„Prawica to ci, którzy wierzą w Boga oraz własność prywatną, lewica to ci, którzy nie wierzą w Boga i są zwolennikami własności państwowej” – oto propozycja podziału sceny politycznej przedstawiona przez Lecha Wałęsę.
Janusz Korwin-Mikke ma powody do triumfu. Bohater III RP przyznaje, że prawica to propagowanie własności prywatnej.
Lech Wałęsa powiedział, iż polska demokracja dojrzała do tego, aby podział na prawicę oraz lewicę był bardziej klarowny oraz czytelny dla wyborcy – "Bo co za nazwa Platforma, co to za nazwa PiS?"- zapytał były prezydent w programie "Fakty po Faktach".
Odpowiadam: kompletnie nic. A może o to właśnie ma chodzić? Przypomnijmy, że Platforma Obywatelska do dzisiaj jest uznawana przez wielu wyborców za partię konserwatywno-liberalną. Mało kto pamięta, że jej przedstawiciel Bronisław Komorowski, w trybie wyborczym pozwał do sądu Jarosława Kaczyńskiego, bo ten zarzucił mu, że popiera prywatyzację służby zdrowia. Doprawdy, nie ma gorszego słowa w ustach liberała niż prywatyzacja. To jeszcze nic. Wszak wiadomo, że Platforma Obywatelska to typowy "produkt" popkulturowy – do wszystkiego i do niczego, idealne miejsce dla celebrytów i podupadłych elit, ale jak wytłumaczyć to, iż w PO znajdowało się miejsce i dla Palikota i Gowina? Tego nie wiem. Być może Panie Prezydencie to jest odpowiedź na pańskie pytanie.
Zresztą, czy ta partia odniosłaby taki niespotykany sukces, gdyby była ideologicznie określona? Raczej nie. Dzisiaj wyborów nie wygrywa się na programy, ale na obrazy, a te PO ma jak z Hollywood.
Wałęsa przedstawił propozycję podziału:Prawica to ci, którzy wierzą w Boga oraz własność prywatną, lewica to ci, którzy nie wierzą w Boga i są zwolennikami własności państwowej". Nie jest to do końca prawdziwy podział, bowiem można być chrześcijańskim socjalistą (wierzyć w Boga i być przeciwnikiem wolnego rynku).
Zgodnie z podziałem Wałęsy, PiS nie jest prawicą. Co prawda jej członkowie są pobożni, ale czy również z taka samą czcią propagują własność prywatną? Chyba nie, raczej są ekstremalnie lewicowi w sprawach gospodarczych. Ci bardziej złośliwy twierdzą, że idą dalej niż samo SLD. Z drugiej strony ciężko jest twierdzić, że PiS jest zdecydowanym przeciwnikiem własności prywatnej. Co by w takim razie robiła w rządzie Jarosława Kaczyńskiego profesor Gilowska czy dzisiaj, choćby Przemysław Wipler?
Trudno też powiedzieć, żeby prezes PiS z niechęcią tępił "prywaciarzy", raczej Kaczyński stara się znaleźć złoty środek pomiędzy kapitałem państwowym, a prywatnym. PiS wielokrotnie zaznaczał, że pewna część sektora państwowego musi być mocno chroniona i to dla niektórych jest wystarczającym powodem, aby nazywać PiS "malowaną prawicą"? Polityczne realia uczą nas, że kapitał państwowy posiada jednak polityczną osobowość. Ilustrują to przykłady z Rosji, Francji czy Niemczech. Z tymi podziałami, to jednak nie taka prosta sprawa.