Boy-Żeleński mógł mieć sporo racji zauważając, że „dawniej ludzie mniej mieli kultury lecz byli szczersi”
Zanim przejdę do aktualności, chciałbym podzielić się spostrzeżeniem, które wydaje mi się ważne choćby dlatego, że rzuca światło na sposób funkcjonowania demokratycznego państwa prawnego, zainstalowanego w 1989 roku przez bezpiekę w naszym nieszczęśliwym kraju. Z obfitości serca usta mówią, więc funkcjonariusze „Gazety Wyborczej z zasłużonym Waldemarem Kuczyńskim na czele przejrzeli internetowe wpisy po apelu Jarosława Marka Rymkiewicza, by pana red. Michnika traktować jak trupa, najwyraźniej zdjęła ich zgroza, której natychmiast dali wyraz na łamach. Z tego podniecenia najwyraźniej zapomnieli, co Ministerstwo Prawdy zapodaje do wierzenia na temat naszej młodej demokracji. A zapodaje, że jest ona autentyczna, że wszystko, co zapisano w ustawach, to najprawdziwsza prawda. Że skoro na przykład zapisano, że Prokurator Generalny jest niezależny od rządu, to jest niezależny, żeby tam nie wiem co.Tymczasem z tego podniecenia funkcjonariusze „GW” ujawnili, iż minister Radosław Sikorski, który zarówno w internecie, jak i za pośrednictwem pana mecenasa Romana Giertycha – w niezawisłych sądach, załatwia swoje prywatne porachunki z przeciwnikami małżeństw mieszanych – że tenże minister Sikorski, gwoli zwiększenia swojej skuteczności, podkręcił pewnego dnia niezależnego od rządu Prokuratora Generalnego Andrzeja Seremeta, a ten w podskokach podkręcił prokuratorów, by doniesienia o przestępstwach na tle „antysemickim” traktowali „poważnie”, wytykając im przy okazji nieubłaganym palcem, że dotychczas ponad 80 procent takich donosów umarzali. Ładny interes! To tak wygląda słynna „niezależność” Prokuratora Generalnego od rządu? To cóż dopiero by się działo, gdyby tak do pana Prokuratora Generalnego zadzwonił, dajmy na to, sam generał Marek Dukaczewski, żeby mu coś kazać? Chętnie jednak wierzę, że nic takiego się nie zdarzyło, że Pan Bóg litościwie miarkuje wiatr na wełnę jagnięcia i oszczędza panu Prokuratoru Generalnemu takich traumatycznych przeżyć. Bo jak to mogłoby wyglądać, to w profetycznym natchnieniu przedstawił Janusz Szpotański w słynnym poemacie „Towarzysz Szmaciak”: „Słuchawkę podejmuje Stefa i mówi szeptem: to od szefa! Szmaciak poprawia szybko krawat, na baczność przed słuchawką stawa, bierze ją w rękę, drży mu ręka, poci się krztusi, wreszcie stęka: „Tak, Szmaciak, słucham?” – wzdycha z ulgą, bo w odpowiedzi słychać bulgot, a potem cisza… lecz po ciszy nieubłagane „Łączę” słyszy.” Niezależnie od tego, lepiej teraz rozumiemy zatroskanie „Gazety Wyborczej” zbyt małą liczbą miejsc w więzieniach. Z tymi wszystkim antysemitnikami trzeba będzie wreszcie zrobić porządek i jak tylko na porozbiorowej resztówce naszego nieszczęśliwego kraju zostanie zainstalowana Judeopolonia, to już tam pan Prokurator Generalny powinność swej służby zrozumie. No tak, podobnie, jak i niezawisłe sądy, co do których nie mam najmniejszej wątpliwości, że sprostają każdemu zadaniu, nawet gdyby jakimś cudem zmartwychwstał Józef Stalin. Nawiasem mówiąc, Józef Stalin zmartwychwstanie, podobnie zresztą jak Adolf Hitler podczas powtórnego przyjścia Chrystusa, czyli Paruzji. Ciekawe kogo będą wtedy słuchały niezawisłe sądy – bo w Ewangelii jest takie niepokojące zdanie, czy podczas powtórnego przyjścia Syn Człowieczy zastanie jeszcze wiarę na ziemi? Warto przynajmniej raz w roku, właśnie około Wielkiej Nocy zadać sobie również takie pytanie – podobnie jak zastanowić się nad sensem tak zwanego „dialogu z judaizmem”. Chodzi oczywiście o ewangelię św. Mateusza o tym, jak to żołnierze pilnujący grobu zameldowali kapłanom i „starszym ludu”, że Jezus zmartwychwstał. Ci „po naradzie” przekupili żołnierzy, żeby opowiadali, iż kiedy się pospali, uczniowie wykradli ciało Jezusa. Z tego opisu wynika ponad wszelką wątpliwość, że o ile do egzekucji Jezusa arcykapłani mogli jeszcze myśleć, że mieli do czynienia wprawdzie z zagadkowym, ale dlatego właśnie niebezpiecznym szaleńcem, to po meldunku żołnierzy, którzy wiedzieli przecież, że za takie zaśnięcie na warcie Piłat każe zaćwiczyć ich na śmierć batogami – więc po tym meldunku już wiedzieli na pewno, że w swojej ocenie Jezusa gruntownie się pomylili. Świadczy o tym przede wszystkim ta „narada”, podczas której podjęli decyzję, że idą w zaparte i zaczynając od korumpowania żołnierzy, kreują czarny wizerunek Chrystusa i chrystusowców. Nawiasem mówiąc, „Gazeta Wyborcza” działa podobnie, bo przecież ścisłe kierownictwo swoim funkcjonariuszom płaci, a że nie srebrnikami, tylko w walucie miejscowej, to przecież sprawa drugorzędna. Zatem od tego momentu judaizm jest świadomym przekrętem – chyba, że kłamie św. Mateusz.Jeśli jednak św. Mateusz nie kłamie, to znaczy, że „dialog z judaizmem”, już choćby z uprzejmości, musi rozpocząć się od udawania, iż przekręt żadnym przekrętem nie jest – a więc od postawienia się chrześcijańskich jego uczestników w kompletnie fałszywej i w dodatku – nieodwracalnie fałszywej sytuacji. Wygląda na to, że Boy-Żeleński mógł mieć sporo racji zauważając, że „dawniej ludzie mniej mieli kultury lecz byli szczersi”. Nie tylko szczersi – ale chyba również mądrzejsi, bo nie żyli ponad stan i w związku z tym nie musieli wdawać się w jakiś bezsensowne „dialogi”. Zresztą – z tą kulturą też nie przesadzajmy – bo czy w takim na przykład XIX wieku jakiś redaktor, mający dorosłe dzieci, paradowałby w biały dzień po mieście z transparentem z napisem „Pierdolę nie rodzę”? Taki pomysł nie przyszedłby mu do głowy nawet w gorączce! Co tu ukrywać – pod każdym względem tandeta – co tylko potwierdza trafność spostrzeżenia, że ex nihilo nihil fit.