Kiedy przed laty mało znana wówczas aktorka obwieściła Polsce, że oto skończył się komunizm, myślałem, że wraz z nim skończy się ponadczasowość Szwejka. PRL bowiem w zbyt wielu dziedzinach przypominała c. i k. Austrię. Myliłem się
— W wojsku — odpowiedział Szwejk dumnie i uroczyście — byłem przez panów wojskowych lekarzy urzędowo uznany jako notoryczny idiota.
— Mnie się zdaje, że jesteście symulant! — krzyknął drugi lekarz na Szwejka.
— Ja, proszę panów — bronił się Szwejk — nie jestem żaden symulant, ja jestem naprawdę idiota, możecie się panowie spytać w kancelarii 91 pułku w Czeskich
Budziejowicach albo w Komendzie Uzupełnień w Karlinie.*
1.
Jarosław Hašek (internet)
„Gdy w czasach późniejszych Szwejk opowiadał o życiu w domu wariatów, nie znajdował słów na pochwałę tej instytucji.
— Doprawdy, że nie mogę zrozumieć, dlaczego wariaty gniewają się, że każą im tam siedzieć. Człowiek sobie może łazić nago po podłodze, wyć jak szakal, wściekać się i kąsać. Gdyby człek zrobił coś podobnego gdzieś na promenadzie, toby ludzie otwierali gęby, ale tam takie rzeczy należą do najzwyczajniejszych.
Taka tam panuje wolność, o jakiej nawet socjalistom się nie śniło. Można się tam podawać za Pana Boga albo za Przenajświętszą Panienkę, za papieża, za angielskiego króla, za najjaśniejszego pana czy za świętego Wacława, aczkolwiek ten ostatni bywał ciągle wiązany i musiał nagi leżeć w izolatce. Był tam też jeden, który wykrzykiwał, że jest arcybiskupem, ale nic nie robił, tylko żarł, spał i jeszcze z przeproszeniem robił coś takiego, co można łatwo zrymować, ale tam się takich rzeczy nikt nie wstydzi. Jeden podawał się nawet za świętego Cyryla i Metodego, żeby mu dawali podwójne porcje. Inny znowu był w ciąży i każdego zapraszał na chrzciny. Siedziało tam pod kluczem bardzo dużo szachistów, polityków, rybaków i skautów, zbieraczy marek i fotografów- amatorów. Pewien człowiek siedział z powodu jakichś starych garnków, które nazywał popielnicami. Jednego trzymali tam stale w kaftanie bezpieczeństwa, żeby nie mógł wyliczyć, kiedy nastąpi koniec świata. Spotkałem tam też kilku profesorów. Jeden z nich stale chodził za mną i dowodził mi, że kolebka Cyganów jest w Karkonoszach, a ten drugi objaśniał mnie, że wewnątrz kuli ziemskiej znajduje się jeszcze jedna, daleko większa od zewnętrznej. Każdy mógł tam wygadywać, co mu ślina na język przyniosła, jakby był w parlamencie. Czasem opowiadali sobie tam bajki i bili się, gdy z jaką królewną źle się skończyło. Najbardziej opętany był jeden pan, który podawał się za szesnasty tom „Leksykonu Naukowego” Otty i każdego prosił, żeby go otworzył i odszukał hasło „Kartonażowa maszyna do szycia”, bo inaczej zginie. Uspokoił się dopiero wówczas, gdy mu nałożono kaftan bezpieczeństwa. Chwalił to sobie, mówiąc, że się dostał do prasy introligatorskiej, i prosił, żeby mu zrobili modny sznyt. W ogóle żyło się tam jak w raju. Można tam wrzeszczeć, ryczeć, śpiewać, płakać, pobekiwać, jęczeć, skakać, modlić się, fikać kozły, chodzić na czworakach, podskakiwać na jednej nodze, kręcić się w kółko, tańczyć, hopsać, siedzieć przez cały dzień w kucki i wdrapywać się na ściany. Nikt do nikogo nie podejdzie i nie powie: „Tego robić nie wolno, to nie wypada, tego się trzeba wstydzić, jeśli chcesz uchodzić za człowieka dobrze wychowanego.” Ale trzeba dodać, że nie brak tam całkiem cichych wariatów. Był tam na przykład jeden wykształcony wynalazca, który ciągłe dłubał w nosie i tylko raz na dzień mówił: „W tej chwili wynalazłem elektryczność”. Nie ma co gadać, bardzo ładnie tam było i te kilka dni, które spędziłem w domu wariatów, należą do najpiękniejszych chwil mego życia.”*
2.
Roman Wallenrod Giertych (internet)
Kiedy przed laty mało znana wówczas aktorka obwieściła Polsce, że oto skończył się komunizm, myślałem, że wraz z nim skończy się ponadczasowość Szwejka. PRL bowiem w zbyt wielu dziedzinach przypominała c. i k. Austrię. Myliłem się.
Popatrzcie zresztą na poniższy cytat:
Giertych przekonuje, że przeciwko PiS działa od lat. Robił to także wtedy, gdy był ministrem w rządzie Jarosława Kaczyńskiego. „To ja rozwaliłem ten rząd. I jestem z tego dumny. Skoro pan chciał Konrada Wallenroda, to proszę bardzo” – mówi dziennikarzowi. **
Gdyby Jarosław Hašek był Polakiem, i żył dzisiaj, to ani chybi umieścił by tego Wallenroda wewnątrz domu wariatów.
Obok Cyryla-Metodego w jednej osobie i dłubiącego w nosie inżyniera – wynalazcy elektryczności.
Ale to przecież fikcja literacka.
W realu Cyrylometody i inni pną się po szczeblach polityki.
Cóż, na razie możemy tylko powtórzyć za Szwejkiem: takiej idiotycznej monarchii nie powinno być na świecie….
7.07 2014
__________________________________
* – Jarosław Hašek: Przygody dobrego wojaka Szwejka podczas wojny światowej
** http://natemat.pl/108855,roman-giertych-dla-newsweeka-bylem-konradem-wallenrodem-w-rzadzie-pis-rozwalilem-go