Wbrew Tuskowi zatrzymajmy gospodarczy „Drang nach Osten”.
13/02/2011
444 Wyświetlenia
0 Komentarze
34 minut czytania
Z posłem Bogusławem Kowalskim (PiS), członkiem komisji infrastruktury i spraw zagranicznych, sekretarzem stanu w Ministerstwie Transportu w latach 2006-2007, rozmawia Marek Bednarz. Jesteśmy u progu nowego roku. Jakie są obecnie najważniejsze wyzwania dla Polski? Geopolityka i gospodarka. To na tych płaszczyznach decyduje się nasza przyszłość na najbliższe lata. Oczywiście nie tylko w 2011 roku. To są procesy wieloletnie. Dlaczego geopolityka jest tak ważna? Wynika to z naszego położenia. Wystarczy spojrzeć na mapę. Polska leży w sercu Europy. W miejscu, gdzie krzyżują się interesy Niemiec i Rosji, dwóch najsilniejszych państw na Starym Kontynencie. Naszą sytuację można przyrównać do żaglowca na środku oceanu. Gdy jest dobra pogoda, słońce i lekki wiatr, można swobodnie pływać. Ale w każdej chwili może pojawić się burza, […]
Z posłem Bogusławem Kowalskim (PiS), członkiem komisji infrastruktury i spraw zagranicznych, sekretarzem stanu w Ministerstwie Transportu w latach 2006-2007, rozmawia Marek Bednarz.
Jesteśmy u progu nowego roku. Jakie są obecnie najważniejsze wyzwania dla Polski?
Geopolityka i gospodarka. To na tych płaszczyznach decyduje się nasza przyszłość na najbliższe lata. Oczywiście nie tylko w 2011 roku. To są procesy wieloletnie.
Dlaczego geopolityka jest tak ważna?
Wynika to z naszego położenia. Wystarczy spojrzeć na mapę. Polska leży w sercu Europy. W miejscu, gdzie krzyżują się interesy Niemiec i Rosji, dwóch najsilniejszych państw na Starym Kontynencie. Naszą sytuację można przyrównać do żaglowca na środku oceanu. Gdy jest dobra pogoda, słońce i lekki wiatr, można swobodnie pływać. Ale w każdej chwili może pojawić się burza, która grozi nie tylko połamaniem masztów, ale wręcz zatopieniem statku. Analiza geopolityczna tego co się dzieje na świecie ze szczególnym uwzględnieniem naszego regionu, pozwala uchwycić procesy i prognozować z dużym prawdopodobieństwem co będzie się działo w najbliższej przyszłości. To taki kompas, który pozwala na właściwe ustawienie własnej polityki. Nie jesteśmy bowiem bezsilni. Ale reagować musimy w odpowiednim czasie i zakresie. I oczywiście w skali adekwatnej do naszych możliwości. Geopolityka to dla nas taki system wczesnego ostrzegania i szybkiego reagowania. Przy polskim położeniu czynnik czasu jest bardzo ważny. Decyzje spóźnione mogą przynieść skutki odwrotne od zamierzonych.
Czy polskie elity polityczne mają tego świadomość?
Ze świadomością nie jest jeszcze tak źle. Ona ostatnio wyraźnie wzrasta na skutek zmian w polityce USA wobec Europy, co zmusza do myślenia. Ale z wyciąganiem wniosków i ich praktycznym wdrażaniem jest bardzo źle.
Myślenie geopolityczne dotyczy przede wszystkim polityki zagranicznej, którą prowadzi się przy pomocy takich narzędzi jak dyplomacja, ośrodki analityczne, pomoc rozwojowa, promocja kultury itd. Średnio członkowie UE wydają na ten cel 1-1,2 proc. PKB. W Polsce jest to od kilku lat zaledwie 0,7-0,8 proc. PKB. A przecież w naszym położeniu powinniśmy na te działania przeznaczać znacznie więcej niż inni.
