Nie wiem czy byli tam kiedyś ekshibicjoniści skrajni, to znaczy tacy z parku Skaryszewskiego. Wiem, jednak, że wszyscy inni
Mój kolega wywodzący się z tak zwanej patologii spotkał kiedyś, dawno temu, na dworcu w Dęblinie, św. pamięci Aleksandra Małachowskiego i Halinę Miroszową. Sympatyczni ci państwo byli znani z tego, że występowali w programie, który zajmował nocne pasmo w telewizji polskiej i nazywał się „Telewizja nocą”. Główną jego częścią zaś był właśnie kawałek prowadzony przez Miroszową i Małachowskiego, pod tytułem „Rozmowy o cierpieniu”. Pokazywano tam rozmaite patologie i piętnowano je w sposób stanowczy, acz kulturalny, lub pokazywano jak się ludzie męczą przed śmiercią, łudząc ich nadzieją, że można odwlec śmierć lub coś przeciwko niej poradzić kiedy umierającego pokaże się w telewizji. Ja miałem stosunkowo niewiele doświadczeń ekstremalnych na koncie, więc program ten oglądałem z ufnością i spokojem i nawet uważałem, że to całkiem interesujące. Mój kolega jednak, którego życie było czymś zupełnie dla normalnego człowieka niepojętym, był mocno wyczulony na fałsz i hipokryzję telewizyjną. Kiedy więc zobaczył jak Małachowski z Miroszową siedzą sobie na ławeczce przy kiosku, nie tym, który jest teraz, ale dawniejszym, nie wiem czy kto ten kiosk jeszcze pamięta, po prostu podbiegł i wykrzykując najgorsze obelgi pod ich adresem podniósł ławkę razem z nimi. Był to raczej silny kolega i przyszło mu to z łatwością. Oboje państwo ratowali się ucieczką do poczekalni, jakże słusznie, ponieważ w sukurs mojemu koledze nadbiegał już jego brat, osobnik o jeszcze bardziej dynamicznym usposobieniu.
Dowiedziałem się wtedy ważnej rzeczy. Tej mianowicie, że ludzie którzy doznawali w życiu przykrości, upokorzeń, byli bici i poniżani, niezwykle rzadko chcą o tym opowiadać. Sądzę wręcz, że trzeba ich do tego opowiadania wychować. W Polsce szło to wychowywanie opornie, ale systematycznie. Najpierw była „Telewizja nocą”, potem Mariusz Szczygieł ze swoim programem w Polsacie, a jeszcze przed Szczygłem pan Wojciechowski, którego wszyscy uwielbiali. I we wszystkich tych produkcjach widać było dokładnie to samo – ekshibicjonistów, którzy muszą pokazywać swoje, jakże nędzne, sztuki.
Nie wiem czy byli tam kiedyś ekshibicjoniści skrajni, to znaczy tacy z parku Skaryszewskiego. Wiem, jednak, że wszyscy inni, którzy w tych programach gościli spokojnie dają się do tej kategorii zakwalifikować. Nie można tego jednak – co zapisać trzeba na plus – powiedzieć o moim koledze, który przepędził z peronu Miroszową i Małachowskiego. On na pewno nie był ekshibicjonistą. Był wrażliwym człowiekiem, który nie lubił kiedy obrażają go lub poniżają. I dawał temu zawsze wyraz z wielką i budzącą respekt ekspresją. Program zaś zatytułowany „Rozmowy o cierpieniu” rozpoznał i zakwalifikował od razu bez pudła, jako coś, co ludzi upokarza i na nich żeruje.
Rola wychowawcza telewizji, mająca uczynić z ludzi, obnażających się na zawołanie dewiantów, nie skończyła się niestety i trwa nadal. Pokazano wszystkie już chyba przypadki psychicznych i fizycznych dysfunkcji, niektóre po kilka razy. Formuła programu się wyczerpała i widać już dokładnie, że póki nie nastąpi jakaś eskalacja typu ludożerstwo na ulicach Warszawy, w TVN24 może być cienko. Ostatnio jednak, a konkretnie wczoraj, coś się ruszyło. Stałem w kolejce po kebab, a z tyłu wisiał na ścianie telewizor. I w tym telewizorze pokazywali Ewę Drzyzgę jak razem z wyznawcami voo doo. Wszyscy wspólnie przyglądali się mordowaniu kozła. Rzecz działa się na Haiti. Istotną treścią tego widowiska było – moim zdaniem – pokazanie krwawej ofiary oraz poinformowanie widzów, że księża katoliccy na Haiti nie mają już nic przeciwko voo doo i nawet spowiadają wyznawców tego kultu.
