Bez kategorii
Like

W tym ambaras!

24/10/2012
515 Wyświetlenia
0 Komentarze
54 minut czytania
no-cover

Przy okazji kolejnej rocznicy wybuchu II wojny światowej trochę zamieszania narobiły spekulacje, czy władze Polski postąpiły słusznie odrzucając żądania Hitlera w sprawie Gdańska i Pomorza.

0


W prasie i Internecie wysypała się lawina opinii i wypowiedzi. Często zresztą wypowiadający się mimo braku wiedzy śmiało wytykali błędy „sanacji”, wiedzieli co powinni byli zrobić marszałek Śmigły i minister Beck i potępiali ich w czambuł, że tego nie zrobili. Jak co roku dywagowano też o karygodnych błędach popełnionych w sprawie Czechosłowacji. Razem z Czechami mogliśmy – czytałem wiele razy – pokonać Hitlera i uniknąć wszystkich późniejszych nieszczęść. A pazernemu Beckowi zachciało się Zaolzia i z Niemcami uczestniczył w rozbiorze słowiańskiej Czechosłowacji. A fe!

 Z czego Czechosłowację zbudowano?
Czechosłowacja uzyskała niepodległość po upadku cesarstwa austro-węgierskiego. Aspi­racje terytorialne polityków czeskich sięgnęły wówczas daleko poza etnograficzne granice Czech. Program terytorialny, sformułowany pod koniec I wojny światowej i przedłożony Entencie w lutym 1919 r., obejmował wszystkie ziemie „korony św. Wacława”. Czesi domagali się połączenia ze Słowakami, inkorporacji Rusi Podkarpackiej, korytarza przez tereny austriackie i węgierskie do Jugosławii, poprawek na korzyść Czech od strony Prus, Saksonii, Bawarii i Austrii, w tym włączenia ziemi kłodzkiej i całego Śląska Cieszyńskiego, aż po Bielsko. Program ten udało się politykom czeskim w zasadzie zrealizować.
Niepodległa Czechosłowacja zajmowała terytorium liczące 140 tys. km2 i zamieszkiwało w niej ponad 14 mln ludzi, a szczęśliwy traf uczynił ją państwem należącym do czołówki przemysłowych krajów świata, gdyż tylko traf sprawił, że na jej ziemiach znalazło się 75% przemysłowego potencjału cesarsko-królewskich Austro-Węgier (90% wydobycia węgla, 75% produkcji surówki i stali, 80% produkcji maszyn, taki sam procent produkcji tekstyliów itd.). W 1938 r. Czechosłowacja produkowała po 2,3 mln ton stali i surówki, a było to więcej, niż zdołały osiągnąć Włochy. W Czechach znalazł się nieomal cały przemysł zbrojeniowy byłych Austro-Węgier – na terenie ziem polskich zaborcy nie budowali fabryk uzbrojenia. Ogromne zakłady Śkody zatrudniały ponad 40 tys. pracowników, na potrzeby wojska – i przede wszystkim eksportu – pracowało 13 wytwórni samolotów, 7 – broni pancernej, 6 fabryk dział, 8 – broni ręcznej i maszynowej, 6 – amu­nicji i granatów.
Nie oznaczało to, że czechosłowacka republika była. państwem silnym. Jej potencjał osłabiały czynniki destruktywne, które pojawiły się już u zarania czeskiej niepodległości. Ich minimalizowanie lub potęgowanie zależało od polityki narodowościowej rządu praskiego i od stanu stosunków z sąsiadami. Tak się bowiem złożyło, że ambitny program terytorialny zakreślił granice obejmujące liczne mniejszości. Czesi(dane z 1932 r.)byli w swoim państwie mniejszością(47% – 6,3 mln). Pozostałe grupy narodowe to pierwsi po nich pod względem liczebności Niemcy (27,4% – 3,8 mln), dalej Słowacy, którzy z czasem chcieli oderwać się od Czechów (12,5% – 1,7 mln), Węgrzy zawsze wrodzy Czechom (7,9% – 1,1 mln) i Polacy – 172 tysiące (0,8% ludności) mieszkający głównie na Zaolziu i stanowiący większość mieszkańców Śląska Cieszyńskiego Ponadto było jeszcze ponad 400 tys. obojętnych na los Czechosłowacji Rusinów oraz Rumuni i Żydzi (łącznie 4,4% ludności). O trwałości państwa miało zadecydować na ile Słowacy zechcą wspierać Czechów.
Czechosłowacja była małym państwem wielu narodów.
Zaraz po proklamowaniu niepodległości czescy Niemcy, powołując się na zasadę samostanowienia, ogłosili powstanie nieza­leżnych prowincji niemieckich, dążących do połączenia z Austrią. Wprawdzie ostre działanie czeskich wojsk stłumiło akcję Niemców, ale problem kilkumilionowej mniejszości niemieckiej pozostał. Połączenie ze Słowacją spowodowało konflikt z Węgrami, które niegdyś władały tym obszarem. Wymuszona granica, sięgająca Dunaju, wyszła poza zasięg słowacczyzny i obiektywnie wzmocniła mniejszość węgierską na terenie republiki czechosłowackiej. Również na Rusi Podkarpackiej rząd praski nie zrealizował obiecanej szerokiej autonomii dla Rusinów. Wygrany z Polską spór o Śląsk Cieszyński oznaczał natomiast ponad 100-tysięczną ludność polską wypowiadającą się za połączeniem do Polski.
Stało się więc widoczne, że przyszłość Republiki jest uzależniona od okiełznania irredenty niemieckiej i zgodnej współpracy ze Słowakami. Tymczasem Słowacja ustępowała znacznie poziomem zagospodarowania Czechom i Morawom. Rolnictwo słowackie miały zbiory o jedną trzecią mniejsze od rolnictwa czeskiego i nie było przemysłu. Ziemie słowackie stawały się rynkiem zbytu dla wyrobów czeskich, bowiem słaby przemysł rodzimy nie wytrzymywał konkurencji. Kryzys gospodarczy odbijał się głównie na ludności słowackiej, której jedyną perspektywą miała być czechizacja, czyli utrata narodowej odrębności. Na Słowacji rosło rozczarowanie do związku z Pragą. Przybywało zwolenników oddzielenia się od Czech. Procent ludności zainteresowanej obroną Czechosłowacji spadał poniżej granicznej wielkości 50%. Tworzyło to zarodek katastrofy czeskiej państwowości.
 
