Wewnętrzni Moskale. Cóż za znakomity termin! Użył go właśnie Jarosław Marek Rymkiewicz. Używajmy go. Używajmy na co dzień. Oddaje rzeczywistość lepiej, niż słowo postkomuniści. Pisarz, którego próbowano przekupić najpierw Nagrodą Nike, a następnie wikłać w proces mający pokazać, gdzie jest jego miejsce w kraju, o którym była wicepremier Bieńkowska stwierdza, że jedynie idiota może pracować za 6 tysięcy miesięcznie. Żona ministra Drzewickiego kradnie w amerykańskim sklepie, choć można się domyślać, że na szynkę jej nie brakuje. Minister sprawiedliwości Grabarczyk fałszuje podpis, aby wejść w posiadanie broni. Inny, bodaj najbardziej pretensjonalny minister w rządzie Tuska, Sławomir Nowak „zamienia się z kolegami” zegarkami, sam posiadając jeden o wartości setek głosów ludzi bezdomnych biorących masowo udział w wyborach w rejonie Warszawa-Śródmieście. Prezydent tego zaś miasta miesiącami wtulona jest w pomnik żołnierzy Armii Czerwonej. Niech to nikogo nie dziwi. Przyniosła jej ta armia przecież wolność i dobrobyt. Prezydent kraju zaprasza do współrządzenia grupę komunistycznych bandziorów, z generałem, który zbezczeszcził mundur takich, jak rotmistrz Pilecki, czy major Łupaszko. Dlatego właśnie ten termin Rymkiewicza. Stad precyzyjne określenie tego, kogo w okresie przedrozbiorowym nazywano rublochlapem.
Jak Rymkiewicz pisze, wewnętrzni Moskale nie znikną z dnia na dzień. Zewrą raczej szeregi. Będą szli trzymając się pod ręce. Parami. Jak do odtańczenia kozaka. Dalej bratcy w prisiudy! Wajda z generałem Izydorczykiem. Olbrychski z generałem Czempińskim. Olejnik – jak to już bywało – z Urbanem. Kwaśniewski z Millerem idą w ślinę. Jest i młodzież. Sędzia Tuleja z generałem Kiszczakiem. Będą nieśli transparent: W jedności siła. Nie będzie już wśród nich zamordowanego – wiele na to wskazuje – generała Petelickiego. Ale będzie ich wielu. Tysiące. Tysiące wewnętrznych Moskali, którzy robi wszystko, aby Polska nie stała się Polska. Żeby Polska była krajem z definicji chorym, zdegenerowanym i pełnym poczucia winy. Tę winę będą przekładać światu filmowcy sponsorowani przez Instytut Sztuki Filmowej. Nowy Hollywood prowadzony niegdyś przez etatowego oficera KGB Aleksandra Forda – wolał jednak odbierać sobie życie na Florydzie – to więcej, niż kreowanie świata. To guma do żucia dla oczu, które nie chcą widzieć. To beckettowska studnia, do której wrzuca się wszystko, co w historii Polski było ważne. Poczynając od krzyża. Nie przypadkiem gorliwy redaktor pewnego pisma usunął go z Giewontu. Raził. Przesłaniał widok rublochlapowi. Kaleczył przestrzeń publiczna. Odrażający jest dla tych idących w kozackie prisiudy. Śmierdzi konfederacją barską i powstaniem warszawskim. Starzy i młodzi wewnętrzni Moskale. Zmierzymy się z nimi jesienią. Będzie to walka o wszystko.
Czy Polska będzie sobą. Czy będzie popychadłem sąsiadów, którzy jak za najlepszych lat życzą przecież Polsce Wszystkiego Najlepszego!
Jeden komentarz