Znaczenie geopolityczne mają też szlaki komunikacyjne. A rząd zrezygnował z tunelu łączącego Świnoujście z pozostałą częścią kraju. Godzi się na blokadę przez Gazociąg Północny rozwoju tego portu w przyszłości. Teraz planuje opóźnić nie wiadomo na jak długo budowę autostrady i dróg ekspresowych łączących Warszawę z Wilnem, Mińskiem i Lwowem, z przedłużeniem odpowiednio do pozostałych stolic nadbałtyckich, Moskwy, Kijowa i Odessy. Podobnie jest z połączeniami lądowymi i rzecznymi do naszych portów bałtyckich na osi Północ-Południe. Zrezygnowano z budowy dużego międzynarodowego lotniska przesiadkowego na rzecz tego, które powstaje pod Berlinem. Realizowany układ przestrzenno-transportowy sprawia, że Pomorze Zachodnie jest praktycznie wssysane przez organizm gospodarczo-polityczny metropolii berlińskiej. Takich przykładów można podać wiele. Tak wygląda realizacja naszych geopolitycznych interesów w praktyce.
A co dzisiaj mówi analiza geopolityczna, na czym powinniśmy się skupić?
Z naszego położenia, na które nie mamy wpływu, wynika sąsiedztwo z Niemcami i Rosją. Jesteśmy skazani na stałą, długofalową grę z nimi w myśl zasady, że państwa nie mają stałych przyjaciół, ale mają stałe interesy. Naszym podstawowym interesem jest utrzymanie państwowości. Maksymalnie suwerennej, czyli kontrolowanej przez polskie elity, i maksymalnie sprawnej, czyli stwarzającej warunki do rozwoju Narodu na wszystkich istotnych płaszczyznach. To ma przełożenie na bardzo konkretne sprawy w poszczególnych dziedzinach, które trzeba załatwiać tu i teraz. W dzisiejszym świecie można i trzeba to osiągać metodami politycznymi. Dlatego powinniśmy mieć jak najlepsze stosunki z oboma dużymi sąsiadami. Tym bardziej, że jeśli jesteśmy w ostrym konflikcie z Rosją, uzależniamy się od Niemiec i na odwrót. Ale to nie wystarczy ponieważ w odpowiedzi na wcześniejsze działania głównie USA, ale w pewnym zakresie także Polski, doszło do zawiązania ścisłej i co ważne nie tylko deklarowanej, ale realnej, współpracy Niemiec i Rosji. Współpraca ta odbywa się w znacznym stopniu kosztem Polski. Przykładem jest Gazociąg Północny i rozbudowa tranzytowych szlaków komunikacyjnych omijających nasze terytorium. Proszę zwrócić uwagę, że zadeklarowanie przez Bronisława Komorowskiego podczas wizyt w Berlinie i Paryżu chęci odbudowy Trójkąta Weimarskiego na razie nic nie dało. Na szczyt francusko-niemiecko-rosyjski w Deauville nas nie zaproszono. Powinniśmy domagać się od Niemiec, przecież oficjalnie naszego najbliższego europejskiego sojusznika, jak najszybszego włączenia do tego dialogu z Rosją uzasadniając to naszymi żywotnymi interesami. Trzeba podjąć ten problem w relacjach z USA, które w kwestiach strategicznych mają ciągle poważny wpływ na Berlin. Temu celowi powinna być też podporządkowana polska strategia na forum UE. Pojawia się tam wiele problemów, których rozwiązanie wymagać będzie polskiego poparcia. Trzeba to uzależniać od włączenia nas do strategicznego dialogu z Moskwą. Równolegle powinniśmy poprawiać stosunki z Rosją w układzie bilateralnym i rozbudowywać instytucje wzajemnego dialogu oraz praktycznej współpracy w różnych dziedzinach. Trzeba też wykonać duży wysiłek intelektualny i składać wiele propozycji, które godziłyby nasze interesy. Aby być w dialogu trzeba mieć coś do powiedzenia i zaproponowania. To pozwoli na przygotowanie się Polsce do miękkiego wejścia w ten proces, a w razie czego, przy sprzyjających okolicznościach, do przejmowania inicjatywy w relacjach z Rosją w zakresie niektórych, szczególnie dla nas istotnych spraw.
Wydaje się, że rząd D.Tuska to rozumie i stara się to robić?
