Bez kategorii
Like

W pogoni za premierem K.

24/07/2012
393 Wyświetlenia
0 Komentarze
39 minut czytania
no-cover

Ostatnie doniesienia z Litwy

0


http://www.polskiekresy.pl/index.html?act=nowoscifulldb&id=217  Wideo
Szybki marsz w ślad za premierem Kubiliusem, nieustanne krzyki przez megafon, ludzie zza murów ambasady proszący, by nie przeszkadzać – to obraz wizyty szefa litewskiego rządu.
My uczestnicy protestu nie bez przyczyny myśleliśmy, że litewskie media będą chciały naszą akcję najpewniej przemilczeć, zmanipulować, zminimalizować lub zbagatelizować. Tymczasem wydaje się, że – jeżeli: po pierwsze 18 lipca wychodzący do nas z litewskiej placówki ludzie prosili, a nawet próbowali na nas wywrzeć presję z powodu tego, iż nasz krzyk sprawia, że "premiera nie słychać", po drugie jeśli za Kubiliusem biegaliśmy w ten sposób niemal pięć godzin, po trzecie wreszcie zdarliśmy swoje gardła – nie będziemy chyba nieobiektywni, jeśli stwierdzimy, że to dość istotny aspekt jego wizyty. Premier miał pełny spokój wyłącznie wtedy, gdy wyjeżdżał i wracał z lotniska. To zresztą nie pierwsze nasze z nim spotkanie.
Podczas szczytu państw Europa Środkowowschodnia – Chiny (25 kwietnia 2012r.) przywitaliśmy go spokojnie i godnie przed Zamkiem Królewskim w Warszawie. Ponieważ w sytuacji Polaków na Litwie nie tylko nic się od tego czasu nie zmieniło na lepsze, ale wręcz pogorszyło postanowiliśmy następnym razem dobitnie zademonstrować swój sprzeciw. Warto podkreślić, że program pobytu w Polsce Andriausa Kubiliusa (oprócz wiadomości, że w ogóle spotka się z premierem Tuskiem i odwiedzi litewską galerię) owiany został czymś w rodzaju tajemnicy, co raczej nie jest w takich wypadkach standardem. W internecie nie można było znaleźć żadnych godzin wizyty, a jedynie dość enigmatyczne fakty. Czyżby czegoś się obawiał? Przecież chyba nie nas…

Charakterystycznym jest, że nie możemy znaleźć żadnych jego wypowiedzi dla polskich mediów, jakie byłyby efektem równorzędnej rozmowy z jakimkolwiek dziennikarzem. Wszelako mógł przecież zadać niewygodnie pytania o polską mniejszość. Jednym wyjątkiem jest witryna Delfi.pl Jednak to przecież oficjalnie, bez żadnej złośliwości portal, nie polski, lecz polskojęzyczny… Najwyraźniej premier na pytania dziennikarzy polskich mediów wolał nie odpowiadać. Natomiast aktywność w Polsce w sprawach litewskich była duża. Poniżej przytaczamy kilka luźno spisanych dat (Jest tego prawdopodobnie jeszcze więcej.) wraz z komentarzem, a następnie wracamy do przebiegu protestu.


Dobra chłopaki szybko! które hasło najpierw?! Fot. Memoriae Fidelis.

Przed wizytą Andriusa Kubiliusa

21 maja – powstaje Forum Dialogu i Współpracy z Litwą, grupujące zarówno nazwiska osób, które bardziej szkodzą niż pomagają, jak i cenionych przez nas, którzy m.in. podpisali się niegdyś pod listem w obronie Polaków na Litwie. List inaugurujący powstanie Forum podpisany był przez 100 intelektualistów, a zainicjowany przez Muzeum Historii Polski i dyrektora tej placówki Roberta Kostro. Przy czym niestety, choć inicjatywa cenna, treść listu odczytać można jako propagowanie przyjaźni z Litwą za wszelką cenę, bez uwzględnienia stanu poszanowania praw mniejszości narodowych i człowieka na Litwie. Na skutek tego, dwa tygodnie później powstał tzw. „List 300”do Forum, uściślający sprawę konieczności poprawy złej sytuacji Polaków na Litwie, a wyraźnie zaznaczający, że stroną odpowiedzialną za pogorszenie stosunków polsko-litewskich, właśnie ze względu na wyżej wymienione kwestie jest strona litewska.


