Ostatnio głośno się zrobiło o planowanym odejściu Zaremby i Lisieckiego z „Rzeczpospolitej”. Ptaszki na rynku mediów śpiewają, że kolejne „odejścia” czekają „Uważam Rze”. W tym kontekście uadły projekt Wprost Przeciwnie zaliczył od razu 2 porażki.
Nie oszukujmy się, po przejęciu przez Hajdarowicza "Rzeczpospolitej" od Presspubliki wszyscy się spodziewali agoryzacji tego dziennika. Zresztą cała gra z domniemanym "postawieniem tytułu w stan upadłości" służyła tylko jednemu – zmuszeniu szantażem Prespublica do sprzedaży "Rzepy" w dogodne dla tuskolandu łapy. Kto obserwował jak postepuje Hajdarowicz ten wie, że odbywa sie to w ten sposób, że nie od razu zmieniana jest liniia pisma. Najpierw przemycane jest coraz więcej treści, które są korzystne dla PO, a które wcześniej pojawiałyby sie tylko sporadycznie a nie 5-6 na numer, następnię najlepsi niezależni dziennikarze dostają coraz mocniej po łapkach, zmuszeni albo do zmiany punktu narracji w swoich artykułach albo do godzenia się na "permanentne niedrukowanie" a więc na marginalizację swojej osoby w tytule. Ten robak niedawno też zaczął toczyć "Rzepę", w numery zaczęły być sztampowe a osławionego sobotniego PLUS-MINUS z tygodnia na tydzień coraz bardziej nie daje się czytać. Kolejny krok będziue zamachem na niezależność "Uważam Rze – inaczej pisane". To opóźnienie wynika z tego faktu, że jest to względnie nowy tygodnik, na którego reklamę wydano 5 mln zł. (czyli kosmos) i który jako pierwszy po wielu latach zaczął odbierać czytelników Angorze. Musiał skostniać, trzeba było przeczekać czas przedwyborczy – gdzie linia antyrządowa była najbardziej promowana czytelnictwem. I jeszcze jedno, w międzyczasie pojawił się konkurencyjny tygodnik "Wręcz Przeciwnie", który miał się nazywać Wprost Przeciwnie (ale coś tam nie wyszło w konflikcie z tytułem WPROST) założony przez braci Pińskich i Tomka Zommera. Jeśli by istniał dalej, paradoksalnie prawdopodobnie jeszcze przez jakiś czas cwaniak Hajdarowicz nie ruszałby linii "Uważam Rze" obawiając się konkurencji i ew. przejęcia zasobów. Ale tydzień temu, po wydaniu pierwszych 3 numerów (zresztą niezłych, jeśli nie liczyc wpadki z okładką pierwszego numeru – moim zdaniem zamierzoną, mającą zwrócić uwagę rynku na tygodnik wypuszczony bez należytej promocji i reklamy) tytuł ostatecznie upadł a bracia Pińscy i ich zespół rozpełźli sie do innych zajęć (kto ich pozyska, ten zyska). Tu trzeba zwrócic uwage na ciekawy klincz. Moim skromnym zdaniem nie ulega wątpoliwości, że majacy rozeznanie na rynku mediów Aleksander i Jan Pińscy powołali swój tygodnik mając nadzieję, że doczekają exodusu NAZWISK z Rzepy i Uważam Rze, spodziewając się, że niedługo Hajdarowicz zrobi to co umie najlepiej i na co dostał pieniądze (kredyt za nic) czyli rozpieprzy pismo niepoprawne politycznie zamieniając je w dupoliza ekipy rzadzącej. Tyle tylko, że niewiadomo było jaki będzie wynik wyborów i jakie będą tego konsekwencje dla działań Hajdarowicza, a ze startem Wprost Przeciwnie (faktycznie fajniejsza nazwa od ostatecznie przyjętej) nie mogli chłopcy czekać, bo czas przedwyborczy to czas żniw dla tygodników i zaprzepaszczenie tego momenti wiązało sie ze zbytnim ryzykiem. I tu pojawił sie ten klincz, mieli nadzieję, że doczekają rozpadu "Uważam Rze" dzięki czemu tanio pozyskaja świetnych, wkurwionych, zdesperowanych ale bezrobotnych autorów z poczytnymi nazwiskami, a Hajdarowicz właśnie z tego powodu by niedoczekali, by NAZWISKA nie miały gdzie odejść, wstrzymywał bacik zmian w swoim tygodniku. Tą grę Pińscy przegrali, byli za słabi, za nowi, a Hajdarowicz mógł ich (nie oszukujmy się) przetrzymać dowolną ilość czasu. Reasumując, upadek tygodnika Pińskich przyspieszył kłopoty niezależnych dziennikarzy w Uważam Rze. Teraz przez najbliższy miesiąc, no może do końca roku będziemy obserwowali, podobną jak w Rzepie degenerację tego tytułu i coraż częstrze rozważanie przez jego dziennikarzy znalezienia sobie nowego miejsca pracy. I to sa może bardzo złe informacje dla czytelników prasy niezależnej, tej z ambicjami, ale paradoksalnie dobrej dla czytelników Nowego Ekranu. Jest bowiem szansa, że Nowy Ekran skorzysta na kłopotach z niezależnościa na rynku mediów drukowanych w ten sposób, że najpierw pozyska szukajacych pracy Pińskich oraz związanych z nimi publicystów, a następnie będzie otwarty na propozycje dziennikarzy "Uważam Rze" i "Rzeczpospolitej" obdarzonych zbyt nagle przez los wolnością od środków do życia i możliwości publikacji. To właśnie Nowy Ekran, jako medium dynamiczne i budujace swoją pozycję powinien być naturalnym publikatorem i nowym pracodawcą dla tych ludzi, co gwarantuję, może zwiąkszyć nawet dwukrotnie (przez unikalnosć treści, wzmocnienie marki i osobiste kontakty niezależnych dzienikarzy) oglądalność i zainteresowanie reklamodawców. Gdy praca przestaje szukać dziennikarza, dziennikarz musi zacząć szukać pracy, nieobrażając się, że dotychcas nie "robił" w Internecie tylko szukając nowych możliwość (e-TV, jakaś forma papierowa NE) nad którymi dotychczas nie musiał się zastanawiać.
Bo nie wiem jak wy, ale ja chetnie powitałbym RAZa, Zarębę, Lisickiego, Pińskich, Gwiazdowskiego, JKM, Łysiaka i Wildsteina na naszych łamach. Zwłaszcza, gdyby to nie był dla nich tylko kwiatek do kożucha, jak to bywało w S24 u Jankego.
"Doradzajac przyjacielowi, staraj sie mu pomóc, a nie sprawic przyjemnosc" Solon"