Najwierniejszy sojusznik Francji i… Rosji
Skoro położenie wewnętrzne tak się komplikowało, to tym większego znaczenia nabierała koncepcja polityki zagranicznej. W wypadku Czecho­słowacji można nawet powiedzieć, że tego znaczenia nabierały poglądy jed­nego człowieka – dr Eduarda Beneśa. Był on długoletnim ministrem spraw zagranicznych, a następnie jako prezydent Republiki nadal decy­dował o kierunkach czeskiej polityki zagranicznej. Beneś widział sojuszników swego państwa we Francji i „białej” Rosji – później zastąpiła ją Rosja bolszewicka. Sądził, że wspierając politycznie Rosję i zabiegając o względy Francji zdoła zapewnić niepodległy byt swemu państwu. Od połowy lat trzydziestych Beneś prezentował trudny do zrozumienia ogromy stopień zaufania do ZSRR jako gwaranta bezpieczeństwa Czechosłowacji i bezinteresownego protektora oraz opiekuna w czeskiej polityce zagranicznej. Jakimś wyjaśnieniem tej postawy mogą być dane wskazujące na jego powiązania z sowieckimi tajnymi służbami.
Prezydent Czechosłowacji Edward Beneś 
Główne zagrożenie dla czeskiej niepodległości widział Beneś w rewiz­jonistycznych planach Węgier i Austrii, toteż starał się stworzyć taki system bezpieczeństwa Czechosłowacji, który zapewniłby udaremnienie wszelkich za­kusów tych państw, zwłaszcza zaś Węgier. W latach 1920-1921 Czechosłowa­cja zdołała zbudować system sojuszy wojskowych z Rumunią i Jugosławią (tzw. Mała Ententa) wymierzony przeciwko Węgrom. Trzeba dodać, że obawy Pragi wyglądały groteskowo. Po traktacie pokojowym siły zbrojne Węgier ograniczono do 35 tys. żołnierzy, bez artylerii ciężkiej i lotnictwa. W tym czasie siły zmontowanej przez Czechów koalicji liczyły łącznie (tylko stany pokojowe) 420 tys. żołnierzy dysponujących wszystkimi rodzajami broni. Nie trzeba przy tym dodawać, że równie „wielka” była armia drugiego wroga Czechosłowacji – Austrii. Zastanawiają­ce, jak bardzo ludzie ulegają sugestii, że zagrożenie które minęło, trwa nadal, natomiast nie potrafią na czas dostrzec nowego, rosnącego niebezpieczeństwa. O koncepcji politycznej Beneśa pisał Henryk Batowski: „Była to niewątpliwie bardzo błędna ocena sytuacji i stosunku sił, która miała się w przyszłości pomścić.”.
Realna ocena potencjałów Austrii i Węgier musiała prowadzić do jednego wniosku – państwa te nie były w stanie napaść na Czechosłowację, mogły to zrobić tylko wraz z silniejszym partnerem. A więc problemem nr 1 polityki czeskiej powinny były stać się stosunki z mocniejszymi sąsiadami, to znaczy Niemcami i Polską, które mogły pokusić się o agresję, zwłaszcza że i Niemcy (w Austrii), i Polacy (na Węgrzech) znaleźliby sojuszników przeciwko Czechom.
Wyciągając konsekwencje z tego faktu należało stwierdzić, że współpraca z Polską, nawet po utracie Zaolzia, była dla Czech korzystna, gdyż nie naruszała w gruncie rzeczy pozycji Czechosłowacji w Europie. Współdziałanie z Rzeszą oznaczało utratę rozległych terenów sudeckich i groziło degradacją państwa do roli słabego wasala Berlina. Z obu państw sąsiedzkich Polska była słabsza, ale też żywotnie zainteresowana w utrzymaniu terytorialnego status quo.Niemcy natomiast dążyły do rewizji granic (początkowo tylko z Polską). Dodatkowym elementem przemawiającym za współdziałaniem czesko-polskim był sojusz z Francją. Połączone siły polsko-czeskie byłyby wystarczające, by wpłynąć na postawę Paryża w żywotnych dla Pragi i Warszawy sprawach. Wsparcie Francji w konflikcie z Niemcami gwarantowało nienaruszalność granic wszystkim państwom sojuszniczym.
 
