Jest to paradoksem że gdyby na przykład Smoleńsk wydarzył się za później komuny ulotki można byłoby znaleźć o wiele częściej niż dziś. A przecież wtedy mniej ludzi miało maszyny do pisania niż dzisiaj komputery z drukarką.
Niedługo po 10 kwietnia 2010 natrafiłem na uwagę zamieszczoną bodaj w komentarzu w Smoleńsk-2010.pl że czas zacząć informować społeczeństwo ulotkami, że internet to za mało.
Zbiegło się to z moimi myślami.
Jednak ulotek do dzisiaj nie widzimy. Nie widzimy ulotek powszechnie na ulicach dużych, miast, średnich miast, miasteczek, rozrzucanych nawet na przystankach w wioskach, czy przyczepianych na tablicach ogłoszeń.
Ulotek nie tylko dotyczących „katastrofy” smoleńskiej, ale i innych ważnych dla kraju spraw, spraw ważnych dla Polski i Polaków.
Ulotki jak łatwo rozróżnić różnią się od informacji internetowych tym że po informacje w internecie dotyczące ważnych spraw dla Polski sięga ten co chce. Po ulotkę może sięgnąć ten, który nigdy na żadnej blogosferze nie przeczyta żadnego tekstu. Może wziąć ulotkę, którą dostanie do ręki. Może przeczyta całą, może nie przeczyta w ogóle, może przeczyta część. Ale jest szansa że coś do niego dotrze. Może też oczywiście ulotkę wziąć do domu, dać przeczytać innym. Ba, może się zdarzyć że ją skopiuje, zwłaszcza gdy będzie na niej informacja do tego go zachęcająca.
Oczywiście minusów ulotki w stosunku do materiałów w internecie jest wiele. Przede wszystkim mniejsza objętość, brak zdjęć, brak materiałów video, brak odnośników do innych materiałów itd. Rzecz jasna nic nie stoi na przeszkodzie by na ulotce było kilka istotnych wyselekcjonowanych linków, najlepiej by adresy, które są na ulotce same były bogate w inne linki.
Z drugiej strony nie w każdej sytuacji potrzebne są obfite materiały, zdjęcia, video , linki. Weźmy pod uwagę akcję obrony lasów. Tutaj akurat jakiejś (przynajmniej zmasowanej bo może ktoś coś kolportował tego nie wiem) akcji ulotkowej nie było. Więc przykład nie jest może idealny. Jednakże gdyby chcieć w tym przypadku informować ulotkami wystarcza podstawowa informacja. Lasy jakie są każdy widzi.
Zresztą w każdym przypadku. W większym czy mniejszym stopniu informacja ulotkowa spełnia swoją rolę. Przecież gdy mówimy na przykład nieznajomemu rozmówcy w podróży, albo nawet znajomemu podczas przypadkowego spotkania nie mamy w teczce żadnych materiałów aby mu dokonać prezentacji jak członek sprzedaży sieciowej.
Jest jeszcze inna zaleta ulotki o której mało kto myśli. Przewaga ulotki. Wyobraźmy sobie na przykład że o jakimś pośle z zaprzańskiej trójki kolportowana jest negatywna dla niego informacja za pomocą ulotek. Weźmie na przykład taką ulotkę do ręki jego totumfacki, który przechodzi akurat głównym deptakiem. Pobiegnie do szefa. Nie wiedzą ile tych ulotek jest rozprowadzanych i gdzie. Albo inny jeszcze przykład lepszy może bo w powyższym ulotka może mieć charakter lokalny (poseł z konkretnej ziemi). Jest w jakimś miejscu kolportowana ulotka na konkretny temat ogólnopolski. Dostający do ręki nie wie gdzie i w jakiej ilości takie ulotki są kolportowane? A może to duża akcja. Aj waj, trzeba uważać. W internecie często łatwo policzyć wejścia, sprawdzić w wyszukiwarce jak często pojawia się potrzebne hasło.
10 października czyli pół roku po tragedii, jak pamiętamy ważnej miesięcznicy spodziewałem się (ściślej oczekiwałem na to jako na normalność, aczkolwiek przypuszczałem że tak nie będzie) w Warszawie ulotek w różnych miejscach, także i na peryferiach. Rozkładanych przede wszystkim na przystankach MPK. Spodziewałem się że będą z nienawiścią usuwane że może gdzie nawet będą leżały koło koszy czy w koszach, ale że będą. Na peryferiach Warszawy wypatrywałem tych ulotek. Brałem pod uwagę na przykład że ze względu na większy monitoring kto będzie się obawiał rozprowadzać je w centrum to może będą na peryferiach. Figa z makiem. W Warszawie spędziłem dwa dni i dwie noce więc pojeździłem trochę w różne miejsca aby tych ulotek poszukać. Ani śladu. Nie było ich także w centrum. Nikt nie da ni żadnej ulotki do ręki. Brałem od wszystkich ulotkarzy na których natrafiłem i podchodziłem specjalnie do nich licząc że może będzie coś „politycznego”. Gdzie tam.