Rozmowa z Pawłem Brudzyńskim, studentem bałtystyki.Fot. Memoriae Fidelis.

12 czerwca – odbyła się debata pt. „Jaka polityka wobec Litwy?” zainicjowana przez p. dr Renatę Mieńkowską-Norkiené, pracowniczkę naukową na Uniwersytecie Warszawskim (prywatnie żonę wysoko postawionego pracownika litewskiej administracji państwowej, udzielającą się w litewskich mediach). Na spotkaniu obecna była atachée ambasady naszych sąsiadów, która pomimo bardzo przychylnego nastawienia obecnych do Litwy skrytykowała spotkanie na zasadzie „nic o nas bez nas”. Jej reakcja mocno mnie zdziwiła, ponieważ miała to być w zamierzeniu – o ile się nie mylę – wewnątrzpolska dyskusja na temat słuszności lub niesłuszności obecnego kursu polityki wobec naszych sąsiadów. Czy Polacy na takie wewnętrzne dyskusje są przez Litwinów zapraszani, nie mówiąc już w ogóle o możliwości zabrania głosu? Ponadto czy pracowniczka ambasady wyznaje, wspomnianą przez siebie zasadę wobec 60 tys. zignorowanych litewskich Polaków, którzy podpisali się przeciw treści uchwały edukacyjnej, która właśnie ich dotyczy?


Paweł Brudzyński próbuje nas przekonać abyśmy byli ciszej. Fot. Memoriae Fidelis.

26 czerwca – Adam Michnik przebywał na Litwie i mówił o relacjach polsko-litewskich. Wypowiedział znamienne zdanie: „trzeba być optymistą”. Wyraził zdziwienie, jak polscy politycy mogą się oburzać (sięgając po słowa Jana Widackiego, byłego ambasadora RP na Litwie, którego działalność litewscy Polacy oceniają bardzo negatywnie), że władze litewskie prowadzą politykę lituanizacji Litwy (sic!). Wypowiedź ta wyglądała jakby tym samym Litwinom przyznał prawo do działań wbrew obowiązującemu prawodawstwu Unii Europejskiej. Ciekawe czy redaktor równie niefrasobliwie podszedłby do polityki "repolonizacji" (sic!) Niemców na Opolszczyźnie? Chyba nie, bo jak sam stwierdził coś jest w opinii o nim, że toleruje wszystkie nacjonalizmy (a więc i sąsiadów) oprócz polskiego. Po serii krytyki w polskim kierunku (włącznie z naszymi demonstracjami) zdecydował się zaakcentować swoją obiektywność stwierdzeniem, że Polacy na Litwie mają prawa do nazwisk i dwujęzycznych tablic. Nasuwają się pytania: a czy do mówienia we własnym języku na co dzień (w tym w szkole) nie mają? A czy można kraść im prawo własności ziemi, na której żyją i żyli nieraz od setek? A czy nad manipulacjami, które de facto ograniczają Polakom ich prawa wyborcze mamy przejść do porządku dziennego?

30 czerwca – w Wilnie powołano Forum Dialogu i Współpracy im. Jerzego Giedroycia.

2 lipca -w Warszawie przebywał minister energetyki RL Arvydas Sekmokas.


Pani z litewskiej telewizji próbuje nas przekonać do odejścia. Fot. Memoriae Fidelis.

3 lipca – premier Litwy prosi o wsparcie Polski przy budowie elektrowni atomowej w Wisagini. Andrius Kubilis wspomniał też: Brakuje dziś wrażliwości Lecha Kaczyńskiego. Trochę to dziwne, bo z jednej strony z Litwini sygnalizowali przed wyborami w Polsce, że jak wygra PiS będzie tragedia, robiąc głęboki ukłon w stronę PO. Teraz PiS rzucił się na wspomniane słowa jak niedźwiadek na miód, publikując te wypowiedź premiera Litwy na swojej stronie. Gazeta Polska Codziennie zamieściła z nim wywiad. O prawa polskiej mniejszości żaden z rozmówców niestety nie zapytał.


To terytorium litewskie! Fot. Memoriae Fidelis. – usiłuje nas przekonać.