Jak najdalej od Polski
W Pradze postąpiono akurat odwrotnie. Najpierw krwawy spór o Śląsk Cieszyński, w którym Czesi byli stroną atakującą, wykopał przepaść między bratnimi narodami.
Ciała zakłutych bagnetami przez Czechów polskich jeńców,żołnierzy 12 wadowickiego pułku piechoty. Styczeń 1919. Stonawa.
Wówczas to nawet politycy doceniający znaczenie współ­pracy polsko-czeskiej, jak np. Ignacy Paderewski, protestowali przeciwko niesprawiedliwemu podziałowi Zaolzia, w wyniku którego „140 tys. Polaków zostało przyłączonych do 113 tys. Czechów”.
Należy pamiętać, że w latach 1919-1920 – w okresie największego zagrożenia niepodległości Polski – Czesi nie wahali się napaść na Polskę zbrojnie, a następnie przy poparciu Zachodu wymóc na niej oddania terenów Śląska Cieszyńskiego na których przeważała ludność polska. Później, kiedy Polacy pogodzili się z podziałem Zaolzia, a politycy polscy podej­mowali liczne próby porozumienia z Czechami, Praga nie dostrzegała potrze­by wiązania się z Warszawą. Pierwszą taką próbą była wizyta delegacji naczelnika państwa w Pradze 17 grudnia 1918 r. Wiozła ona osobisty list Piłsudskiego do prezydenta Masaryka. Z instrukcji ówczesnego ministra spraw zagranicznych Leona Wasilewskiego wynikało, że celem wizyty było nawiązanie przyjaznych stosun­ków z Czechami. „Zarówno Polska – wskazywał Wasilewski – jak i Czechy czeka walka z germanizmem, która prowadzona być może pomyślnie przy ścisłym współdziałaniu obu narodów”. Czesi nie podjęli rozmów twierdząc, że Polacy nie mają jeszcze swojego państwa. Beneśa nie przekonały nawet argumenty marszałka Focha o zagrożeniu niemieckim. Czeski minister miał wówczas oświadczyć, że „Niemcy nie są naszym dziedzicznym wrogiem” i że mniej się obawia Anschlussu Austrii z Niemcami niż powrotu na wiedeński tron arcyksięcia Ottona Habsburga.
Po przewrocie majowym 1926 także były okresy, gdy Warszawa liczyła na bliższą współpracę z Pragą. W lecie 1930 r. udał się do Czechosłowacji minister Eugeniusz Kwiatkowski. Piłsudski polecił mu złożyć ofertę bliższej współpracy gospodarczej jako podstawy do zacieśniania związków politycznych. Nie znalazło to zrozumienia u Czechów.
Wojsko Polskie kupowało czeskie uzbrojenie – na zdjęciu czeski moździerz holowany przez ciągnik polskiej produkcji

Jeden z polskich dyplomatów, Kajetan Morawski, dowodził, że polityka Beneśa w stosunku do Polski ograniczała się do zabiegów, „aby rewindykacja korytarza i Śląska nie zmąciła pokojowego rozwoju własnego jego kraju”. Dlatego też Polskę oceniano w Pradze jako „Bałkan Północy” o niepewnej przyszłości. „Musimy bronić się – mówił polityk Ferdynand Kahanek – przed dostaniem się do sfery polskiej polityki”. Wiele złego narobił sierpniowy (1930) wywiad prezydenta Masaryka dla agencji London General Press. Według prezydenta „polski korytarz” obok węgierskiego rewizjonizmu był jednym z głównych niebezpieczeństw dla pokoju Europy. Masaryk miał nawet powiedzieć: „Co się tyczy polskiego korytarza, to jestem zdania, iż Niemcy nigdy nie pogodzą się z obecnym stanem rzeczy, wskutek którego Prusy Wschodnie odcięte są od Rzeszy”.

Stanowisko Pragi, pogłębione krytycznym stosunkiem do autorytarnego ustroju Polski „pomajowej”, utwierdzało niechęć Piłsudskiego do Czechów. Marszałek i Beck sądzili, że położenie Polski byłoby korzystniejsze, gdyby miejsce Czechosłowacji zajęły Węgry po opanowaniu Słowacji i Rusi Podkarpackiej. Po nieudanym (kolejnym) epizodzie nawiązania współdziałania w 1933 r. Warszawa spisała Czechosłowację na straty. Beck z rozdrażnieniem mówił później o postawie Pragi w 1933 r.: „[…) wydawało się, że potrafimy się z nimi dogadać, już miałem jechać do Pragi, ale Beneś się wykręcił. Brak mu odwagi, boi się z nami związać”.
Piłsudski krytycznie i trzeźwo oceniał wewnętrzną sytuację czeskiej republiki. Widział, potęgujące się tendencje odśrodkowe i słabnące więzi czesko-słowackie. W latach 1937 – 1938 stosunki czesko-polskie doszły do stanu, który zdawał się wykluczać porozumienie: Warszawa twierdziła, że nie może być normalizacji bez poprawy losu Polaków za Olzą, natomiast w Pradze jako warunek porozumienia stawiano zrezygnowanie sanacji z władzy. Jak widać, były to postulaty mało konstruktywne. Jednocześnie Beneś nie dostrzegał, że pole manewru Polski było jednak znacznie szersze, a więc Praga powinna była zabiegać o względy Warszawy. Beneš tego robić nie zamierzał.
 