Mam przeczucie – poprawcie mnie jeśli się mylę – że księża, którym nie przeszkadzają krwawe ofiary nie mogą się chyba z czystym sumieniem nazywać księżmi? Czy mogą?
Mamy więc kolejny etap edukacji telewizyjnej. Staszek co tłucze żonę nogą oderwaną od krzesła przestał wystarczać reaktorom i producentom. Bo nie łudźcie się, że tu chodzi o widza. To oni tak mówią. Oni mówią o tłumie prymitywnych polaczków, co chcą oglądać tanią sensację. To nieprawda, a dowodem na to jest ten mój kolega co się przywitał z Małachowskim i Miroszową. Ludzie tego nie chcą. Oni muszą zostać do tego wychowani. I właśnie Ewa Drzyzga ich wychowuje. Mamy na razie voo doo. I jasne jest, że przez najbliższe 10 lat nie pokażą kota mordowanego na polskim cmentarzu przez świrów co właśnie dla zgrywy przyjęli komunię w kościele. Nie pokażą, bo to nie o to chodzi. A o co? O to, żeby otworzyć ludziom pewną drogę, żeby im powiedzieć – patrzcie z tym kozłem to wcale nie takie straszne. Może byście spróbowali czegoś podobnego? My wam tego nie pokażemy, bo jesteśmy związaniu standardami i w ogóle to nie ten poziom. Wy jednak? Brudna hołota? Cóż wam szkodzi zarżnąć coś lub kogoś? Ile przy tym frajdy. Sami popatrzcie. Ewka! Pokaż im.
I to jest jedna strona medalu. Druga zaś jest taka; wczoraj na stronie TVN24 ukazała się informacja, że grupa autorytetów moralnych domaga się stanowczo by złagodzić naciski na KRRiT w sprawie telewizji „Trwam”. Nie można tak – piszą autorytety – po chamsku naciskać na KRRiT, nie można domagać się, by przymusowo „Trwam” była na multipleksie. Niech jej tam nie będzie. Ja to oczywiście skróciłem, bo nie chce mi się powtarzać tych bredni. Wymieńmy jednak nazwiska autorytetów: Maria Janion, Kora Jackowska, Andrzej Mleczko, Agnieszka Holland, Krzysztof Krauze.
Autorytety uważają, że to skandal, kiedy ludzie demonstrują w obronie „Trwam”, bo wtedy członkowie KRRiT czują się źle i mają jakieś moralne dylematy związane z przyznaniem tej koncesji. Ta po prostu nie wolno.
Co innego voo doo. To jest znacznie lepsze. Myślę, że wymienieni autoryteci winni teraz wraz z TVN 24 rozpocząć wielką akcję agitacyjną celem uzyskania od miasta stołecznego placu na budowę świątyni voo doo. Kiedy zaś już ją zbudują i zwerbują odpowiednią ilość chętnych do mordowania kozłów, albo czegoś innego (pan Staszek co tłukł żonę na pewno się zapisze) wtedy przyjdzie kolej na pokojową paradę voo doo po trakcie królewskim. I każdy będzie niósł w ręku swojego kurczaka. Maria Janion także.
Ponieważ reklamuję tu swoje książki codziennie, zrobię to i tym razem. Www.coryllus.pl Przypominam że książka Toyaha niedługo będzie droższa, oraz że zostało mi jeszcze kilkanaście egzemplarzy tomu I Baśni jak niedźwiedź. Nie wiem, kiedy będzie dodruk, bo z budżetami słabo. Tom II będzie w sprzedaży na początku czerwca.
Informuję także, że 30 maja,
godz. 19, dziedziniec
Muzeum Archeologicznego w
Poznaniu; odbędzie się
wieczór
autorski o. Antoniego
Rachmajdy ocd, pt
"PUSTELNIK
PÓŁNOCNEGO OGRODU
W
LETNICH PORACH". Pory
jak wszyscy wiemy to po
"poznańsku" spodnie.
Warto więc tam przyjść i
zobaczyć co zaprezentuje
naczelny "Zeszytów
karmelitańskich".
Książki są także do
kupienia w księgarni
Tarabuk – Browarna 6,
oraz w księgokawiarni
„Ukryte miasto”
Noakowskiego 16, w
bramie. No i oczywiście w
sklepie FOTO MAG przy
metrze Stokłosy.
swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy