Kilka słów o książce Roberta Krasowskiego „Po południu”.
WESTERN BEZ HAPPY ENDU
Kilka słów o książce Roberta Krasowskiego
Uważam, że książkę Roberta Krasowskiego „Po południu” z podtytułem „Upadek elit solidarnościowych po zdobyciu władzy” przeczytać trzeba. Dlaczego? Wymienię trzy – moim zdaniem – najważniejsze powody.
Po pierwsze dlatego, że autor stawia w niej pytania fundamentalne i opisuje sprawy najważniejsze w najnowszej historii Polski – walkę o władzę i kształt naszego kraju po upadku komunizmu w 1989 roku.
Po drugie, książkę Roberta Krasowskiego przeczytać trzeba, by zrozumieć postawę autora, założenia i metodę, które stosuje w swej analizie. Co kształtuje osobowość reprezentanta współczesnej polskiej elity opiniotwórczej? Czemu właśnie teraz podejmuje temat przełomu postkomunistycznego?
Po trzecie – książkę Roberta Krasowskiego przeczytać trzeba, by rozprawić się z tezami do których dochodzi, ukazując ich fałsz a także wewnętrzną sprzeczność między założeniami i wnioskami.
Jedno co z pewnością należy oddać Panu Krasowskiemu. Ma znakomite pióro, styl pisania, który wciąga czytelnika i hipnotyzując inspiruje. I dlatego tak drażni, boli, powiem językiem młodego pokolenia – „wkurza”, kiedy utalentowany, inteligentny Polak w swych założeniach, sposobie myślenia i sądach okazuje się być…dla mnie – bezideowy, cyniczny, bez odrobiny patriotyzmu.
Ale przejdźmy do rzeczy. Krasowski w swej książce stawia podstawowe pytanie: na czym polega polityka, kto to jest polityk i według jakich kryteriów go oceniać. Odpowiedź, której udziela brzmi: polityka jest sztuką walki o władzę, a polityk to ten, kto bez skrupułów dobiera instrumenty i narzędzia, by władzę zdobyć a następnie jak najdłużej utrzymać osłabiając przeciwników i przewidując potencjalne zagrożenia. Autor ma dwa słowa-klucze: pragmatyzm i profesjonalizm.
I tu zaczyna się między nami spór fundamentalny, gdyż dla mnie polityka jest sztuką zdobywania władzy, ale następnie sztuką rządzenia i realizacji dobra wspólnego. Dla kogoś kto uczestniczył i przeżył okres Solidarności nie jest możliwym uprawianie polityki bez poczucia ideowego obowiązku, działania z wizją na rzecz wolnej i silnej Polski. Polityka w tych czasach i w tych uwarunkowaniach w Polsce powinna polegać także, a może przede wszystkim na jednoczeniu, łączeniu, ukazywaniu sensu działań wspólnotowych Polaków, a nie tak jak to akcentuje i pochwala Pan Krasowski, wygrywaniu różnic, skłócaniu, konfliktowaniu.
Prześledźmy założenia Pana Krasowskiego. Jest dla niego oczywistym, że polska transformacja ” powiodła się dlatego, że była procesem wspomaganym z zewnątrz…Zachód wytyczył kierunek reform, potem go wymusił i w dużym stopniu sfinansował”. Pan Krasowski stawiając taką tezę a priori przyjmuje, że hasło walki o wolność i niepodległość, które znalazło się na sztandarach Solidarności było od początku mrzonką. Co więcej, że my jako naród nie tylko nie mieliśmy ale nie powinniśmy mieć wizji własnej podmiotowości gospodarczej, politycznej i kulturowej.
Jako uczestnik wydarzeń tamtych lat 1989-1995 zapewniam Pana Roberta Krasowskiego, że istniało liczne grono uczonych, działaczy politycznych i społecznych, ludzi Solidarności, którym zakneblowano usta i uniemożliwiono przedstawienie alternatywy programowej w sprawach gospodarczych, społecznych zgodnej z polską racją stanu. Gdzie są dziś ci ludzie? Wielcy, jak ś.p. Stefan Kurowski odeszli, inni żyją w biedzie i zapomnieniu.
Kogo Pan Krasowski uznaje za sprawnego i profesjonalnego polityka? Lecha Wałęsę i Jarosława Kaczyńskiego. Pozostali, a jest to długa lista, nie dorastają do pięt dwóm powyżej wymienionym. Podkreśla ich sprawność w walce o stanowiska, tytuły, przywileje w mianowaniu, bądź odwoływaniu ministrów, urzędników i wojskowych, a zatem podkreśla sprawność w uprawianiu dworskiej polityki intryg. Co więcej, Pan Krasowski zdecydowanie podkreśla, że ani jeden, ani drugi z polityków nie mieli i nie chcieli mieć wpływu na fundamentalne procesy społeczno-gospodarcze, które wtedy się dokonywały. Nie czyni im autor z tego powodu zarzutu. Przeciwnie. Według niego jest to dowodem ich politycznej mądrości polegającej na nie zajmowaniu tym, co wymaga wiedzy, kompetencji, odwagi i konsekwencji.