Z Niemcami jak najlepiej
Inaczej zachowywali się politycy czescy wobec Niemiec. Starali się o jak najwięk­szą poprawność. Beneś zresztą dążył – bezskutecznie – do nawiązania traktatowej formy współpracy z Berlinem. Wielokrotnie ponawiane zabiegi znalazły swój najdobitniejszy wyraz w jego wizycie w Niemczech w 1928 r. Cytowany już Batowski pisze: „Te awanse ze strony Pragi, choć nie odpłacane w równej mierze, przyjmowano w Berlinie już choćby dlatego, że to zabezpieczało Rzeszę przed ewentualnością silniejszego zwrócenia się Czechosłowacji ku Polsce, co spowodowałoby sytuację dla Niemiec nader niedogodną”.
Jeszcze dalej poszedł Beneś na konferencji rozbrojenio­wej w Genewie (1932 r.), gdzie domagał się równouprawnienia w zbrojeniach dla Niemiec. To oświadczenie bardzo negatywnie – i w dosadnych słowach – ocenił Piłsudski.
Stanowisko Pragi w sprawach niemieckich musiało ulec zmianie po 1933 r. Było to jednak rezultatem polityki Hitlera, a nie Beneśa. Ale nawet wówczas w Pradze łudzono się, że będzie można kontynuować dobrosąsiedzkie stosunki. Beneś usiłował – w tajemnicy przed własnym rzą­dem – pertraktować z Hitlerem w 1936 r. Hitlerowi nie były potrzebne porozumienia, ale Sudety.
Tereny z większością niemiecką
Mniejszość niemiecka w Czechosłowacji (3,8 mln) stanowiła ogromną siłę. Przy tym korzystne było – z punktu widzenia Berlina – jej terytorialne rozmieszczenie. Ponad półtora miliona Niemców żyło w północnych i północ­no-zachodnich Czechach, stanowiąc 80 – 90% ludności mieszkającej na tych terenach. Podobnie wysoki odsetek stanowiło 300 tys. Niemców w północnych Morawach i na Śląsku Opawskim. Rzesza z łatwością mogła szermować hasłami samostanowienia w odniesieniu do swoich ziomków w Sudetach. A ludność niemiecka w Czechosłowacji umacniała się w poczuciu odrębności. Służyło temu rozbudowane szkolnictwo (m.in. istniał niemiecki uniwersytet w Pradze i dwie politechniki) i akcja informacyjno-propagandowa prowadzo­na przez wiele firm wydawniczych (ukazywało się około 250 gazet i czasopism w języku niemieckim). Wpływy polityczne w Republice obrazowało 71 man­datów niemieckich reprezentantów (na 281 miejsc) w czechosłowackim par­lamencie. W październiku 1933 r. powstał Sudetendeutsche Heimatfront, którego skrót SHF tłumaczono – Sei Hitlers Freund(Bądź przyjacielem Hitlera). Wkrótce kierowany przez Konrada Henleina „front” przekształcił się w Partię Sudecko-Niemiecką (SdP), która szybko stała się najsilniejszą partią w kraju; z trzynastu tysięcy członków w styczniu 1934 r. SdP doszło do miliona pięćdziesięciu tysięcy ludzi w kwietniu 1938 r. Już wybory w 1935 r. przyniosły henleinowcom duży sukces, plasując ich na pierwszym miejscu wśród partii Republiki.
Nie należy przy tym zapominać, że Anglia uważała, iż można zaspokajać Hitlera kosztem Czechosłowacji, Francja nie była zdolna do obrony swego wiernego sojusznika, gdyż oglądała się na Londyn, ZSSR, mimo deklaracji o chęci udzielenia pomocy, uzależniał ją od wystąpienia zbrojnego Francji, a Węgry i Polska coraz wyraźniej popierały separatyzm swoich rodaków – obywateli ĆSR.
 