4 lipca – prezydent Litwy Dalia Grybauskaite zawetowała zmiany dotyczące rejonu podbrodzkiego, którego powstanie korzystne byłoby dla Polaków. Strategia takiego działania jest bardzo czytelna: parlament, w którym większość stanowią konserwatyści, sygnalizuje, że nie zawsze uchwala ustawy antypolskie, ale zły glina prezydent Grybauskaite wetuje ustawę. Rolę dobrego gliny (choć nieudolnie, ergo skutecznie grając z p. prezydent do jednej bramki pełni często właśnie premier Kubilius). Poprzednio parlament (a zwłaszcza partia pana premiera Kubiliusa) uchwalał ustawy uderzające w Polaków, a prezydent Litwy uśmiechała się, jeździła do Polski i zapowiadała, że zawetuje niekorzystną dla Polaków uchwałę. Co oczywiście , jak się potem zawsze okazywało, było kłamstwem.

5 lipca – odbyła się konferencja ekspertów polskich i litewskich pt: Razem dla Regionu Morza Bałtyckiego, zorganizowana przez warszawskie Centrum Stosunków Międzynarodowych (CSM), oraz wileńskie Centrum Studiów Europy Wschodniej (EESC).

5-6 lipca – w Warszawie przebywał wiceminister litewskiego MSZ Egidijus Meilunas.


Bardzo głośne wrzaski w szybę okna. Tego dnia było pod ich ambasadą dużo.
Tuż za szybą bramy bezradni sympatycy ambasadowych imprez. Fot. Memoriae Fidelis.

9 lipca – w stolicy odbyła się kolejna konferencja, tym razem na UW pt. Stosunki polsko-litewskie – diagnoza i najważniejsze wyzwania. Znowu zawdzięczamy ją pracowitej p. dr. Renacie Mieńkowskiej-Norkiené. Obecny był przedstawiciel Litewskiej Kancelarii Premiera, pani ambasador Litwy, red. Adam Michnik, obok niego, autor wywiadu rzeki z Vitautasem Landzbergisem, Mariusz Maszkiewicz i inni ciekawi ludzie. Na końcu mogę napisać tylko tyle, że wstęp nie był wolny. Aby uczestniczyć w spotkaniu trzeba było uprzednio się na nie zapisać, pisząc do organizatorów np. maila z prośbą.

10 lipca – litewskie władze wprowadzają kolejne, niekorzystne dla Polaków zmiany okręgów wyborczych i to tuż przed wyborami (sic!).


Grupa druga w całości z PR jeszcze przed KPRMem ok. godz. 15.00.
Pierwsza stoi przy bramie wjazdowej. Fot. Marcin Fersz.

11 lipca – szef BBN gen. Stanisław Koziej złożył wizytę na Litwie. Spotkał się z litewską minister obrony Rasą Juknevičiene i innymi przedstawicielami odpowiedzialnymi za bezpieczeństwo. Co ważne,wg polskojęzycznego Delfi: …kategorycznie zaprzeczył doniesieniom prasowym sprzed kilku miesięcy, jakoby strona litewska nie wywiązuje się ze swych zobowiązań (słowami: „Nie potwierdzam tych doniesień. Teraz nie ma żadnych problemów. Współpraca odbywa się bez zarzutów. Polskie dowództwo i polscy żołnierze nie przekazywali żadnych uwag”) Pozostawmy wypowiedź p. generała bez komentarza.

12 lipca – polski minister spraw zagranicznych, Radosław Sikorski oświadczył, że Warszawa jest gotowa do otwarcia w stosunkach z Litwą (?).

13 lipca – dociera do nas wiadomość, że premier Kubilius spotka się 18 lipca z premierem Tuskiem. Listę z pewnością można by ciągnąć dalej, ale uwagę przyciągał już teraz tylko 18-ty.


Pod restauracją Amber Room ok. 16.00 zakłócamy premierowi Kubiliusowi
rozmowy z premierem Tuskiem. Fot. Marcin Fersz.

Przebieg protestu

Choć protest zorganizowało stowarzyszenie Memoriae Fidelis, wraz fundacją Wolność i Demokracja, zaś wsparcia wprost nie do przecenienia udzieliła Prawica Rzeczypospolitej – na skutek niewystarczających informacji zjawiliśmy się 18 lipca przed 15.00 początkowo nie tam gdzie trzeba (!). Przybyliśmy w okolice Kancelarii Premiera, przechodząc między grupami dziennikarzy i operatorów, wozów transmisyjnych najróżniejszych mediów. Dopiero po dłuższym oczekiwaniu pokierowano nas pod restaurację Amber Room przy Al. Ujazdowskich 13, gdzie o godzinie 16.00 premier Andrius Kubilius miał się spotkać z premierem Donaldem Tuskiem. Po przybyciu na miejsce rozłożyliśmy transparenty. Zaraz po nas przybyli premierzy. Pojawiła się i wjechała, niemal natychmiast, kolumna samochodów (być może premier Litwy był już na miejscu, czekając aż polski premier skończy konferencję prasową w KPRMie).


Czasami wysiadało gardło… Fot. Tomasz Gutry.

Zza ogrodzenia ujrzeliśmy obu premierów. Włączyliśmy megafon, aby powiedzieć, że spotykanie się w innych sprawach niż pozytywne zmiany sytuacji polskiej mniejszości jest dwulicowe. Zwłaszcza, że przed przylotem premiera, po raz kolejny, na krótko przed wyborami zmieniono okręgi wyborcze na niekorzyść Polaków na Litwie, znów ich krzywdząc. Przez ok. 2 godziny krzyczeliśmy pod budynkiem przede wszystkim dwa hasła "Umów trzeba dotrzymywać!" oraz "Dwulicowy premier Litwy". Następnie podbiegliśmy do kolumny wyjeżdżających samochodów, po czym udaliśmy się w ślad za konwojem premiera jadącego na wernisaż do ambasady. Litewska placówka znajdowała się zresztą kilka kroków stamtąd. Jednak premier uniknął krótkiego spaceru. Najwyraźniej – względy bezpieczeństwa.


Koledzy z transparentem zmieniali nas, gdy gardło odmawiało posłuszeństwa. Fot. Tomasz Gutry.

Pod ambasadą w stronę ulicy skierowane były dwie kamery. Na nasz widok natychmiast je usunięto. Rozpoczęliśmy krzyczenie haseł. Pod ambasadą byliśmy w 9 do 11osób, ograniczeni przepisami ustawy o zgromadzeniach, która dopuszcza pułap 14 osób na wystąpieniach niezarejestrowanych. Przy organizacji protestu trzeba zatem bardzo uważać, by w ogniu pikiety, gdy dochodzą nowi ludzie nie przekroczyć tego stanu. Zdjęcia zrobił nam przechodzący obok Tomasz Otocki, piszący dla Delfi.pl. Podszedł do nas również Eldoradas Butrimas, pytając się czy czytaliśmy umowę polsko-litewską: (cyt) abyśmy krzycząc, że umów trzeba dotrzymywać wiedzieli co krzyczymy.


Niech władze litewskie wiedzą, że się nie poddamy. Fot. Tomasz Gutry.

Wiedzieliśmy. Ponieważ każdy z nas chciał z nim dyskutować wkradł się chaos, który na szczęście udało się uporządkować. Pobiegł do nas litewski kamerzysta, starając się nagrać choć ostatni fragment tej dyskusji. Podobno miał się ukazać w telewizji litewskiej. Tak nam powiedziano, choć nie wszyscy w to uwierzyli. Podeszła do nas litewska korespondentka Njole Druto. Nawet rozmowę z E. Butrimasem przerywaliśmy krzyczeniem haseł przez megafon, aby polemiki spowodowały przerwy w skandowaniu naszych haseł podczas wystąpienia litewskiego premiera. Na tym bowiem głównie nam zależało.


Megafon prosto w szybę. Fot. Memoriae Fidelis.

Sytuacja zaogniła się, gdy jeden z naszych kolegów dostrzegł, że w oknie prawego boku budynku, gdzie właśnie mieściła się wystawa obrazów zebrani są ludzie, zatem warto pokrzyczeć w również ich stronę. Grupa podzieliła się więc na dwie części. Jedni stali przed bramą, drudzy podeszli pod szybę z transparentem. W tym momencie wzdłuż przeszklonych drzwi przeszedł premier Litwy. Zbliżyliśmy do okna tubę i rozpoczęliśmy krzyczeć ile sił, co chwilę się zmieniając, aby częstotliwość była większa, a gardła wytrzymały dłużej. Dyskomfort musiał być znaczny, gdyż już wcześniej, podczas spotkania premierów pod budynkiem w Al. Ujazdowskich 13 staruszka, która do nas podeszła powiedziała, że słychać nas daleko po drugiej stronie zabudowy.