Kwestia druga. Pan Krasowski przedstawiciel pokolenia 30-sto, 40-latków daje w swojej książce ocenę naszych dokonań po 89 roku. Przyznam, że jestem tą oceną zdumiony. Według autora to co się stało, stan obecny polskiego państwa, społeczeństwa, gospodarki są godne najwyższej pochwały. Przecieram oczy. Pytam, czy tak znakomicie i wnikliwie piszący autor nie dostrzega dramatycznej zapaści Polski w ostatnim dwudziestoleciu? Wymienię tylko bez mała 3-milionową emigrację zarobkową i ponad 2-milionowe bezrobocie, co w sumie daje ponad 30% Polaków nie mających pracy we własnej ojczyźnie. Dalej. Mamy prawie 800-miliardowe zadłużenie państwa przy jednoczesnym wyzbyciu się w ręce kapitału zagranicznego głównych gałęzi gospodarki takich jak przemysł, bankowość, handel. Pytam jak to możliwe, że autor nie dostrzega zagrożeń dla przyszłości państwa i narodu wynikających z tego stanu rzeczy?
Jak można być wielbicielem Leszka Balcerowicza w chwili gdy jego fundamentalne hasło „prywatyzować” owocuje zapaścią budżetu państwa, gdyż zagraniczne podmioty gospodarcze unikają płacenia podatków a prywatne fundusze emerytalne pogłębiają dziurę budżetową. Te pytania stawiam dlatego, że interesuje mnie jak to się stało, że wychowaliśmy w wolnej Polsce tak inteligentnych i sprawnych a jednocześnie tak pozbawionych poczucia obowiązku wobec ojczyzny obywateli.
Trzeci problem. Na czy polega sprzeczność, w którą wikła się Pan Krasowski? Przyznaje, że najważniejszym polem działania dla polityka w roku 1989 i późniejszych była gospodarka. Dlaczego zatem nie Leszka Balcerowicza umieszcza jako najskuteczniejszego polityka tamtych lat, choć sam przyznaje, że to właśnie w jego rękach skupiona została pełnia władzy, powiedzmy otwarcie – nie kontrolowanej przez nikogo, władzy w podejmowaniu decyzji o często nieodwracalnych konsekwencjach. Stosując własne kryteria tak zwanego pragmatyzmu i profesjonalizmu Pan Krasowski powinien zwycięzcą klasyfikacji na najlepszego polityka lat 1989-95 uczynić Leszka Balcerowicza.
Natomiast Lecha Wałęsę i Jarosława Kaczyńskiego ukazać we właściwym świetle jako aktorów drugiego planu, którzy spełnili wygodną rolę , że użyję określenia byłego prezydenta „zderzaków” i ubezpieczycieli wprowadzania w życie terapii szokowej na modłę Balcerowicza.
Fundamentem polskiej polityki dziś bardziej niż kiedykolwiek, właśnie z powodu porażki w 1989 roku powinna być wizja Polski. Jeśli Lech Wałęsa i Jarosław Kaczyński mieliby być, tak jak to uważa Pan Krasowski, wielkimi polskimi politykami początku lat 90-tych to ich misją było wtedy– szczególnie jeśli chodzi o Lecha Wałęsę – przeciwstawienie się dyktatowi Zachodu co do kierunku przemian w gospodarce. Lech Wałęsa taki autorytet międzynarodowy miał i nic nie stało na przeszkodzie, by wezwał do opracowania własnej strategii gospodarczej ograniczającej niszczycielskie konsekwencje terapii szokowej Balcerowicza
Fakty i opis działań i zaniechań dwóch kluczowych postaci opisanych przez Pana Krasowskiego służyć mogą jedynie jako udokumentowanie tezy, że władza przed i po 89 roku służyła nie dobru wspólnemu, a własnemu. Dziś tamte grzechy skutkują sposobem sprawowania władzy w stylu opisanym przez autora. A na taki sposób uprawiania polityki mojej zgody nie ma.
ekonomista i polityk, nauczyciel akademicki, posel na Sejm III i IV kadencji, kandydat w wyborach prezydenckich w 2000, od 2004 do 2009 deputowany do Parlamentu Europejskiego