Armia „pijarem” silna
Jak dysonans brzmią w tym kontekście powtarzane powszechnie do dziś opinie o dużej sile czechosłowackiej armii, a zatem ogromnych możliwościach obron­nych republiki. Również w Polsce wiele napisano o świetnej czeskiej broni pancernej, potężnej artylerii i dobrym lotnictwie, a wszystko to oparte było na danych publikowanych przez czeskich historyków. Dokładniej­sza analiza tych danych ujawnia jednak duże sprzeczności w upowszech­nianych informacjach i sporą przesadę w ocenach.
Podawano, iż Czechosłowacja zmobilizowała w 1938 r. armię liczącą około 2 – 2,2 mln żołnierzy (45 dywizji – w tym 4 szybkie i 2 zmotoryzowane). Już te miliony zastanawiają, do dziś bowiem pozostało tajemnicą, w jaki sposób małe stosunkowo państwo, ob­ciążone licznymi mniejszościami narodowymi, było w stanie zmobilizować wielką liczebnie armię (14% ludności – światowy rekord). Naprawdę Czechom udało się zmobilizować trochę ponad milion żołnierzy (rezerwiści czescy i słowaccy) w 43 wielkich jednostkach o różnej wartości bojowej. Wypada jednak zapytać, dlaczego Praga skapitulowała przed 39 dywizjami niemieckimi (1,2 mln żołnierzy). Jesienią 1938 r. Niemcy zamierzały wystawić 80 dywizji (3,3 mln żołnierzy), ale musiał liczyć się z zagrożeniem ze strony Francji i Polski. Dlatego przeciwko Czechom Niemcy mogli użyć około połowy posiadanych wojsk.
Wiadomo, że czeskie wojsko wspierało 3200 dział, czyli o kilkaset mniej niż było ich w Polsce, ale o polskiej artylerii nikt jakoś nie napisał, że była potężna. W czeskiej artylerii występowała duża różnorodność dział i były one głównie starszych typów, przestarzałe. Opracowano nowe wzory dział, ale ich produkcji nie zdołano uruchomić przed 1938 r. Jeżeli obrona przeciwpancerna i przeciwlotnicza wyglądała nieco gorzej – jak napisał Ma­rian Zgórniak w pracy o wojskowych aspektach kryzysu czechosłowackiego – to można było sobie wyobrazić, ile dział przeciwpancernych i przeciwlotniczych wypadało na każdą z czeskich dywizji. Ponad połowa z nich nie miała zresztą żadnej artylerii przeciwpancernej, ani przeciwlotniczej (Czesi mieli np. 250 dział plot. różnych kalibrów, gdy w Polsce było 384 działa, w tym 261 nowoczesnych armatek Boforsa 40 mm).
W broni pancernej nie było lepiej Armia czeska miała 558 wozów bojowych (łącznie czołgi z samochodami pancernymi), gdy w Polsce było około 900 czołgów i 100 samochodów pancernych. A więc siła czeskiej „szybkiej” dywizji nie mogła być zbyt wielka – tylko dwie z nich miały etatowe stany czołgów. Przy czym podstawowy czołg czeski LT vz.35 cieszył się złą sławą wśród pancerniaków ze względu na fatalną jakość tanich lub źle dobranych materiałów oraz wadliwy montaż fabryczny.
Podobnie wyglądało lotnictwo – Czesi mieli ponad 1500 samolotów (w pierwszej linii około 840), w Polsce było ponad 1700 samolotów (w pierwszej linii około 750). W Czechach i w Polsce lotnictwo składało się z maszyn konstruowanych w pierwszej połowie lat trzydziestych, przy czym Czesi mieli jeszcze na uzbrojeniu myśliwce dwupłatowe i bombowce nie nadających się do działań wojennych. W Polsce były już całkowicie metalowe myśliwce jednopłatowe i wchodzące właśnie na uzbrojenie nowoczesne bombowce. Zakłady lotnicze w Polsce mogły produkować ponad sto samolotów miesięcznie, fabryki czeskie poniżej stu.
Myśliwce Avia B 534 (szyb. maks. 370 km/h)
Samolot rozpoznawczy Letov s 328, (szyb. maks. 280 km/h )
W Czechach wytwarzano dużo broni, ale … na eksport. Wytwórnie czeskie znajdowały się w czołówce światowego handlu bronią, np. w 1936 r. w kolejności: Francja – 21, 2% Wielka Brytania – 19,5%, a po nich jako trzecia Czechosłowacja – 15,4%, dystansując Niemcy – 10,6% i USA – 8,6%. Dla czeskich fabrykantów sprzedaż broni za granicę była ważniejsza od zaopatrzenia własnej armii. Zamówiony przez wojsko nowy czołg LT vz.38 nie dotarł do jednostek bowiem wcześniej realizowano zamówienie na takie czołgi do Szwajcarii, Iranu i… Peru!
Nawet słynne fortyfikacje czeskie, biorąc pod uwagę koszt ich budowy (7 mld koron – 1,5 mld złotych) i długość za­grożonych granic (około 3 tys. kilometrów), nie wyglądały imponująco. Pomijając fakt, że fortyfikacje nie zdały egzaminu w czasie ostatniej wojny, trzeba pamiętać, że Polska planowała koszt kilometra umocnień na swojej granicy zachodniej na 2 mln złotych, Czesi zaś wydali na kilometr około 0,7 mln złotych (kilometr linii Maginota 30 mln złotych).
Czeska doktryna wojenna miała charakter defensywny i przewidywała pasywną, kordonową obronę kraju na liniach umocnień. Nieprzyjaciel mógł więc skoncentrować przeważające siły na wybranym odcinku i przełamać linię obrony, co dla strony czeskiej oznaczałoby militarną katastrofę. Przyjęty fatalny plan obrony był wynikiem niskich kwalifikacji czeskiej generalicji, o czym meldował swoim przełożonym francuski attache wojskowy. Jan Wisniewski w pracy „Armia Czechosłowacka w latach 1932-38” napisał: „Unikając ocen czy stawiania cenzurek poszczególnym generałom trzeba stwierdzić, że większość wyższych dowódców nie była w pełni przygotowana do czekających ich zadań w momencie realnego zagrożenia czy konfliktu.”
Trudno zupełnie negliżować wartość armii czeskiej, należałoby jednak widzieć ją we wszystkich uwarunkowaniach. Wypadałoby też za­chować większą dozę ostrożności przy podawaniu różnych danych świadczących o czeskiej potędze. Gdyby było tak, jak piszą dziś niektórzy historycy, to czeski minister obrony nie musiałby mówić, że w 1938 r. republika mogła dać się zabić albo popełnić samo­bójstwo.
Czeski minister obrony gen. Jan Syrovy
Koła wojskowe Czechosłowacji zdawały sobie sprawę z kiepskiego położenia geostrategicznego i wi­działy jakie znaczenie dla obrony kraju może mieć współpraca i sojusz ż Polską, ale nie one decydowały o polityce państwa czeskiego.
 