W tle obserwująca nas ochrona. Fot. Memoriae Fidelis.

Teraz krzyczeliśmy z większą siłą, przy samym oknie. W efekcie wyszedł do nas Paweł Brudzyński, student bałtystyki, z którym dyskutowałem ponad rok temu na konferencji bałtystów pt. Czesław Miłosz i polsko-litewski dialog międzykulturowy. Jego obecność w tym miejscu nie dziwi, bo Litwa i temat mostu energetycznego między Polską a Litwą to chyba jego pasja. Prosił nas abyśmy byli ciszej, ponieważ nic nie słychać. Odpowiedzieliśmy, że o to nam chodzi.


Konsultacje zajmują tylko chwilę. Fot. Memoriae Fidelis.

Podeszła do nas również p. Njole Druto, którą znam z dyskusji w radiu Wnet, mówiąc, że w środku są również Polacy. Powiedzieliśmy, że dla nas nie ma to znaczenia (jeden z kolegów po chwili zażartował: „Mają zakładników!") nie występujemy bowiem przeciw Litwinom jako narodowi, a tylko przeciw polityce państwa litewskiego.


Dobry humor nas nie opuszczał. Pomimo wszystko wolelibyśmy nie mieć powodów do protestu.
Fot. Memoriae Fidelis.

Podeszła do nas też pani, którą często widujemy, gdy tylko pojawia się litewska kamera, a ambasada ma coś wspólnego z imprezą na którą przybyliśmy. Powiedziała abyśmy poszli sprzed oszklonych drzwi/bramy, ponieważ jest to litewskie terytorium. Odpowiedzieliśmy, że za bramą, tam gdzie stoi jest Litwa, a my stoimy na polskim terytorium.


Krótka przerwa na konsultacje. Fot. Memoriae Fidelis.

Każda z tych rozmów-prób uciszenia nas kończyła się dalszym krzyczeniem haseł. Po jakimś czasie ludzie, próbujący nas przekonać byśmy odeszli lub przestali krzyczeć, poddali się. Wszystkim odpowiadaliśmy zresztą, że jeśli premier wyjdzie i obieca nam jakieś zmiany, odejdziemy w spokoju. Przed godziną 20.00, po czterech godzinach protestu nasi koledzy sprzed głównej bramy ambasady dali nam znać, że prawdopodobnie konwój z politykami szykuje się do wyruszenia. W odpowiednim momencie zrobiliśmy dla niego alejkę z transparentów, nie przerywając skandowania haseł. Dźwięk syren zagłuszał nas, ale nieskutecznie. Zaczęliśmy szykować się do rozejścia. Konwój jednak po chwili powrócił i wjechał na teren ambasady. Zatem znów zaczęliśmy krzyczeć nasze hasła, ale samochód premiera, jak się okazało, był pusty. To zwróciło uwagę niektórych z nas: Tak szybko nie przejechałby przez Żwirki na lotnisko! Zresztą po co konwój miałby tu wracać! Przy restauracji nieopodal ambasady – jeden z panów w garniturach nie pozwolił się zbliżać. Jadła tam jakaś ważna osoba. W efekcie rozłożyliśmy transparent i dla pewności wrzasnęliśmy ostatni raz serię hasła: Precz z litewskim szowinizmem, a następnie odeszliśmy.


Nie chcemy przegapić wyjazdu premiera przez bramę. Fot. Memoriae Fidelis.

Ok. 20:40, po kilkugodzinnym skandowaniu haseł, wracaliśmy z protestu. Godzinę później, zmęczony, ze zdartym gardłem, już sam, w innym punkcie miasta widziałem konwój zdążający na lotnisko. Pomyślałem „…Ech, gdyby jeszcze tutaj…”

Aleksander Szycht

Linki prasowe

tp://www.tvpparlament.pl/aktualnosci/obiad-tuska-z-premierem-litwy-emocje-na-bok/8029039

http://wyborcza.pl/1,91446,12152205,Premier_Tusk_spotkal_sie_z_premierem_Litwy.html

http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/litewskie-wladze-sieja-nienawisc-spotkanie-w-cieniu-protestow,265689.html

http://www.rp.pl/artykul/10,915286-Premier-Tusk-spotkal-sie-z-premierem-Litwy.html

http://www.wprost.pl/ar/334465/Litewskie-wadze-rabuj-Polakom-ziemi-niszcz-szkolnictwo-i-siej-nienawi/