Niestety tylko w sferze deklaracji. W rzeczywistości premier Tusk zaszkodził autentycznemu pojednaniu i budowie wiarygodnych relacji polsko-rosyjskich. Popełnił dwa fundamentalne błędy. Pierwszy to uczynienie z poprawy tych stosunków wewnątrz polskiego konfliktu politycznego. Wynikało to ze strategii PO i samego premiera konfrontacji ze ś.p. prezydentem Lechem Kaczyńskim. Szef rządu chciał się pokazać jako nowoczesny, otwarty na dialog polityk, będący przeciwieństwem agresywnego i zacofanego prezydenta. Budowie takiego wizerunku podporządkował bardzo dużo, nawet politykę zagraniczną. Przejawem takiego postępowania była oddzielna wizyta premiera i prezydenta w Katyniu. Dojrzały przywódca takich rzeczy nie robi. Rosjanie by zrozumieli, gdyby polskie stanowisko było takie, że w Katyniu będą razem obaj politycy. Tym bardziej, że Lech Kaczyński też chciał wyciągnąć rękę do Rosjan. Świadczy o tym zarówno treść przemówienia przygotowanego na uroczystości w Katyniu, jak i zapowiedź udziału prezydenta w uroczystościach zakończenia II wojny światowej na Placu Czerwonym. Donald Tusk poprzez swoją małostkowość zaprzepaścił szanse na polski konsensus w sprawie poprawy stosunków z Moskwą. Zapomniał, że ma to być nowe otwarcie w relacjach Polski, a nie Platformy Obywatelskiej, z Rosją.
Drugi wielki błąd to rezygnacja z możliwości wspólnego polsko-rosyjskiego lub międzynarodowego śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej. W efekcie po raporcie MAK-u już do polskiej opinii publicznej poszedł sygnał, że Rosjanie coś kombinują, coś chcą ukryć. Czyli w domyśle mają złe zamiary. Zakładam, że tak nie jest. Ale przecież są tam różne grupy. I o odcieniu terrorystycznym i takie, którym nie podoba się prozachodni kurs D.Miedwiediewa. Sprawę trzeba więc wszechstronnie badać. Gdyby taki raport był od samego początku pisany wspólnie pojawiające się różnice zdań załatwiałoby się na bieżąco. Śledztwo też byłoby prowadzone nie tylko pod kątem rosyjskiego spojrzenia, ale także polskiego. Teraz będą dwa różne raporty w sprawie katastrofy. Nasz i ich. To zatruje polsko-rosyjskie relacje nowym jadem na wiele długich lat. Takie są niestety praktyczne owoce polityki pojednania prowadzonej przez ten rząd. Zmarnowano autentyczne i powszechne nastroje sympatii, jakie po obu stronach powstały zaraz po katastrofie.
Ale wizyta w Polsce po wielu latach prezydenta Rosji była faktem.
Tak, to niewątpliwie pozytywne wydarzenie. Podobnie jako wiele innych spotkań przedstawicieli obu państw na różnych szczeblach. Doszło też po raz pierwszy w historii do wspólnego posiedzenia komisji spraw zagranicznych Sejmu i Dumy. Miniony rok to ożywienie wzajemnego dialogu, ale pozbawiony jest on konkretnej treści.
Rosjanie wykonali wiele pozytywnych gestów. Począwszy od obecności D. Miedwiediewa na pogrzebie pary prezydenckiej w Krakowie. Szczególnie widocznej wobec absencji głównych przywódców zachodnich. Ale za tym nie idzie nic konkretnego i to jest głównie nasza wina. Podczas grudniowej wizyty prezydenta Rosji w Warszawie przyjechał on z grupą szefów przedsiębiorstw energetycznych. Wyraźnie zadeklarowano chęć nabycia rafinerii Lotos w Gdańsku. Odpowiedź polskiego rządu była taka, że nie jest to wykluczone. A przecież wiadomo, że jest to niemożliwe. Lotos ze względu na bezpieczeństwo energetyczne musi pozostać w polskich rękach. A kapitału będzie raczej szukał przez giełdę za pośrednictwem akcjonariatu obywatelskiego. Po co takie udawanie? Zabawa w kotka i myszkę tylko potwierdzi, że z Polakami nie można się dogadać. Czy nie stać nas na szczerą i otwartą rozmowę z Rosjanami?
