Przeglądając internet zauważyłem na tvp.info.pl artykuł „Pracy szukają na niby – 40 proc. bezrobotnych nie chce pracować”, w którym można przeczytać:
„Nie szukają zatrudnienia, a tylko się rejestrują. Urzędy pracy mają problem z osobami, którym zależy tylko na zasiłkach i ubezpieczeniu zdrowotnym – podkreśla wicedyrektor Aleksander Kornatowski z Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Warszawie. Takie fikcyjne szukanie zatrudnienia zmniejsza możliwości udzielenia pomocy tym, którzy rzeczywiście chcą pracować i obniża skuteczność działań urzędów.”
No brawo! Właśnie w poniedziałek byłem w urzędzie pracy, gdzie przeprowadzono ze mną ankietę. Po raz drugi jestem na bezrobociu. Za pierwszym razem wprost powiedziano mi, że dla takich specjalistów nie znajdą pracy i musze coś szukać na własna rękę. Mogę powtórzyć za Ferdynandem Kiepskim, że w tym kraju nie ma pracy dla człowieka z moim wykształceniem. Ale to niezupełnie prawda. Praca by się znalazła, gorzej z płacą. Wielu chciałoby, żebym dla nich pracował tyle, że za darmo. Więc ja trochę zmienię słowa klasyka przytoczonego powyżej: „W tym kraju nie ma płacy dla człowieka z moim wykształceniem”. Proponowano mi prace głównie jako sprzedawca (jak zwał to stanowisko tak go zwał, na sprzedawcę wychodziło) bardzo różnych towarów materialnych i niematerialnych, ale głównie w systemie prowizyjnym. Jak miałem wykonać jakąś konkretną prace nie związaną ze sprzedażą, to umowa była „na gębę” i z wypłatami różnie bywało. W końcu, po znajomości, dostałem pracę mniej więcej związaną z moim wykształceniem na pół etatu za najniższą krajową. Dostawałem na rękę ok. 650 zł miesięcznie. Pracodawca tym się wyróżniał spośród poprzednich, że podpisał ze mną umowę i odprowadzał składki. Chwała mu za to. Inni nie bawili się w takie rzeczy. Koniec końców moja praca nie spełniła oczekiwań nas obu i znowu wylądowałem na bezrobociu bez prawa do zasiłku.
I tu powracam do ankiety. Na drugim spotkaniu, w tydzień po rejestracji, miła pani przeprowadziła ze mną wywiad, który miał na celu potwierdzić z góry założoną tezę czyli, że rejestruję się w urzędzie ze względu na ubezpieczenie, a jeśli dostane pracę to interesuje mnie tylko wysokość wynagrodzenia. Jak to wyglądało? Pani przeczytała pytanie o cel rejestracji i dała do wyboru takie odpowiedzi, z których jedyną sensowną była ta, że rejestruję się dla ubezpieczenia. Potem pytała co oczekuje po pracy, jeśli jakąś podejmę. I tam też było kilka odpowiedzi, między innymi zarobki i żeby praca była interesująca. Powiedziałem pani, że wolę pracę z niższymi zarobkami, ale żeby mnie cieszyła. Na to pani słusznie zauważyła, że jeśli interesująca praca będzie za płacę za którą nie będę mógł przeżyć, to którą wybiorę? Musiałem jej przyznać, że tą, gdzie więcej zapłacą. Oczywistym jest, że jeśli mam do wyboru śmierć głodową, czy jakąś tam wegetację, to wybiorę wegetację. Uszczęśliwiona pani wpisała w ankiecie, że główną motywacją podjęcia przeze mnie pracy jest wysokość zarobków.
Domyślam się, że ankieta ma na celu po pierwsze, że nieroby rejestrują się, żeby mieć ubezpieczenie, kosztem pracującej części obywateli i podburzyć ich przeciwko bezrobotnym. A po drugie, że takich jak ja nie interesuje praca w wyuczonym zawodzie tylko wysokość zarobków. A więc będą mi oferować jakąkolwiek pracę, a jak jej nie podejmę to wylkotka z bezrobocia i w ten sposób poprawią się statystyki.