Działamy dalej. Fot. Memoriae Fidelis.

http://wiadomosci.onet.pl/kraj/premier-tusk-spotkal-sie-z-premierem-litwy,1,5192914,wiadomosc.html

http://wprost24.pl/ar/334465/Litewskie-wladze-rabuja-Polakom-ziemie-niszcza-szkolnictwo-i-sieja-nienawisc/

http://www.money.pl/archiwum/wiadomosci_agencyjne/pap/artykul/premier;tusk;spotkal;sie;z;premierem;litwy,234,0,1127146.html

http://biznes.onet.pl/premier-tusk-spotkal-sie-z-premierem-litwy,18515,5192915,news-detal

http://stooq.pl/n/?f=628490&c=1&p=0


Premier Litwy nadal jest w środku. Fot. Memoriae Fidelis.

Jesteśmy pewni, że premier jako uparty Litwin prędzej spali swój piękny budynek ambasady
niż do nas wyjdzie. Fot. Memoriae Fidelis.

Wyjazd premiera… ale jeszcze nie na lotnisko. Fot. Memoriae Fidelis.

Ostatni 18 lipca okrzyk. Fot. Memoriae Fidelis.

——————————————————————————————————————————————————————————————————————-

http://kurierwilenski.lt/2012/07/19/okradli-ich-z-ziemi-a-prawo-ich-nie-broni/

Okradli ich z ziemi — a prawo ich nie broni

Tragedia rodzeństwa z domu Kułakowskich, którzy w Bojarach odzyskali kilka hektarów ojcowizny, zaczęła się jeszcze w 2006 roku Fot. Marian Paluszkiewicz

Na Litwie słowo „sprawiedliwość” pochodzi chyba od słowa „sprawa”, a litewskiemu wymiarowi sprawiedliwości wydaje się, chyba że im więcej jest spraw i im dłużej one się ciągną, tym więcej w kraju jest sprawiedliwości.
Codziennie przekonuje się o tym rodzina i rodzeństwo Albina Kułakowskiego z onegdaj podwileńskich Bojarów, a dziś naszpikowanej willami nowobogackich prestiżowej stołecznej dzielnicy Bajorai. Po jednej stronie stoją oni — mali, starzy, schorowani ludzie. Z dugiej — potężna banda oszustów, duża firma, potentat bankowy i… właśnie — litewski wymiar sprawiedliwości.
Historia, a właściwie tragedia rodzeństwa z domu Kułakowskich, którzy w Bojarach odzyskali kilka hektarów ojcowizny, zaczęła się jeszcze w 2006 roku, kiedy przypadkowo dowiedzieli się, że ich ziemia została sprzedana, a jej nabywca – duża firma budowlana — zamierza tu niebawem rozpocząć budowę. I choć sprawa szybko się wyjaśniła, że rodzeństwo Kułakowskich padło ofiarą oszustów, którzy bez wiedzy właścicieli sprzedawali ziemię w prestiżowych dzielnicach Wilna, to jednak do dziś nie mogą oni odzyskać skradzionej nieruchomości i coraz bardziej obawiają się, że ziemi już nigdy nie odzyskają. Bo okazuje się, że firma, która od przestępców nabyła skradzioną ziemię oraz bank, który udzielił tej firmie kredytu hipotecznego, domagają się w sądzie uprawomocnienia umowy kupna-sprzedaży oraz zastawu hipotecznego.
Co więcej, „Swedbank”, bo o tym banku mowa, zapowiedział w sądzie, że jeśli nawet ziemia zostanie zwrócona jej pierwotnym właścicielom, to zostaną oni obciążeni długiem hipotecznym, gdyż, według prawa litewskiego, hipoteka przechodzi na właściciela.
Z kolei firma budowlana „Junesta”, która za ponad 2,5 mln litów kupiła u złodziei ziemię, zabiega w sądzie o uprawomocnieniu umowy kupna-sprzedaży. Uważa siebie za poszkodowaną. Właśnie dziś, w piątek, Wileński Sąd Okręgowy ma podjąć w tej sprawie decyzję.