Hajda „wielka czwórka”
Podporządkowanie Czechosłowacji było w planach Hitlera kolejnym etapem na drodze do przygotowania agresji na Francję. Podbita Czechosłowacja miała też stano­wić środek do wymuszenia lojalnej postawy Polski. Po łatwym opanowaniu Austrii Hitler, ośmielony ustępliwością mocarstw zachodnich, postanowił uczynić następny krok. Tym razem sprawa była trudniejsza. Na celowniku było państwo większe i silniejsze od Austrii, cieszące się politycznym poparciem Francji i znajdujące się w sojuszu z Rumunią, Jugosławią oraz ZSSR. Wariant oderwania Sudetów od Czech był więc, obiektywnie rzecz biorąc, mało realny – tak przynajmniej myśleli wątpiący w polityczne talenty Hitlera niemieccy generałowie. Okazało się inaczej.
Konferencja w Monachium stanowiła logiczną konsekwencję linii politycznej obranej przez Pragę w okresie dwudziestolecia. Zgodnie z zasadą, że najłatwiej płaci się interesami najwierniejszego sprzymierzeńca, Paryż poświęcił suwerenność i niepodległość państwa kierowanego przez „najwybitniejszego polityka Europy Środkowej”, jak nad Sekwaną nazywano Beneśa.
Wielka czwórka” z Monachium:  Chamberlain,Daladier, Hitler, Mussolini
Stanowisko Polski w dniach kryzysu czechosłowackiego wywołuje ciągle wiele sporów. Znana i odwzajemniana niechęć Becka do Beneśa oraz wkroczenie wojsk polskich na Zaolzie zdają się sugerować współdziałanie z Niemcami. Istnieje jednak sporo przesłanek wskazujących, że Polska działała samodzielnie. W momencie gdy zarysowała się groźba konfliktu czesko-niemieckiego, na zapytanie wystosowane przez prezydenta Mościckiego do prezydenta Beneśa, czy Czechosłowacja będzie się bronić, z dodatkiem, że gdyby tak było, Polska zaangażuje się po jej stronie, Beneś odpowiedział po kilku dniach, że Czechosłowacja szans obrony nie ma i że chwyci za broń tylko w razie wykonania sojuszu wojskowego przez Francję, podkreślając jednak, że sama inicjatywy wojskowej nie podejmie. W Warszawie oceniono tę odpowiedź jako uzgodnioną ze Związkiem Sowieckim.
Kapitulacja Zachodu i błyskawiczny upadek Czechosłowacji zaskoczyły ministra Becka, który nie chciał zbyt wcześnie angażować kraju w konflikt. „Beckowi szło nie tylko o neutralność, czy też zbrojną neutralność w klasycznym tej instytucji znaczeniu – pisze Stefania Stanisławska (Polska a Monachium)ale o pozostawienie sobie możliwie długo wolnej ręki w razie konfliktu i możliwie najlepszej sytuacji przetargowej, póki do konfliktu nie doszło, zachowując sobie możliwość przyłączenia się do jednej z antagonis­tycznych stron”. Stwierdzenie to wydaje się prawdziwe, jeśli doda się, że mimo wszystko Beck wiedział, po której „antagonistycznej stronie” powinna opowiedzieć się Polska. Sprawa dotyczyła więc terminu, a nie wyboru stron konfliktu.
Kierunek polityki polskiej formułował Beck następująco: „W Europie kształtować się poczynają przeciwstawne sobie osie: Rzym -Berlin i Pa­ryż-Londyn. Jedną z zasad naszej polityki jest nie wiązać się z żadnym z bloków”. Minister sądził, że sprawa sudecka nie jest zagadnieniem zwrot­nym w stosunkach między mocarstwami bowiem Czecho­słowacja nie podejmie obrony, a Anglia i Francja będą starały się wymuszać na Czechach ustępstwa. Również ZSSR – według ministra – ograniczy się do dyplomatycznych protestów. W tej sytuacji Polska jedyne co może zrobić to rewindykować Zaolzie. Całą akcję należy jednak tak przeprowadzać, zalecał Beck, aby Polska „nawet w sposób pośredni” nie znalazła się w roli sojusznika Hitlera. Gdyby przewidywania te nie potwierdziły się i gdyby jednak doszło do powszechnego konfliktu w obronie Czechosłowacji – konkludował Beck – wówczas linia polityczna Polski powinna ulec zmianie w ciągu 24 godzin.
Stanowisko Becka znajdowało potwierdzenie w raporcie radcy poselstwa czechosłowackiego w Warszawie Jana Prochazki (2 IX 1938). Dyplomata pisał, że polski minister w rozmowie z posłem litewskim Kazysem Śkripą powiedział: „Polska nie podejmie niczego, co utrudniłoby naszą [ĆSR – R.Sz.] sytuację, chociaż ma interesy w Cieszyńskiem”.
Gotowość zmiany stanowiska potwierdzała treść noty Becka wręczonej ministrowi spraw zagranicznych Francji Bonnetowi (24 V 1938) przez am­basadora Łukasiewicza. Polski minister przypomniał, że w przeciwieństwie do Francji Polska nie ma żadnych zobowiązań traktatowych wobec Czechosłowacji, która zresztą takich zobowiązań ze strony polskiej nie chciała. Dawał w ten sposób do zrozumienia, że inicjatywę w sprawach czeskich powinien przeja­wiać Paryż, a nie Warszawa. Dodał też, że rząd polski może mieć pretensje do polityki czeskiej na Zaolziu, a mimo to: „w razie powstania konfliktu o szer­szym charakterze wynikałaby stąd sytuacja nowa, co do której rząd polski musi sobie zarezerwować możność zbadania decyzji”. Jaka będzie decyzja Polski, gdyby Francja wystąpiła w obronie Czechów, mówił następny punkt noty: „Będąc zmuszonym poczynić powyższe zastrzeżenie, potwierdzam jedno­cześnie, jak 7 marca 1936 r., gotowość polską wypełnienia zobowiązań sojusz­niczych w ramach istniejących umów oraz gotowość przyjaznej dyskusji na temat wszystkich nowych zjawisk, opartej na wzajemnym zrozumieniu interesów Polski i Francji”. W 1936 r. kiedy Hitler zajmował zdemitaliryzowaną Nadrenię Polska deklarowała Francji wykonanie zobowiązań sojuszniczych w razie podjęcia zbrojnej kontrakcji dla powstrzymania Hitlera. Wreszcie Beck oświadczał, że odprężenie między Warszawą a Pragą byłoby możliwe po przyznaniu mniejszości polskiej w Cze­chosłowacji praw, jakimi „dysponuje mniejszość najbardziej uprzywilejowana”.
 
