Gdyby Polska była normalnym krajem, pozew Alicji Tysiąc przeciwko Tomaszowi Terlikowskiemu zostałby odrzucony bez kierowania na rozprawę.
Fundamentem demokracji jest prawo do sądów. Każdy może pozwać każego o wszystko, a sąd musi rozpatrzyć kto ma rację. Ten przywilej bywa nadużywany szczególnie po to, aby przy pomocy sądu zamknąć usta zbyt dociekliwym dziennikarzom lub nazbyt odważnym krytykom. Spotkało to właśnie Tomasza Terlikowskiego, który został pozwany przez Alicję Tysiąc. Alicja Tysiąc domaga się 100 tysięcy złotych zadośćuczynienia, 30 tysięcy złotych wpłaty na fundację Feminoteka i przeprosin za naruszenie dóbr osobistych. Naruszenie to miało wynikać z wypowiedzi Terlikowskiego, który komentował zachowania pani Tysiąc. Problem jednak w tym, że Terlikowski publicznie wyrażał na temat tej kobiety nie informacje, a opinie. Opinie, do których wygłaszania miał prawo. A wolność do wygłaszania opinii gwarantuje nam właśnie demokracja.
Tomasz Terlikowski zachowanie Alicji Tysiąc skomentował bardzo ostro, ale w normie. I miał do tego prawo. Miał prawo porównać jej argumenty o moralności do moralności Eichmanna, który też postępował zgodnie z prawem. Terlikowski ma prawo po swojemu oceniać zachowanie Alicji Tysiąc i miał prawo swoje zdanie wypowiedzieć publicznie. Jeśli dziś sąd zamknie usta jemu, to jutro zabroni się wypowiadać innemu publicyście, a potem każdemu z nas. I tak wolność słowa – podstawowy fudament demokracji – zostanie ograniczona. Z tego powodu proces Tomasza Terlikowskiego, jeżeli – nie daj Panie Boże – skończy się jego porażką – będzie w historii Polski poczatkiem nowego rozdziału: rozdziału zamykania ust osobom biorącym udział w debacie publicznej.
Gdyby Polska była normalnym krajem, o wynik procesu moglibyśmy być spokojni. Pozew Alicji Tysiąc zostałby uznany za kuriozalny i w ogóle nie trafiłby do rozpoznania. A jeżeli już, to pani Tysiąc przegrałaby z kretesem na jednej rozprawie i została obciążona kosztami sądowymi. Jednak ostatnie 22 lata nauczyło nas, że nie ma takiej głupoty, ani takiego świństwa, któego polski sąd nie byłby w stanie prawomocnie usankcjonować w swoim wyroku. Przykładem może być choćby wyrok w sprawie wytoczonej "Gościowi Niedzielnemu" przez tą samą Alicję Tysiąc. Dlatego, choć trzymam kciuki za Tomka, jestem pełen niepokoju o wyrok w tym procesie. I bardzo się będę cieszył, jeśli wyrok udowodni mi, że niepokój był bezzasadny.