Skandaliczna decyzja Sejmu o wydłużeniu wieku emerytalnego nie zmienia faktu, że protestujący związkowcy z „Solidarności” zachowywali się – najdelikatniej mówiąc – niezgodnie z demokratycznymi standardami.
Decyzję Sejmu i rządu w sprawie reformy emerytalnej uważam oczywiście za skandaliczną, ale nieistotną. Skandaliczną dlatego, że złamano ustalenia zawierane z tymi emerytami wcześniej (gdy zaczynali pracę, gwarantowano im, że "emeryturę" dostaną w wieku lat 65). Nieistotną dlatego, że zanim planowane zmiany wejdą w życie (rok 2020), ustrój zdąży zbankrutować, a o rządzie ekipy Tusk – Pawlak nikt już nie będzie pamiętał (a oni sami – daj Boże – skończą w kryminale). Jednak nie zmienia to faktu, że równie skandaliczne było zachowanie związkowców z "Solidarności", protestujących, blokujących ulicę Wiejską i gmach Sejmu. No i utrudniających życie posłom.
Związkowiec to taki sam obywatel jak każdy inny. Ma te same prawa i te same obowiązki. Prawem związkowca (jak i każdego obywatela) jest prawo do niezadowolenia z sytuacji politycznej i prawo do krytyki rządu. Nieudolny i głupi rząd związkowiec może zmienić w jeden sposób: oddając głos. W systemie demokratycznym, o który tak walczyła "Solidarność", zmian politycznych obywatel dokonuje przy pomocy głosowania. I to głosowanie jest jedyną formą wpływu na sytuację kraju, a nie protesty. Związkowcy z "Solidarności" walczyli o demokrację, więc teraz ją mają. Głosowali – sądząc z ich sympatii politycznych – na PiS, czyli na partię, która teraz jest w w opozycji, a nie przy żłobie. Ale która to partia też prowadziła politykę katastrofalną ekonomicznie. Głosując na PiS, głosowali na ten złodziejski, skorumpowany system. Mają więc co chcieli.
Mój gniew związkowcy manifesujący pod Sejmem RP wzbudzili również wtedy, kiedy domagali się zakazania "umów śmieciowych", powołując się na poparcie "narodu", który nigdy nie dał im takiego poparcia. Jako zwolennik prawa do zawierania "umów śmieciowych", powoływanie się przez "S" na rzekome poparcie całego narodu w sprawie ich koncepcji uważam za oszustwo. Kto wam dał prawo do wypowiadania się w moim imieniu?
"Solidarność" przyzwyczaiła nas do tego, że potrafi wyprowadzać ludzi na ulice, gdy istnieje ryzyko, że władza tym ludziom nie chce "dawać" czegokolwiek (najczęściej pieniędzy lub przywilejów). Jak pamiętamy, w latach 90. co najmniej kilka razy marsze protestacyjne "Solidarności" doprowadziły do aktów wandalizmu. "Solidarność" odpowiedzialna jest za to, że ludzie oczekują, że państwo im będzie "dawać" i żyją w postawach roszczeniowych.
"Solidarność" miała swoją rolę do odegrania w historii. Było nią obalenie PRL. I rolę tę spełniła. Jednak w dzisiejszej rzeczywistości pomysły związkowców z "S" są szkodliwe i prowadzić mogą tylko do pogorszenia i tak już fatalnej kondycji gospodarczej Polski. Dlatego – będąc przeciwnikiem ustroju, Tuska i Platformy Obywatelskiej – jestem również przeciwnikiem "Solidarności". Nie tylko zresztą jako obywatel. Także jako kierowca, któremu akcje "Solidarności" przeszkadzają poruszać się po Warszawie.