Nic o nas bez nas
W dokumencie Becka nie było słowa o zamiarze oderwania Zaolzia, czy wspierania znanych już żądań Berlina. Przypomnienie stanowiska Polski z 1936 r. i sugestie, że „szerszy konflikt” wpłynąłby na zmianę stanowiska Polski, dawały dużo do myślenia. Ciekawie skon­struowany był też postulat praw dla mniejszości polskiej. Wynikało z niego, że każde zaostrzenie na odcinku niemieckim, czytaj: uszczuplenie praw mniejszo­ści najbardziej uprzywilejowanej (Niemców), oznaczało minimalizowanie pol­skiego żądania. I odwrotnie, ustępstwa na rzecz Niemców miały powodować wzrost żądań Polski. Beck starał się wymusić w Pradze wolę oporu w stosunku do Berlina.
Tak umiarkowany postulat polskiego ministra musiał wynikać między innymi z informacji, którymi dysponowały władze polskie po wizycie wysłan­nika prezydenta Beneśa w Polsce Wacława Fiali. Według Beneśa Zaolzia chciał tylko Beck, wobec tego wystarczyło porozumieć się z opozycją, izolować i usunąć Becka, aby naród polski poparł Czechosłowację. Zgodnie z tymi dyspozycjami Fiala rozmawiał wyłącznie z opozycją. Zaczął od narodowych demokratów. Rozmówcami wysłannika Beneśa byli Roman Rybarski, Zygmunt Berezowski, Kazimierz Olechowicz i Stanisław Stroński. W interesującej Pragę sprawie (Cieszyn) Fiala usłyszał z ust Olechowicza: „Opinia polska uznałaby obronę Czechosłowacji [przez Polskę – R.Sz.] przed zwrotem Zaolzia za zdradę wobec mniejszości polskiej na Śląsku”. Przedstawiciele ludowców – wśród nich Maciej Rataj – oświadczyli, że przychylne nastawienie Polski do Czech będzie niemożliwe, dopóki Praga nie obieca zwrotu Śląska Cieszyńskiego. Przywódca PPS Mieczysław Niedziałkowski zastrzegł, że bez zwrotu Zaolzia Czesi nie powinni myśleć o współpracy z Polakami. W podobny sposób wypowiadali się politycy chadeccy. Rezultat misji Fiali przedstawiony w jego piśmie do Beneśa wy­glądał następująco: „Wszyscy, wszyscy bez różnicy politycy polscy, z którymi spotkałem się, mówili mi o tym, że musimy we własnym interesie pójść na ustępstwa w stosunku do mniejszości polskiej w okręgu cieszyńskim i spełnić jej żądania”.
A więc problem Zaolzia nie mógł być sposobem na usunięcie Becka. Czy on sam, wiedząc o tym, chciał pokazać Pradze, iż jego warunki były lepsze od tego, czego żądałaby polska opozycja? Bo jego formuła była niewątpliwie do przyjęcia tak w Paryżu, jak i w Pradze. Charakterystyczne, że Bonnet, pisząc pamiętniki, nie wspomniał o propozycji Becka o gotowości wypełnienia przez Polskę zobowiązań sojuszniczych w razie obrony Czechosłowacji przez Francję.
Dwa dni przed wspomnianym wyżej spotkaniem ambasadora Łukasiewicza z Bonnetem w Paryżu pozbawiono złudzeń ambasadora Czechosłowacji – zachodni sojusznicy wymuszali na Pradze ustępstwa, a to paraliżowało możliwości działania Czechosłowacji. Praga, przyjmując więc formułę Becka, pogorszyłaby swoje położenie, gdyż do ustępstw na rzecz Niemców musiałaby dodać „takie same prawa” dla ludności polskiej. Przy stanowisku Paryża i Londynu żądanie polskie prowadziło więc, po ustąpie­niu Sudetów Niemcom, konsekwentnie do zwrotu Zaolzia.
Dnia 21 września o godzinie 17.00 rząd w Pradze przyjął w sprawie cesji Sudetów na rzecz Berlina plan anglo-francuski. Sytuacja stawała się jasna – obrony Czechosłowacji nie będzie.
Cieszyn: Polacy na Zaolziu witają kwiatami wojsko polskie. Pocztówka z listopada 1938 r. – "Śląsk Zaolziański wraca do Polski". Zdjecie za "Expressem Porannym", reprodukcja: M. Skorupski/Agencja FORUM
Dwie godziny później czeski minister Kamil Krofta otrzymał notę polskiego rządu, w której Warszawa domagała się załatwienia żądań polskich w taki sposób, jak uczyniono to z żądaniami niemieckimi. Po kilku dniach oddziały polskie, dowodzone przez generała, Władysława Bortnowskiego, przekroczyły most na Olzie. Terytorium państwa polskiego powiększyło się o 1871 km2. Rejon ten miał bardzo wysoką wartość gospodarczą ze względu na swoje zasoby węgla i hutnictwo. Po przyłączeniu Zaolzia produkcja stali w Polsce wzrosła o 38%, surówki o 67%, wyrobów walcowanych o 47%, koksu 0 55% – było to poważne wzmocnienie potencjału Rzeczypospolitej.
 