Przecież jest wiele dziedzin gospodarki, w których współpraca jest możliwa i może być korzystna dla obu stron: budownictwo, transport, rolnictwo, przemysł lekki itd. Na tym trzeba skupić uwagę. Premier powinien powołać ponad ministerialny sztab, który dokona przeglądu konkretnych projektów w różnych dziedzinach i zasypie stronę rosyjską lawiną ofert. Nie musimy koncentrować uwagi na sprawach, w których się nie dogadamy. Pozytywną inicjatywą jest utworzenie w obu krajach centrów dialogu. Ale wiele zależy od tego co realnie będą takie centra robić. Na deklaracjach i dobrych chęciach może się zakończyć. W relacjach z Rosją musimy jak najszybciej wyjść ze sfery słów, do czynów. Jeśli się tak nie stanie zmarnujemy sprzyjający nam czas. Już można obserwować po stronie rosyjskiej pewne rozczarowanie, że za nowym otwarciem politycznym nie idzie nic konkretnego. Jesteśmy na najlepszej drodze, aby wszystko skończyło się na uściskach dłoni i poklepywaniu po plecach. Przykład konfliktu o tiry pokazuje, że na najwyższym szczeblu te gesty dobrze wychodzą, ale na poziomie operacyjnym nasza administracja kierowana przez ludzi PO nie potrafi załatwiać konkretnych spraw ważnych dla Polski.
Ale za to stosunki z Niemcami wyglądają wzorowo, przynajmniej na pozór.
Tak, są dużo lepsze od relacji z Rosją, ale też nie pozbawione istotnych zagrożeń. Po zjednoczeniu Niemiec i w okresie przed wejściem do UE obawialiśmy się, że nastąpi nowy „Drang nach Osten”, że Niemcy zaczną masowo wykupywać ziemię i odzyskiwać majątki. Na szczęście nie potwierdziło się to w dużej skali. Co wynika głównie ze słabości demograficznej naszego zachodniego sąsiada. Ale w mniejszym zakresie jednak postępuje. Jak się przegląda statystyki ile nieruchomości przechodzi w obce ręce to widać, że z roku na rok jest tego coraz więcej. A w województwach zachodnich dominuje kapitał niemiecki. Podobnie jest z odzyskiwaniem własności. Od czasu do czasu słyszymy o kolejnych rozprawach. To też raczej się nasila niż słabnie. Być może skala tych zjawisk już byłaby większa, gdyby nie stanowcze protesty ze strony środowisk narodowych i patriotycznych. Może to jednak w każdej chwili wzrosnąć.
Napór państwa i kapitału niemieckiego postępuje oddziałując pośrednio lub bezpośrednio nie tylko na naszą politykę zagraniczną, co w kontekście umów w ramach UE i NATO można w pewnym stopniu zrozumieć, ale także na naszą politykę wewnętrzną. W mediach w Polsce kapitału niemieckiego jest więcej niż polskiego, podobnie w bankowości i finansach. Opóźnianie rozbudowy korytarzy transportowych na osi Północ-Południe na rzecz szlaków na osi Wschód-Zachód też wiąże się z lobbingiem naszego zachodniego sąsiada nie zawsze zgodnego z naszym interesem. UE pod naciskiem niemieckim zaakceptowała wsparcie finansowe dla zakupu nowoczesnych pociągów dopiero wtedy, gdy polski rząd zobowiązał się, że będą one jeździły tylko na trasie Kraków-Warszawa-Gdańsk i nie wjadą na trasy biegnące na Zachód, aby nie robić konkurencji dla kolei niemieckich. A przecież większość funduszy unijnych, które do nas przychodzą pochodzi z naszej składki wpłacanej do UE. W Polsce bez żadnych ograniczeń działają wszystkie ważniejsze fundacje polityczno-partyjne z Niemiec systematycznie oddziałując na polskie elity. Mniejszość niemiecka ma większe prawa niż polska po drugiej stronie itd.
Nie chodzi o to, aby zaostrzać stosunki z Niemcami. Ale te wpływy trzeba równoważyć. Tym bardziej, że w sprawie promocji autonomii Śląska i pozostałych województw oraz rezygnacji z rozwoju kompleksu Szczecin-Świnoujście rząd Donalda Tuska posunął się za daleko. Kwestiami uderzającymi w polską rację stanu nie można handlować. A tu dodatkowo widać, że w zamian nie dostaliśmy nic. Trzeba też zmniejszyć zależność od gospodarki Niemiec. Obecnie prawie połowa polskiego eksportu i importu dokonuje się z naszym zachodnim sąsiadem. Wymianę handlową trzeba rozwijać na innych kierunkach, aby doprowadzić do swoistej dywersyfikacji handlu zagranicznego.
Może zatem należy wzmocnić współpracę w obszarze tzw. Międzymorza, czyli krajów leżących między Morzami: Bałtyckim, Czarnym i Adriatyckim? Ostatnio pisał o tym m.in. prof. Maciej Giertych. Jak Pan odnosi się do tych koncepcji?
Nie wiem co konkretnie prof. Maciej Giertych miał na myśli pisząc o koncepcji Międzymorza. Jeśli miałby to być jakiś nowy sojusz polityczny to w obecnych warunkach jest to nie realne. Chociaż trzeba porozumienie w ramach Grupy Wyszehradzkiej stale umacniać. Były pomysły polskiego MSZ, aby Grupę poszerzyć o kraje nadbałtyckie, Bułgarię i Rumunię. Jak na razie nic z tego nie wyszło, ale tę strategię trzeba utrzymać. Natomiast jeśli potraktujemy ten obszar jako teren wzmożonej polskiej aktywności, jako swoistą, niepisaną polską strefę wpływów, to takie podejście ma duży sens. Tu występują nasze żywotne interesy w zakresie bezpieczeństwa, gospodarki, kultury i in. W tym obszarze nic ważnego nie powinno się odbywać bez naszego udziału. Ostatnio cennym partnerem stały się Węgry z bardzo interesującą polityką premiera Viktora Orbana. Nie sposób nie docenić prezydenta Czech Vaclava Klausa i bliskiej pod każdym względem Słowacji. Ważna jest Litwa i pozostałe kraje nadbałtyckie. Trzeba też robić duży wysiłek dla rozbudowywania współpracy z Ukrainą i Białorusią. Musimy starać się na forum międzynarodowym, zwłaszcza UE i NATO, reprezentować interesy wszystkich mniejszych państw regionu. Musimy odczytywać ich i nasze potrzeby, a następnie przekładać to na konkretne propozycje. Dużo w tym zakresie zrobił premier Orban na początku prezydencji Węgier w UE. Trzeba to podchwycić, udzielić mu wsparcia i kontynuować w czasie naszej prezydencji. To będzie budowało ważną rolę Polski w regionie. Ale to wszystko nie zastąpi potrzeby kształtowania relacji z Niemcami i Rosją, które dla nas mają znaczenie priorytetowe. W tym zakresie stara szkoła endeckiej geopolityki jest ciągle aktualna.
W ten sposób doszliśmy do gospodarki. Dlaczego ona, obok geopolityki, jest tak ważna?
Współcześnie ambicje narodów wyrażają się przede wszystkim na polu gospodarczym. Bogactwo idzie w parze z siłą i szacunkiem na arenie międzynarodowej. Dlatego polityka jest podporządkowana interesom ekonomicznym. W skali globalnej najważniejsze są nowoczesne technologie, kapitał ludzki zdolny do ich obsłużenia i wytworzenia nowych oraz podstawowe surowce.
Polska biedna będzie Polską słabą, na łasce potężnych sąsiadów. Jeżeli chcemy istnieć jako samodzielne narodowe państwo musimy się dynamicznie rozwijać gospodarczo. Nasz PKB powinien stale przez wiele lat rosnąć szybciej niż PKB sąsiadów, zwłaszcza tych największych. Musimy stale racjonalizować poprzez podnoszenie efektywności nasze systemy: emerytalny, edukacyjny, opieki zdrowotnej, obrony, bezpieczeństwa wewnętrznego, wymiaru sprawiedliwości, transportowy, żeby wymienić te najważniejsze. Tak, aby każda złotówka wydana tam dawała jak największy efekt.
