Codziennie dojeżdżam do pracy z sąsiedniego miasta do Rudy Śląskiej. I jest takie miejsce, które w całej, ponad 12-kilometrowej trasie doprowadza nie tylko mnie do szewskiej pasji. W skrócie – na wjeździe z podporządkowanej (pl. Chopina) na główną, ul. Wolności, tworzy się stale paskudny i bezsensowny korek, którego uciążliwość dla kierowców możnaby łatwo ograniczyć. Problem polega na tym, że zaraz za skrzyżowaniem (BEZ SYGNALIZACJI) jakiś niezguła-urzędas ustawił przejście dla pieszych (z SYGNALIZACJĄ).Nie dość, że ze względu na specyficznie pojmowaną przez polskich kierowców "kulturę jazdy" bardzo trudno włączyć się do ruchu z drogi podporządkowanej, to jeszcze wyjazd z tej drogi jest ciągle zablokowany przez samochody stojące w korku narastającym przed przejściem na samej ul. Wolności. Ergo, korek na głównej ("żółtej"), złożony z samochodów sterczących przed przejściem, i […]
Codziennie dojeżdżam do pracy z sąsiedniego miasta do Rudy Śląskiej. I jest takie miejsce, które w całej, ponad 12-kilometrowej trasie doprowadza nie tylko mnie do szewskiej pasji.
W skrócie – na wjeździe z podporządkowanej (pl. Chopina) na główną, ul. Wolności, tworzy się stale paskudny i bezsensowny korek, którego uciążliwość dla kierowców możnaby łatwo ograniczyć. Problem polega na tym, że zaraz za skrzyżowaniem (BEZ SYGNALIZACJI) jakiś niezguła-urzędas ustawił przejście dla pieszych (z SYGNALIZACJĄ).Nie dość, że ze względu na specyficznie pojmowaną przez polskich kierowców "kulturę jazdy" bardzo trudno włączyć się do ruchu z drogi podporządkowanej, to jeszcze wyjazd z tej drogi jest ciągle zablokowany przez samochody stojące w korku narastającym przed przejściem na samej ul. Wolności.
Ergo, korek na głównej ("żółtej"), złożony z samochodów sterczących przed przejściem, i korek na podporządkowanej ("białej"), złożony z aut próbujących włączyć się do ruchu na zakorkowaną drogę główną (z pierwszeństwem przejazdu).
Oczywiście przejście jak przejście – jest potrzebne. Chyba nikt nie przeszedłby tam przez ulicę w godzinach szczytu. Jednak ruch drogowy powinno się organizować z jakąś choćby minimalną wyobraźnią?
Wnerwiony tym stanem rzeczy zacząłem obserwować, co się dzieje na tym przejściu. I wyraźnie widać – po moich kilkuletnich obserwacjach – że geniusz urzędnika, który pozwolił pieszym tak często i gęsto wywoływać zielone światło przyciskiem, jest najwyraźniej niedoceniany.
Po jaką cholerę na zatłoczonej drodze pozwolono, by piesi samodzielnie regulowali moment przejścia przez ulicę?
Faktycznie wygląda to tak – a liczyłem! – że przeciętnie co jedną minutę piesi blokują przejście na trzydzieści sekund. Efekt jest taki, że samochody stoją w kilkusetmetrowych korkach, a po przejściu – z zielonym światłem na żądanie – beztrosko chodzą sobie nieliczni piesi. Pstryk – i zielone. Pstryk – i zielone. Pstryk, pstryk, pstryk. A wystarczyłby prosty cykl – 150 sekund samochody, 30 sekund piesi, 150 sekund samochody, 30 sekund piesi itd.
Nie rozumiem jednej rzeczy – dlaczego sygnalizacja w tym miejscu nie jest ustawiona tak, by zapewnić płynność ruchu samochodów przy jednoczesnym zapewnieniu bezpieczeństwa pieszych? Zielone światło dla pieszych powinno się włączać rzadziej – choć być może nadal na żądanie – ale z gwarancją, że liczba oczekujących na przejście będzie większa niż dwie-trzy osoby. Korona z głowy spadnie, jak postoją na przejściu 2,5 minuty? Kierowcy w korkach stoją po pół godzinyi ich (nas!) nikt nie pyta o zdanie.
Czy naprawdę w mieścinie rozmiaru Rudy Śląskiej przejechanie 2 km musi zajmować 10 minut?
Uczciwie przyznam, że nie poruszałem nigdzie tej sprawy, jednak jestem absolutnie pewien, że interwencja u służb zajmujących się sygnalizacją dałaby podobny skutek, co pisanie palcem po wodzie… jednocześnie jak zwykle potrzeba okazała się matką wynalazku, i co sprytniejsi ryzykanci znaleźli nielegalny objazd. Ile wynosi teraz mandat za wjazd w uliczkę z zakazem ruchu?
Kiedyś jeszcze napiszę o polskim ruszaniu na światłach. Zanim jakiegoś zaspanego kloca na takim skrzyżowaniu zabiję…