Inną stroną tych ankiet, o której nie myślą urzędnicy owych urzędów, może być to, że pokażą one całkowita nieprzydatność powyższych instytucji. Ktoś może policzyć, że taniej jest dać podstawowe ubezpieczenie zdrowotne wszystkim obywatelom polskim bez względu czy pracują czy nie. A nierobom nie należą się zasiłki. I ktoś dojdzie do wniosku, że trzeba zlikwidować urzędy pracy w ramach oszczędności w dobie szalejącego kryzysu.
Jakby się tak pochylić nad wysokością płaconych podatków, to może się okazać, że menelstwo procentowo płaci najwyższe podatki w stosunku do swoich dochodów. Co prawda nie płacą podatku dochodowego, ale wiemy, że podatek dochodowy jest mało istotny w strukturze przychodów budżetowych. Płacą oni za to VAT i wysoką akcyzę, jako, że kupują głownie alkohol i papierosy. Akcyza na te produkty , za Wikipedią, wynosi:
„Akcyza na alkohol i napoje alkoholowe wynosi:
Alkohol etylowy (spirytus, wódka) – 5704,00 zł od 1 hektolitra alkoholu etylowego 100% vol. zawartego w gotowym wyrobie. Stawka ta obowiązuje od 01.01.2014 roku. Do 31.12.2013 stawka wynosiła 4960zł.
Piwo – 7,79 zł od 1 hektolitra za każdy stopień Plato gotowego wyrobu.
Wino – 158,00 zł od 1 hektolitra gotowego wyrobu; w przypadku kiedy wino zostało dodatkowo destylowane – jest uznawane za wyrób pośredni.
Napoje fermentowane – 158,00 zł od 1 hektolitra gotowego wyrobu.
Wyroby pośrednie – 318,00 zł od 1 hektolitra gotowego wyrobu.
Stawka akcyzy na wyroby tytoniowe wynosi
Papierosy – 170,97 zł za każde 1000 sztuk i 31,41% maksymalnej ceny detalicznej;
Tytoń do palenia – 115,86 zł za każdy kilogram i 31,41% maksymalnej ceny detalicznej;
Cygara i cygaretki – 254,20 zł za każde 1000 sztuk.
Na wyroby nie mające określonej ceny maksymalnej
Papierosy – 312,00 zł za każde 1000 sztuk;
Tytoń do palenia – 208,00 zł za każdy kilogram.”
Widać menelstwo zasila polski budżet w niemałe pieniądze i powinno mieć ubezpieczenie zdrowotne. Nic dziwnego, że jest tak hołubione przed każdymi wyborami, przez większość partii politycznych.
Rozwiązaniem problemu pana wicedyrektora Aleksandra Kornatowskiego z Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Warszawie: „Takie fikcyjne szukanie zatrudnienia zmniejsza możliwości udzielenia pomocy tym, którzy rzeczywiście chcą pracować i obniża skuteczność działań urzędów.”, wydaje się zwiększenie zatrudnienia w urzędach pracy. Wtedy bezrobotni chcący pracować zostaną urzędnikami w urzędach pracy, przez co zmniejszy się globalna liczba bezrobotnych, i z łatwością obsłużą bezrobotnych, którzy nie chcą pracować i jeszcze coś znajdą dla tych co chcą pracować, a nie załapią się na ciepłe posadki w tych urzędach. A co najważniejsze stworzą potężną siłę z którą każdy polityk będzie musiał się liczyć i nawet jakby mu po głowie chodziła likwidacja urzędów pracy, to zdając sobie sprawę z potęgi tego lobby, na pewno nie wyartykułuje tego publicznie.
Tak na zakończenie chciałbym stwierdzić, że w Polsce nie ma braku pracy i nie rozumiem walki rządu i partii politycznych o tworzenie nowych miejsc pracy. W Polsce jest generalny brak płacy i rząd i wszyscy politycy powinni walczyć o nowe miejsca płacy i to godziwej płacy.
źródło: http://innywariant.weebly.com/blog/urzad-pracy-ankietami-potwierdza-z-gory-zalozona-teze