„Teraz prawie niczego nie mamy… I nie wiemy, czy kiedykolwiek tę ziemię odzyskamy…” – mówi Albin Kułakowski Fot. Marian Paluszkiewicz

— Jest to jakiś nonsens! Ludziom ukradli ziemię. Śledztwo to ustaliło. Ustalono też przestępców, ale sprawa w sądzie wciąż wlecze się – oburza się prawnik Kułakowskich, Kazimieras Baranauskas. W jego przekonaniu, Kułakowscy zostali już podwójnie poszkodowani, bo najpierw złodzieje pozbawili ich własności, a teraz nie mogą tej własności odzyskać.
— To jest nienormalne — oburza się prawnik.
Pojąć, co się dzieje, nie mogą też właściciele ziemi.
— Nie rozumiem, dlaczego jesteśmy tak traktowani?! Przecież w niczym nie zawiniliśmy… Ale najpierw złodzieje, a teraz ta firma i bank chcą nam zabrać ziemię – załamuje się Albin Kułakowski. Nie może też zrozumieć, dlaczego duża firma i duży bank tak łatwo dali się nabrać złodziejom.
— To nas można łatwo oszukać, bo nie znamy się na prawie i języka urzędowego nie znamy. Ależ tam mają prawników, tyle ludzi pracuje. Nie mogli sprawdzić, co kupują? – zastanawia się Kułakowski.
Z kolei jego prawnik wskazuje jeszcze jeden aspekt – odpowiedzialność notariuszy, którzy zatwierdzali dzień po dniu wielomilionowe transakcje dokonywane na podstawie sfałszowanych upoważnień notarialnych i dowodów osobistych. Prowadzący śledztwo prokuratorzy nie dopatrzyli się jednak uchybień w pracy notariuszy, z których przynajmniej jeden, którego nazwisko wielokrotnie figuruje w materiałach śledztwa, teoretycznie przynajmniej mógłby zwątpić w prawomocność dokonywanych transakcji.
Z materiałów śledztwa wynika bowiem, że w lutym 2006 roku, w wileńskim biurze notarialnym przy ulicy Kowieńskiej, nieustalona dotychczas kobieta, legitymując się sfałszowanym dowodem osobistym siostry Albina i Jana Kułakowskich – Benedykty Bernatowicz, na podstawie sfałszowanego upoważnienia, sprzedała niejakiemu Simonasowi Šidlauskasowi należącą do Benedykty Bernatowicz parcelę o powierzchni 1,75 ha oraz wspólną własnością należącą do Bernatowicz i jej braci — Albina i Jana Kułakowskich — ziemię we wsi Bojary o powierzchni 3,2 ha. Transakcja opiewała na sumę 2,5 mln litów.
Notariusz nie miał podejrzeń co do przedstawionych mu sfałszowanych dokumentów, jak też na słowo uwierzył, że wielomilionowa transakcja została już rozliczona. Już po trzech dniach od zatwierdzenia tej umowy, Simonas Šidlauskas (jak później wyjaśniono — podstawiona przez bandę oszustów osoba, która po prostu potrzebowała pieniędzy, więc za parę tysięcy litów zgodziła się odegrać rolę nabywcy skradzionej Kułakowskim ziemi), w innym biurze notarialnym – tym razem przy ulicy Wileńskiej – odegrał rolę sprzedawcy nabytej przed trzema dniami ziemi. Kupcem okazała się również osoba podstawiona – Ala Baranowskaja, koleżanka jednego z bandy oszustów. Po kilku dniach Baranowskaja sprzedała ziemię właśnie firmie „Junesta”, a ta w banku wzięła kredyt hipoteczny pod zastaw nabytej nieruchomości. Tak oto, okradając rodzeństwo Kułakowskich oraz oszukując firmę budowlaną i bank, no i, załóżmy, notariuszy też, złodzieje w ciągu zaledwie dwóch tygodni zgarnęli ponad 2,5 mln litów.
Śledztwo ustaliło, że szefem szajki i głównym organizatorem oszustw był syn jednego ze znanych wileńskich profesorów Laurynas Laurinčikas. Wszyscy zatrzymani w sprawie wskazywali właśnie na niego. Sam kategorycznie odpierał stawiane mu zarzuty.
Sąd jednak nie ustali już proporcji winy każdego z członków bandy, bo Laurinčikas zmarł w 2009 roku. Miał trzydzieści parę lat.


Niegdyś podwileńskie Bojary dziś są prestiżową stołeczną dzielnicą Fot. archiwum

Z materiałów śledztwa wynika, że Kułakowscy nie bylijedyną ofiarą bandy oszustów. Według podobnego schematu okradli oni i oszukali co najmniej kilka właścicieli ziemi oraz firm i banków. Na tych „transakcjach” zarobili ponad 6 mln litów, lecz pieniędzy tych śledczym nie udało się i raczej już nie uda się odzyskać. Według kompanów Laurinčikasa, z tych pieniędzy otrzymali oni zaledwie po kilka tysięcy litów. Resztę zgarnął szef. Ale te pieniądze szybko też roztrwonił – hazard, narkotyki, szalenie wystawny ślub z podejmowaniem gości w powietrzu na balonach. Jedyne co po nim zostało, to wart ponad 200 tys. litów samochód. Laurinčikas auto zapisał jednak na matkę i choć zostało one zajęte na poczet spłacenia roszczeń poszkodowanych, matka w sądzie domagała się oddania jej auta. Dlatego wszyscy nabywcy skradzionej ziemi – jedna osoba prywatna, dwie firmy i banki, które udzieliły kredytów, nie mogą raczej liczyć na odzyskanie pieniędzy od oskarżonych w sprawie.
I wbrew zasadzie, że działania bezprawne nie powodują skutków prawnych, domagają się pozostawienia im praw własności do skradzionej ludziom ziemi. W niektórych przypadkach to się udaje.
Bo — jak opowiada córka innej osoby, której banda oszustów również ukradła ziemię — musi ona teraz w sądzie sama walczyć o prawo do ziemi matki z bankami, notariuszami i komornikami.
A prawo? Niestety, nie stoi po jej stronie. Jej matkę bandyci okradli z ziemi jeszcze w 2005 roku. Starsza kobieta zmarła nie doczekawszy się sprawiedliwości. Córka również jest zrozpaczona i przestaje wierzyć w sprawiedliwość i że w litewskich sądach ją kiedykolwiek znajdzie. Boi się nawet podawać swego nazwiska, bo jak mówi, prawo jej absolutnie nie chroni, a stoi po stronie nabywców ziemi, którzy kupili ją u złodziei.
Bo najpierw sąd w sprawie karnej uchylił areszt skradzionej ziemi, a tymczasem, póki kobieta obijała progi sądów, w których w procesie cywilnym starała się o odzyskania własności po matce, nowy nabywca sprzedał ziemię kolejnemu nabywcy, ten zaś wziął kredyt hipoteczny. Później nie mógł z kredytu rozliczyć się, więc komornik ziemię zlicytował, nowy zaś nabywca nie musi już niczego obawiać się, bo litewskie prawo stanowi, że rzecz nabyta na licytacji już nie podlega restytucji prawa własności.
Podobnego przekrętu w świetle prawa, obawia się też Albin Kułakowski, który od 6 lat nie może korzystać z własnej ziemi, bo prawnie wciąż nie jest jej właścicielem, aczkolwiek swojej ziemi nigdy i nikomu nie sprzedawał.
— Trzymaliśmy gospodarstwo, krowę, prosięta i tam inne, więc ziemia była naszą żywicielką. Teraz prawie niczego nie mamy… I nie wiemy, czy kiedykolwiek tę ziemię odzyskamy – mówi nam Albin Kułakowski. Bo jak mówi, sprawa toczy się już kilka lat, a sprawiedliwości w niej wciąż brak. A i lata biorą swoje. Mężczyzna podupadł na zdrowiu. Porusza się o lasce i teraz nawet wyjazd do sądu, na kolejną rozprawę, jest dla niego sprawą nader kłopotliwą.
 

(komentarz własny:
Grabież ziemi na Wileńszczyznie jest zjawiskiem masowym – Przykład idzie z góry,-  patrz "obłowienie" się rodziny Landsbergisa na ziemi należnej podwileńskim Polakom.)

0

Jacek

Zagladam tu i ówdzie. Czesciej oczywiscie ówdzie. Czasem cos dostane, ciekawsze rzeczy tu dam. ''Jeszcze Polska nie zginela / Isten, áldd meg a magyart'' Na zdjeciu jest Janek, z którym 15 sierpnia bylismy pod Krzyzem.

1481 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758