Lewicowe mrzonki nie zmienią społeczeństwa w idealny projekt. Najwyżej zepchną napięcia i różnice do nisz, w których kumulowana pod presją politycznej poprawności energia wcześniej czy później eksploduje. Właśnie do tego doszło w Norwegii.
– Nie damy się zastraszyć. Nigdy nie przestaniemy bronić naszych wartości. Musimy pokazać światu, że nasze otwarte społeczeństwo gotowe jest poradzić sobie z takim zagrożeniem – podkreślił norweski premier Jens Stoltenberg w jednej z pierwszych wypowiedzi po zamachu w Oslo i strzelaninie na wyspie Utoya.
Mnie przeraziło to co się stało i mam nadzieję, że to co powiedział Stoltenberg to tylko polityczna retoryka. Jest się czego bać. Takie dramaty jak ten w Norwegii i tacy ludzie jak Andres Behring Breivik to właśnie dowód na to, że otwarte społeczeństwa nie radzą sobie z zagrożeniem jakim jest napływ do krajów Europy Zachodniej coraz większej rzeszy muzułmanów.
Tych, którzy próbują przed tym zagrożeniem przestrzec socjaldemokratyczne i lewicowe środowiska chętnie oskarżają o ksenofobię i próbują eliminować z życia publicznego. W ten sposób posadę w zarządzie Bundesbanku stracił dr Theo Sarrazin, który w książce „Niemcy same się likwidują”, opierając się na oficjalnych danych statystycznych, zarzucił imigrantom z państw muzułmańskich, że tworzą „równoległe społeczeństwo” oraz przysparzają państwu więcej kosztów socjalnych, niż wart jest ich wkład w rozwój gospodarki.
Jego opinię, że mieszkający w Niemczech muzułmanie są obciążeniem i zagrożeniem, bo nie chcą się ani integrować, ani uczyć, żyją za to z niemieckich zasiłków, podziela wielu Niemców, ale z uwagi na presję wszechobecnej poprawności politycznej krępują się o tym publicznie mówić. Tak wynika z sondaży. Świadczy o tym także popularność książki Sarrazina, która stała się bestsellerem, a jej wydawca – monachijska firma Deutsche Verlags-Anstalt – zamówił kolejne dodruki.
Pododnie jak dr Theo Sarrazin i wielu Niemców myślą także obywatele innych europejskich krajów, takich jak Francja, Holandia czy Wielka Brytania. Andres Behring Breivik nie jest jedynym Norwegiem, któremu nie podoba się model otwartego społeczeństwa, w którym jedni ciężko pracują, a drudzy – w tym przypadku napływający do kraju muzułmanie – zamiast uczyć się języka, pracować i asymilować – jedynie korzystają z owoców ich pracy.
Dlatego zmartwiły mnie słowa Jensa Stoltenberga, że on i jego rząd muszą pokazać światu, iż nie przestaną bronić swoich wartości, pośród których jedną z najważniejszych wydaje się być otwarte społeczeństwo. Otwarte społeczeństwo to nieudany projekt, który wymaga korekty. Jeśli premier Norwegii i inni lewicowi politycy chcą go nadal budować, to powinni być otwarci także na opinie i argumenty przeciwko obecnemu kształtowi otwartego społeczeństwa i wyciągnąć z nich wnioski.
Tej korekty trzeba dokonać wsłuchując się w głosy takich ludzi jak dr Theo Sarrazin, czy nieżyjąca włoska dziennikarka Oriana Fallaci, która odrzucając tezę o istnieniu umiarkowanego islamu przestrzegała, że dialog z muzułmanami i ich asymilacja nie są możliwe. Lewicowe mrzonki nie zmienią żadnego społeczeństwa w idealny, pozbawiony napięć i różnic projekt społeczny. Jedynym efektem takich działań jest zepchnięcie tych napięć i różnic do nisz, w których kumulowana pod presją politycznej poprawności energia wcześniej czy później eksploduje. Właśnie do tego doszło w Oslo i na wyspie Utoya.
Nie tylko o sporcie - w blasku slonca, bez sciem i mrocznych tajemnic.