Dziennikarze w naszym biednym bo rządzonym przez głupich, kraju, bez ogródek, jakby to było normalne, wypytują o te prawdziwe, czyli wewnątrzpartyjne sondaże.
W kraju ogarniętym paranoją, ludzie oswajają się z nienormalnością. W jaki sposób? W najprostszy – uznają paranoję za normę, zaś norma jest jedynym zjawiskiem, które szokuje. Tak się stało z blokadą medialną nałożoną na samopodpalenie desperata, który zostawił konkretne detale i powody swojego aktu. Tak jest z pozostawieniem samolotu na ruskim betonie, nie inaczej z fotografowaniem tegoż po półtora roku od wypadku. Analogicznie rzeczy się mają z podpisywaniem niekonstytucyjnych ustaw uchwalonych nocą i absolutnie w tej samej technice dyskutuje się w Polsce o sondażach. Proszę się nie denerwować, nie będę przewidywał, nawet nie będę specjalnie wdawał się w krytykę sondaży, chciałbym zwrócić uwagę na coś innego. Na kolejną paranoję. Kiedyś przedmiotem kpiny było podważanie sondaży, wiadomo tylko oszołomy doszukiwały się „spisków”. Rozmawiano na temat preferencji Polaków i zamykano usta tym, którzy w sondażach widzieli ewidentny przekręt i dobrze widzieli. Dziś ten stan rzeczy zmienił się diametralnie, nawet poważne persony z tytułami naukowymi uśmiechają się szeroko do prezentowanych w mediach wyników badań. Ten fakt jest pierwszym etapem najnowszej paranoi.
Etap drugi najpierw wywołuje mój szczery śmiech, a potem sam siebie karcę i nazywam głupkiem, bo z czego tu się śmiać? Śmieję się jak głupi, że wszelkiej maści dziennikarze i już nie jakiegoś tam RM, czy innego Trwam, ale tacy modni, którzy wierzyli w euro pod koniec 2011 roku, pytają polityków jakie mają sondaże. Dziennikarze w naszym biednym bo rządzonym przez głupich, kraju, bez ogródek, jakby to było normalne, wypytują o te prawdziwe, czyli wewnątrzpartyjne sondaże. Pytają i nikogo to specjalnie nie dziwi, ani ich samych, to znaczy pożal się Boże dziennikarzy, ani polityków, a w końcu mało zdziwienia widzę też wśród wyborców. Wszyscy pozbyli się złudzeń, że w Polsce w przestrzeni publicznej działa jakakolwiek pracownia badawcza, która przedstawia rzetelne badania, obłęd został przyjęty za normę. Przy ocenie zjawiska trzeba również wskazać niebagatelną ewolucję społeczną. Fałszywe wyniki sondażowe miały jedno zadanie, które nazywa się manipulowanie społeczeństwem. Na szczęście okazuje się, że nie odnoszą manipulacje takich skutków jakie są sugerowane w wynikach rozmaitych esbeckich zabytków w gatunku OBOP. Odporność społeczeństwa na skutki paranoi możepocieszać i przynajmniej mnie pociesza, ale bierność wobec przyczyn już bardzo niepokoi.
W Polsce powstała taka atmosfera, taki gęsty opar paranoi, że mało komu chce się zachowywać normalnie. Przecież dziennikarz, który chciałby zasłużyć na to miano, powinien nie polityka męczyć o elitarne, bo przeznaczone dla polityków wyniki badań, ale robić śledztwo dziennikarskie wśród pracowni. Polityk z kolei nie powinien być, aż tak bezczelny, żeby otwarcie przyznawać się do posiadania tajemnej wiedzy, izolowanej od społeczeństwa. Rozmarzyłem się nad tym jak powinno być, tymczasem Bóg jedyny wie jak będzie. Nie chcę marudzić, zwłaszcza, że temat jest przerabiany dość intensywnie, ale ciągle mnie intryguje pytanie na jakim jesteśmy etapie paranoi? W odwodzie wisi decyzja sądu na temat ważności wyborów, którą będzie można grać w dowolny sposób, w zależności od wyników wyborów i potrzeb bieżących. Najmniejszej nie mam wątpliwości, że ta amunicja, co ja gadam, bomba, zostanie odpalona lub rozbrojona przez odwiecznych saperów terrorystów, którzy w tym pełnym paranoi kraju wizytowo nazywają się elity. Ciągłą i nieustanną tajemnicą paranoi w paranoicznym kraju, pozostaje granica paranoi. Pojęcia nie mam, czy w najbliższym czasie zostanie zawężona, czy też przekroczona, podejrzewam, że podobnie jak z sondażami nie wywoła większego społecznego zdziwienia.
Relacja z upokorzenia ministra w krótkich majtach: