Posiadam wysoką kulturę
ścieralności jak panele podłogowe lub płytki na holu szkoły głównej handlowej, po którym życie sobie drepce – Wiktor Smol
z tej kropki postawionej sympatycznym atramentem
rozwinę zdanie złożone podrzędnie a może
opowiem historię znaną już wszystkim
moje miasto przecina sieć torowisk
tramwaje niczym kukiełki pozapinane
na stalowych sznurkach pajęczyn centrali
z łoskotem przemieszczają się po krętych ulicach
w zakrętach kołyszą podobnie jak kobiety w biodrach
tramwaj jest pojemny
domyka magię pożądania
z którym nie ma żartów trzeba je brać na serio
gdzieś zostało zapisane
nie pożądaj żony bliźniego swego
to jednak ją weź jak swoją kobiecie nie odmawia się
podobnie jak pacierza na kacu nie wsiadasz za kółko
samochodu którego sponsorem był tatuśco to urwał się
z uwięzi tej krzykliwej kobiety dla niej kiedyś łapał
spadające gwiazdy i brodził w stawie niczym ten pan z lektury
mieszkam na wyspie bez problemu przekraczam granicę
stu mostów między dzwonnicami wiekowych kościołów
z przyklejoną twarzą do szyby tramwaju wgapiam się
w ludzkich twarzach szukam rozwiązania sensu bycia tu i teraz
za plecami czuję oddech i ciężar zgłodniałych spojrzeń
odkręcam głowę wkoło wszyscy tacy sami
o kształtach i posturach rożnych stanowią jeden zbiór
ludzi zabieganych zamyślonych rano zmęczonych
wieczorem kładą się z ręką na pulsie dnia który minął
bez większych wrażeń z kolejną dostawą nowych rachunków
niedopowiedzenie w tekście jak w życiu pytanie
czy spotkam tych ludzi pojutrze i jeszcze
czy z kropki
postawionej na końcu zdania
zdołam wyjść by uciec poza ramy ultrafioletu