Uwaga! (1) Kilka zdań o uwadze w języku tak – tak, nie – nie.
18/06/2012
521 Wyświetlenia
0 Komentarze
9 minut czytania
Zło rozprasza uwagę, dobro ją skupia. Kiedy więc mówimy złu – nie, nie rozpraszamy uwagi. Kiedy zaś mówimy dobru – tak, skupiamy uwagę.
Tak, czy nie?
Pozostaje odpowiedzieć sobie na pytanie: co jest dla mnie dobrem, a co złem? Fakt, że taka odpowiedź musi być samodzielna i samoistnie pojawić się w polu życia, nie oznacza, że nie ma wspólnej mapy duchowości, wspólnej natury i wspólnej aksjologii dobra – wspólnej dla całej ludzkości i każdego człowieka z osobna. Relatywizm moralny i postmodernizm kulturowy rozprasza uwagę – generuje iluzoryczne pola nieuwagi, ergo – sieje do umysłów nasiona rozmaitych form patologii (a do serc nasiona zwątpienia). Patologia subiektywizmu oderwanego od mistycznego drzewa boskiej jedności nie jest zdrowa, ergo – jest zła. Wyobraź sobie, czym staje się gałąź odcięta od pnia i korzenia, a zrozumiesz zasadę jedności życia w jego nieskończenie zróżnicowanych przejawach.
Dobra uwaga jest spontaniczna i wartka jak górski strumień. Płynie wolna i nie marnuje czasu na nawyki i przywiązania ego. Wchodzi w to, co najprostsze i czyni je najciekawszym doświadczeniem. Wchodzi w to, co skomplikowane i trudne – i obdarza je rozumieniem. Rozproszenie uwagi w brakach dobra oznacza, że pojawia się w umyśle i ciele napięcie, wyczerpanie i ostatecznie choroba. Objawia się w życiu dramat, który nie jest niczym innym jak deficytem miłości i negacją prawdy. Lekarstwem na taką stagnację, która blokuje żywy przepływ strumienia – od źródła do oceanu – jest przytomny powrót na ścieżkę uważnej praktyki miłości i afirmacji prawdy.
Praktyka miłości i afirmacji prawdy przywraca utraconą wolność – zarówno osobie, jak i związkom oraz interakcjom na „rynkach” społeczeństwa, kultury i gospodarki .
W ewangelicznym języku tak – tak, nie – nie po prostu oznacza to, że osobowa więź zawiązuje się tam, gdzie strumienie uwagi zaplatają się wokół wspólnego tak i uwalniają wspólnie węzły blokującego tak nie.
To tak mówi tak życiu i mówi tak śmierci, gdyż jest już gotowe na każdą przemianę i transformację życia.
Transformacja życia to nic innego jak negatywna entropia, która zespala informację ze światłem świadomości, sens z osobą, zaś umieranie to – jakby entropia ku nicości, ku stanom przenoszącym coraz mniej informacji, coraz mniej dynamiki i potencjału do wzrostu, czyli rozkład świadomości, która przestaje ewoluować w kierunku ducha. Negatywna entropia (negentropia) skupia się wokół samoświadomej osoby i ma moc stopniowego wynoszenia tej osoby w cyklu przemian ponad ten materialny wszechświat. Zaiste, ta podróż w nieznane staje się pielgrzymką człowieka do Boga i tak winna być nazwana.
A teraz powróćmy do rzeczy bardziej przyziemnych, okładając na chwilę poza margines uwagi niebiańskie perspektywy rozwoju ubranej w osobowe szaty przytomnej świadomości człowieka.
Co czynić, a czego nie czynić?
Czynić to, co wzmacnia samoświadomość siebie podczas różnorakich aktywności, a nie czynić tego, co osłabia i prowadzi do zaniku samoświadomość siebie w świecie. Czynić obecność i nie czynić nieobecności.
To pierwsze jest równoważne zdaniu: kochaj Boga a poznasz siebie; to drugie: wybierz pokusy i uciechy światowe a w końcu zgubisz siebie. Tak, zgubisz siebie, gdyż rozproszysz bezcenną witalność energii życia w prochu marności nad marnościami – w pogoni za celami, które nie niosą żadnej wartości dla doświadczania miłości i odkrywania prawdy.
Pomedytuj nad powyższym fragmentem hagady o uwadze. Fragment drugi (napiszę go wkrótce) będzie bardziej praktyczny i uziemiony wokół konkretnych zasad oraz sugestii typu poradnikowego. A teraz przeczytaj, jeśli chcesz, kilka refleksji z rodzaju filozoficznego wprowadzenia do dialogu, na który niejako liczę.
Liczę na dialog i naukę własną przy tej okazji – tak! Nie, nie oznacza to, że chcę dawać dobre rady i uczyć kogokolwiek, jak żyć, by uczynić podróż – od rozproszenia świadomości po martwych rzeczach będących przedmiotem pożądania do skupienia uwagi na samoświadomości ożywiającej aż po horyzont sensu tętniący i tak życiem świat – możliwą.
Dlaczego nie tak? Bo skupiona samoświadomość odwraca uwagę od siebie w znaczeniu: ja to ego, ja tak chcę i – kieruje ją w stronę transpersonalnej przemiany energii wewnętrznej, uobecniającej się w zewnętrznych przejawieniach świata. I także odwrotnie: albowiem dynamika tego ruchu otwiera przepusty świadomości w obie strony. Inaczej, drzwi do pola przytomności można otworzyć od wewnątrz, ale i od zewnątrz.
Warunkiem nauki otwierania drzwi jest jednak zawsze wolny wybór ścieżki wiedzy i wiary – mój wybór i twój wybór. W gruncie rzeczy wiedza i wiara splatają się w procesie poznania i tworzą jeden warkocz uwagi.
Szkoda, szkoda, że w naszej cywilizacji doszło do schizofrenicznego rozszczepienia jednego procesu na dwa – sobie wrogie. Nadzieja, że da się zespolić wiarę z wiedzą wymaga jednak całkiem nowego paradygmatu: otóż takiego, że w wiedzy będzie więcej nauki i mniej ideologii, zaś w wierze więcej miłości, medytacji, modlitwy i mniej religii czy teologii wykładanej ex cathedra.
Tak, oznacza to, że bez refleksji filozoficznej i etycznej, cisza nie zabrzmi muzyką, a uwaga natrafi na opór materii nie wysłuchującej racji ducha. Albo – po prostu – powiedzmy to jeszcze prościej: uwaga ma moc wydobywania obrazów piękna z materii chaosu i kreślenia linii sensu w zbiorach dostępnych dla ludzkiego poznania kosmicznych informacji. Ta informacja już jest – w doskonałym ładzie i porządku, ale walor wartości, znaczenia i sensu sam musisz jej nadawać. Chwila po chwili – z nabożną uwagą i pobożną czcią wobec światła tajemnicy.
Tak, uwaga jest dobra. Nie, nieuwaga nie jest nigdy na tyle zła, żeby nie mogła powrócić do uwagi. Na szczęście, szczęście istnienia więcej waży w tym naszym wszechświecie niż nieszczęście nieistnienia. I nic na to nie możemy poradzić. Tak, w tym jest jakaś ręka boska.