Wartość „ceremoniału”
08/04/2011
375 Wyświetlenia
0 Komentarze
5 minut czytania
Pozwólcie, że nawiążę do sytuacji osobistej, pisząc ten post. Wartość ceremoniału towarzyszącego śmierci poznałam tak, jak niemal każdy z Was, kiedy żegnamy się na zawsze z naszymi bliskimi.
To bardzo trudna sytuacja, w której podstawowe znaczenie ma to, jak ten ceremoniał przebiega.
Ja w mojej osobistej traumie, po stracie mojego Taty, nie mam wystarczających słów uznania dla tych, którzy wtedy pomogli mi prostymi instrukcjami, organizacją, a przede wszystkim zachowaniem zgodnym z kodem kulturowym, który towarzyszy śmierci.
Szok, który ja przeżyłam rano 10 kwietnia 2010 roku, był szokiem wszystkich Polaków. Bardzo wielu z nas nie znało osobiście osób, które zginęły w Smoleńsku, a mimo to przeżyły ich śmierć (tak, jak ja), jak osobistą stratę.
Liczbę osób, które „były” 10.04.10 na Krakowskim Przedmieściu, trzeba powiększyć o tych wszystkich, którzy od tego dnia nie umieli robić NIC innego, tylko „przykleili się” do ekranów telewizorów i komputerów.
Ten szok był na tyle mocno osobisty, że tak, jak z naszymi bliskimi, nie wierzymy, że kiedyś odejdą, tak i tu, nie do uwierzenia było niemal każde nazwisko, które wiązało się z osobą, która codziennie „zaglądała” do nas przez te ekrany.
Dla mnie tego dnia nie miało znaczenia, że wkurzałam się wcześniej na wypowiedzi niektórych pasażerów tego ostatniego lotu. A może jeszcze mocniej czułam wtedy niesprawiedliwość ich opinii, którą zredukował ICH wspólny LOT?
Pierwsza moja myśl, do tej chwili mnie nieopuszczająca, że to zamach ma odzwierciedlenie w tym, co jako szary obywatel, który ma prawo do informacji i jako/tako potrafi poszukać odpowiedzi, jest, jaka jest.
„Czynniki oficjalne” myślące, że „zdały egzamin”, w moich oczach, szarej obywatelki, zawaliły ten egzamin. Owszem, „ceremoniał” w Krakowie, na Wawelu był. Z najwyższymi honorami. Czyli niby wszystko, jak należy. …
Gdyby nie ten „ałtorytet” Wajda, który pomyślał, że ON wie, co mamy czuć i chcieć.
Wtedy właśnie runął mi świat „kodu kulturowego”. Nie umiałam od tej chwili, kiedy on się odezwał, że Wawel „NIE”, rozpoznać tego KODU.
I tak jest przez cały rok.
Od wczoraj dopiero, czyli ROK od czasu, kiedy należało to zrobić, „czynniki oficjalne” epatują nas, (poprzez tvn24, który często oglądam) wzorcowym „ceremoniałem” pożegnania.
Mamy, więc misternie od miesięcy przygotowywane ROCZNICOWE „pożegnania” z bliskimi nam osobami i z żałobą, które w tak prosty sposób zgodnie z tradycją, mogłyby być wdrożone w chwili tragedii.
Proste gesty, proste słowa, które potrzebne były ROK temu, teraz „głosi” HannaGW i Klich od ministrowania przy odsłanianiu tablic (mam nadzieję, że oglądaliście TE dzisiejsze uroczystości, tyle dobrych słów zgodnie z KODEM nie padło z jej ust przez ROK).
Teraz ( od wczoraj) oglądamy niby bieżący program (miesiącami misternie wybierany w warstwie słownej i obrazem), o tym, jak powinniśmy czuć, bo tam nam mówią Ci, którzy wybrali ze 150 godzin/na ok godziny? ,to, co czują wdowy.
Progam emitowany jest oczywiście "przypadkowo" na 2 dni przed ROCZNICĄ.
Wsólczujemy każdej z osób, których dotknęła ta tragedia, choć znamy tylko kilka minut z ich wypowiedzi, wybranej, jak "pisma wybrane".
Ja jestem emocjami z każdą z osób, które stracily bliskich osobiście, bo staciłam ICH również, choć w innym wymiarze.
I dlatego TA tragedia nie jest indywidualną stratą.
Do jasnej i niespodziewanej! Ja czuję, co czuję i coś mi się nie zgadza!
przepraszam za moje emocje, które są od roku bardzo mocne