Dzisiaj najważniejszym zagrożeniem, nie tylko w Polsce ale dużo szerzej w całej UE, nie jest brak wolności słowa czy tolerancji, ale ograniczenie wolności gospodarczej w połączeniu ze słabym państwem. To zagrożenie idzie ze strony wielkich, ponadnarodowych korporacji finansowych i gospodarczych. Dysponują one funduszami większymi od budżetów całkiem dużych państw. Przejmują kontrolę nad mediami i instytucjami obywatelskimi, a w konsekwencji także nad światem polityki. W ten sposób podporządkowują sobie i ukierunkowują pod własne interesy opinię publiczną i przepisy prawa. W Polsce dodatkowo na etapie przygotowywania się do wejścia do UE oraz pierwszych lat członkostwa oddaliśmy większość dochodowych branż pod dominację zachodnich koncernów, głównie francuskich i niemieckich, ale też amerykańskich. Dzisiaj trzeba im powiedzieć, że w większym stopniu niż dotychczas muszą się tą władzą ekonomiczną dzielić z polskim kapitałem, a jeśli trzeba nawet z polskim państwem. Trzeba poważnie myśleć o repolonizacji części banków, mediów, telekomunikacji i energetyki. Nie można też oddawać innych kluczowych branż, które jeszcze są w polskim ręku. Trzeba budować silne polskie marki i koncerny.
W polityce gospodarczej trzeba postawić na małe i średnie przedsiębiorstwa. Propozycje rządu V.Orbana w tym zakresie są trafne i powinny być przeniesione na polski grunt. Powinniśmy zrezygnować z planów przyjęcia euro. Trzeba popracować wspólnie z Czechami i Węgrami nad wykreśleniem z traktatów akcesyjnych zobowiązania do przyjęcia wspólnej waluty. Nie można się też zgodzić na wspólny system podatkowy w ramach UE. Wprowadzenie takich rozwiązań usidli naszą gospodarkę i uniemożliwi szybszy rozwój.
Ważną częścią gospodarki jest system transportowy wraz z infrastrukturą, na której jest oparty. Absolutnie trzeba go utrzymać w polskich rękach. Uważam, że dzisiaj jest to jeden z głównych atrybutów suwerenności. Trzeba go też uczynić nowoczesnym i drożnym, tak aby na naszym tranzytowym położeniu zarabiać i budować znaczenie polityczne.
Po wtóre, Polska nie może się rozwijać bez wykorzystania 500 km brzegu Bałtyku. Nie ma realnego rozwoju Polski bez wymiany handlowej z całym światem, bez gospodarki morskiej, bez przemysłu stoczniowego i floty handlowej. Specjalny program regionalny dla opustoszałego Pomorza, jako bezpośredniego zaplecza dla Wybrzeża, powinien być uznany za priorytet.
Potrzeb w zakresie infrastruktury i związania polskiej przestrzeni w spójną całość jest naprawdę dużo, a pieniądze na ten cel mogą pochodzić jedynie z pożytecznej pracy. Uwolnienie polskiej przedsiębiorczości jest źródłem z którego pozyskać możemy te środki.
Nakreśliłem tu tylko szkielet podstawowych zagadnień, ale widzimy po nich jak dużo się tu dzieje i jak kluczowe dla naszej przyszłości ma to znaczenie.
A co z ruchem narodowo-demokratycznym? Czy w kształtowaniu tych procesów może odegrać jakąś pozytywną, korzystną dla Polski rolę?
