobnie zmniejszone w najbliższych latach poprzez sprzedaż aktywów i redukcje nadmiernych rezerw walut, jakie Islandia pożyczyła. Proces ten już się zaczął i Islandia spłaciła przed terminem prawie piątą część funduszy otrzymanych w ramach programu.
Dług publiczny netto nie jest szczególnie alarmujący, ponieważ nie jest dużo większy niż przed narośnięciem balona. Rozsądne jest jednak, że się go stopniowo redukuje poprzez coroczną niewielka nadwyżkę fiskalną. To samo dotyczy głównych powinności pozabilansowych, a mianowicie emerytur rządowych, które są tylko częściowo finansowane. Na dłuższą metę będą one wymagały sfinansowania poprzez stopniowo rosnące składki z nadwyżek fiskalnych.
Dalekosiężne wyzwanie, aby stworzyć zrównoważony rozwój jest dla Islandii równie ekscytujące jak dla innych krajów. W Islandii będzie to oznaczało przejście z surowcowej zależności do przemysłu i usług, które w pierwszym rządzie będzie oparte na zdrowym otoczeniu biznesu oraz dobrze wykształconej kadrze pracowników zapewniającej przewagę konkurencyjną.
I wreszcie, Islandia ma też wyzwanie strategiczne, które bynajmniej nie jest dla niej unikalne. Jest to zbudowanie i wdrożenie ram sektora finansowego, który będzie mógł odegrać konstruktywną rolę w gospodarce nie tworząc nadmiernego ryzyka ani nie zużywając nadmiernych zasobów.
Islandia już podjęła szereg ważnych kroków w tym kierunku, ale nie jest to jeszcze koniec drogi. Kraj tak mały jak Islandia nie może oczekiwać, że wszystkie niezbędne rozwiązania zdoła wypracować sobie sam. Potrzebna jest radykalna zmiana koncepcji globalnego systemu finansowego. Islandia jest gotowa dołożyć się do tego procesu swymi bardzo ciekawymi przypadkami i boleśnie zdobytym doświadczeniem
(tłum. Bogusław Jeznach)
Dodatek muzy:
Próbka islandzkiej muzyki ludowej: Hestaskal og Heilraedi