Wbrew Niemcom
Polskie władze uważały, że Czechosłowacja realizuje koncepcję polityczną Beneśa, który gwarancje bezpieczeństwa własnego kraju widział we wspólnej granicy z Rosją Sowiecką. W Polsce pamiętano słowa prezydenta Masaryka z 1920 r.: „Na Ruś Węgierską (Podkarpacką) patrzymy jako na tymczasowy depozyt Rosji, który przy pierwszej sposobności jej zwrócimy”. Dla Polski nie mogło być wątpliwo­ści, w jakich warunkach może się pojawić sposobność zwrotu tego „depozytu” Rosjanom. Dlatego Warszawa popierała mniejszość polską, dążenia Słowaków i węgierski rewizjonizm, wymierzony w całość terytorialną Czechosłowacji. Czechy bez Słowacji nie musiałyby przecież szukać wspólnej granicy z Rosją.
W 1938 r. zemścił się srodze brak realizmu w stosunkach polsko-czeskich, głównie brak realizmu po stronie czeskiej! 
W listopadzie 1938 r. prasę obiegła wiadomość, że jeden z ministrów Republiki Czeskiej złożył w praskim senacie wniosek o pociągnięcie do odpowiedzial­ności karnej Beneśa „za przeciwdziałanie zbliżeniu z Polską w okresie, gdy Warszawa była skłonna do nawiązania współpracy”.
Zachowania Polski w okresie kryzysu sudeckiego nie byli pewni ci, z którymi Beck rzekomo współdziałał. Ambasador Moltke pisał w swym raporcie (lipiec 1938 r.) o celach polityki polskiej. „Nie ulega wątpliwości, że Polacy wykorzystają wszelką możliwość, a zwłaszcza wszelką słabość Niemiec, aby otrzymać nowe gwarancje i zapewnienie w wyżej podanych sferach interesów [Litwa, Zaolzie – R.Sz.]. Jednakże nawet otrzymawszy takie korzyści, Polska zawsze będzie postępowała tak, jak jej dyktować będą własne interesy. Byłoby nawet błędem liczyć na świadczenie wzajemne w wypadku ciężkiej dla nas sytuacji”.
Postawa Warszawy wywołała niezadowo­lenie i obawy w Berlinie. W rozkazach wydanych przez Oberkommando des Heeres (OKH) w lipcu 1938 r. stwierdzano, że w wypadku ataku polskiego na Niemcy należy trzymać obronne umocnienia na granicy polskiej aż do czasu pokona­nia Czechów i później uderzyć całością sił na Polskę. I pomyśleć, że jeszcze na początku maja 1938 r. w tym samym OKH zakładano polską pomoc wojskową na wypadek wojny z Czechosłowacją – oczywiście pomoc dla Niemców.
W Polsce poważnie liczono się, że pozostawienie Zaolzia może dać Hitlerowi sposobność do gry o włączenie Wolnego Miasta Gdańska do Rzeszy. W kontekście powyższego warto wspomnieć o słynnym liście Beneśa do polskiego prezydenta deklarującym wolę współpracy. W dniu 22 września, a więc na tydzień przed „Monachium” Beneś przedkładał Polsce ofertę „wyrównania problemu polskiej ludności w Czechosłowacji (…) na płaszczyźnie zasady rektyfikacji granic.” Mościcki w odpowiedzi (27.09.1938) podnosił, że kwestia Zaolzia utrudnia „polepszenie atmosfery między naszymi krajami.” Następnie czeski minister spraw zagranicznych Krofta w liście do polskiego ambasadora Papée 30.9.1938 (w dzień po „Monachium”) zaoferował, aby przejęcie przez Polskę Śląska Cieszyńskiego nastąpiło „najwcześniej 31 października, a najpóźniej 1 grudnia” (1938 r.). Tak więc strona czeska, na cały tydzień przed Monachium, jako pierwsza i z własnej inicjatywy zaproponowała Polsce przejęcie Zaolzia, oferując jednak terminy, w których Niemcy miałyby dosyć czasu, aby wejść na Zaolzie. A wówczas Hitler mógłby Beckowi zaoferować transakcję: oddam wam Zaolzie za Gdańsk!
Polskie władze obawiały się, że Hitler może w tym uzyskać poparcie Anglii i Francji i na następnej konferencji „monachijskiej czwórki” Polska zostanie pozbawiona dostępu do morza. To dlatego natychmiast po konferencji w Monachium, na Zamku Królewskim w Warszawie odbyła się narada najwyższych władz państwa, z prezydentem Ignacym Mościckim, na której uznano, że Polska nie może być bierna i godzić się na dyktaty. Wtedy też, postanowiono wystosować ultimatum do rządu Czechosłowacji z żądaniem niezwłocznego przekazania Polsce Zaolzia.
 
*****
Satyryk we fraszce napisał, że w tym  cały jest ambaras, aby dwoje chciało na raz. Czechosłowacja nie chciała zawierać sojuszy z Polską. Rzeczywistość w 1938 r. była jednoznaczna – Czesi w większości, a zwłaszcza ich polityczni przywódcy, nie chcieli walczyć z Niemcami. Czy mimo to Polska miała samotnie, bez Francji, wystąpić zbrojnie przeciwko Niemcom w obronie Czechosłowacji, do tego wbrew woli jej władz? A może powinna była zapomnieć o Polakach za Olzą, zostawić Niemcom ważny dla jej bezpieczeństwa węzeł kolejowy Bogumin oraz huty i kopalnie Zaolzia? To są przecież pytania retoryczne.
0

Szeremietiew

Jaki jestem każdy widzi (każdy kto zechce).

200 publikacje
107 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758