Środowiska narodowe przeżywają poważny kryzys. Po klęsce LPR ciągle nie mogą się odnaleźć. Jest wiele osobistych niechęci, a nawet otwartej wrogości. Nie ma kultury kooperacji opartej nie na sympatii, ale racjonalnym interesie wspólnym i sprawy, o którą się walczy. Wiąże się z tym wypalenie energii działania i zniechęcenie do bieżącej aktywności. Mówię o generalnych tendencjach, bo oczywiście istnieją przykłady innej postawy, ale są odosobnione. W takim stanie ruch narodowy nie może odgrywać poważniejszej roli na scenie politycznej mimo dużego potencjału. Ale to kiedyś zostanie przełamane. Potrzebny jest duży wysiłek pracy organicznej. Trzeba zbudować zaplecze ideowo-organizacyjne, które będzie przyczółkiem do ofensywy w przyszłości. Dużą uwagę trzeba skupić na rozwoju myśli. Tylko uwspółcześniona, odpowiadająca na aktualne wyzwania idea może być podstawą odrodzenia całej formacji. Atrakcyjna myśl przyciągnie ludzi, a ci nadadzą nową jakość ruchowi politycznemu. Na obecny świat trzeba spojrzeć świeżym okiem, z dużą swobodą i szerokimi horyzontami. Endecką szkołą politycznego myślenia należy posługiwać się jak narzędziem, a nie dogmatem do wierzenia. Życie jest zbyt dynamiczne by stosować tylko schematy z przeszłości. Porównując politykę do teatralnej sceny trzeba skupiać się na treściach wypowiadanych przez aktorów, a nie na dekoracjach. Bo te stanowią tylko tło i mogą się zmieniać. A o jakości sztuki rozstrzyga jej treść.
Skoro w obecnych warunkach ruch narodowy nie jest w stanie stworzyć samodzielnej partii atrakcyjnej dla znaczącej części Polaków to w jaki sposób może uczestniczyć w życiu politycznym? Czy istnieją możliwości współpracy z PiS?
W olbrzymiej większości, jakieś 70-80 proc., wyborców LPR głosuje dzisiaj na PiS. Wielu działaczy tej partii, od szczebla centralnego przez regionalny po powiatowy i gminny, ma za sobą aktywność w LPR, ZChN i SND/SN. Jeżeli za wiążącą uznać podstawową zasadę demokratyczną, że politycy związani są ze swoimi wyborcami, kontynuowanie pracy politycznej przez działaczy narodowych w PiS jest naturalną konsekwencją obecnej sytuacji. I w tej partii jest na to akceptacja. Czołowi liderzy PiS rozumieją, że tradycja ideowa ruchu narodowego jest w Polsce na tyle silna, że stanowi trwały element prawicy. Partia, która chce integrować większość prawicy musi znaleźć miejsce także dla nurtu narodowo-demokratycznego. Takiej potrzeby nie ma w innych formacjach parlamentarnych. W SLD, PO i PSL ruch narodowy jest kojarzony ze skinami i postfaszystami, a w najlepszym razie niebezpiecznymi dziwakami. Mówię o ogólnej opinii, bo wielu pojedynczych polityków tych partii docenia dorobek i znaczenie Narodowej Demokracji. Ale od tego do wspierania współczesnej emanacji ruchu narodowego daleka droga.
Jednak dla wielu konkretnych osób z nurtu narodowego aktywność polityczna w PiS nie jest możliwa z różnych względów. W mojej ocenie głównie prestiżowo-personalnych. Bo albo wcześniej zaznaczyli się ostrą krytyką tej partii oraz jej głównych liderów i teraz nie wypada gwałtownie zmienić zdania. Albo w PiS są ich osobiści antagoniści z wcześniejszych lat z różnych walk na prawicy i oni zdecydowanie będą się sprzeciwiać przyłączeniu się tych osób. Ale mam nadzieję, że PiS będzie się jednak otwierało na nowe osoby i środowiska, także narodowe, i że te przeszkody przynajmniej w niektórych przypadkach uda się przełamać.
Poza tym pozostaje albo praca polityczna w ramach opozycji pozaparlamentarnej, albo aktywność w działalności organizacji pozarządowych, różnych inicjatywach lokalnych i samorządowych. Dobrze, aby jak najwięcej osób z wiedzą i praktycznym doświadczeniem włączyło się w pracę intelektualno-ideową. Te formy aktywności są bardzo ważne dla przyszłości formacji narodowo-demokratycznej w Polsce. Dają też duży kapitał społeczny do wykorzystania z czasem w bezpośredniej działalności polityczno-partyjnej.
Narodowa Demokracja to przede wszystkim formacja państwowotwórcza. A dla Polski można i trzeba pracować w każdych warunkach.
Dziękuję za rozmowę.
[materiał przygotowywany dla mp.info, a przekazany NE przez rozmówców]
Zdjęcie: Frankfurt n. M autorstwa ŁŁ