Więc o czym my mówimy. Jaka walka o Polskę?
Wtedy wyprodukowałbym nawet trochę ulotek i wziął ze sobą, ale rzecz w tym że przy okazji wyjazdu do Warszawy zaplanowałem i pobyty w innych miejscach, byłem w podróży przed i po, więc trudno było mi targać się z ulotkami – nie jechałem samochodem.
Podobnie było zresztą i w rocznicę. Warszawa nie była zasypana ulotkami. Nie było ich w skrytkach pocztowych itd.
Pisząc ulotki mam na myśli także wszelkie podobne formy. Także napis w przestrzeni publicznej, koszulki z odpowiednim hasłem, rysunkiem, nalepki.
Jest to paradoksem że gdyby na przykład Smoleńsk wydarzył się za później komuny ulotki można byłoby znaleźć o wiele częściej niż dziś. A przecież wtedy mniej ludzi miało maszyny do pisania niż dzisiaj komputery z drukarką. A jak różnica w wydajności i nakładzie pracy.
Mam rodzinę w kilkunastotysiecznym miasteczku na Ziemiach Odzyskanych. W tamtym roku przed wyborami prezydenckimi udało mi się ją namówić i spowodowałem (nazwijmy to tak) że przez kilka dni pojawiały się przyczepiane ulotki A4 na tablicach ogłoszeń i w innych miejscach gdzie ludzie przyczepiają takie ogłoszenia. Informowały m.in. że to był zamach i traktowały o Komorowskim. Proszę sobie wyobrazić że w leniwym, spokojnym, prowincjonalnym miasteczku gdzie ludzie nie są aktywni i nic się nie dzieje te ulotki wisiały sobie spokojnie w dzień, ale pod osłoną nocy zaraz błyskawicznie znikały. Jakby stara emerytowana esbecja w czynie społecznym ruszała do akcji. Kto to robił? I proszę sobie wyobrazić że w rok później na wiosnę kto robił niepodpisaną akcję przeciw PO. Były duże kolorowe plakaty – wydruk ze zwykłej drukarki z kolorowym tuszem tylko większy format niż A4 mieli i były ulotki a4 i skserowane artykuły z „Naszego dziennika: ” . Z tego co wiem była to akcja przez dłuższy czas trwała może przez dwa tygodnie. Jak nie mogłem pomyśleć że to moja inicjatywa kogoś zainspirowała? W każdym razie po tej akcji ulotkowej/plakatowej nieznanych mi ludzi poczułem się NORMALNIE.To jest właśnie normalność. Normalność to także manifestacje patriotyczne i antyrządowe także w małej mieścinie (tak było przed wojną by nie patrzeć tylko na inne kraje dzisiaj). Ale tej normalności nie ma.
Kto to powinien robić? Ulotki. Pytanie przede wszystkim kto powinien kolportować. Tak sobie myślę że ludzie, którzy poświęcają dużo swojego cennego czasu na pisanie na blogach winni być zwolnieni z tak banalnej roboty, którą może wykonać każdy. Także i projektowanie samej ulotki. Każdy nawet gdyby sam nie pisał może łatwo coś skompilować na jednej stroniczce z przeczytanych rzeczy, albo napisać na przykład :” Nie było katastrofy na Siewiernym. To była inscenizacja. Nie rozbił się tam TU – 154 ani żaden inny samolot” plus kilka zdań uzupełnienia lub bez nawet kilku zdań uzupełnienia to każdy potrafi. Ale oczywiście ja nie odżegnuję się od tego jak to udowodniłem na powyższym przykładzie i jeszcze najprawdopodobniej zainspirowałem innych. Nigdy wcześniej z tego co wiem w tym miasteczko nie było żadnych politycznych ulotek.
Takie rzeczy winni robić przede wszystkim ludzie młodzi. Z różnych powodów. Powinno by tak że taki młody, słabo wykształcony, z miasteczka, albo dużego miasta tylko rozgląda się i patrzy gdzie by tu zrobić cokolwiek dla kraju bo energia go rozpiera. Poza tym młody musi być w ruchu, prawda, więc siedzenie nad klawiaturą dla niego nienajlepsze. Zatem w teren. Taki młody, aktywny którego znamy winien przyjść do nas i prosić się wręcz „Napisz ulotkę”!. Albo prosta kobiecina emerytka nasza znajoma dobra, winna pukać do naszych drzwi i prosić : „Ja prosta kobieta, napisz ulotkę, rozniosę ,rozkleję”.
Na studiach działałem w dwóch organizacjach młodzieżowych, które współzakładałem, miałem też kontakty partyjne. Jako studencik chętnie szedłem na zwykłą robotę jak plakatowanie, inne akcje które robiliśmy, albo ktoś z partii nas prosił. Pamiętam jak po studiach ktoś z zaprzyjaźnionej partii spodziewał się że będę rozklejał jakiś plakaty.
Powiedziałem w ten sposób „ Od tego jest młodzież studencka i licealna aby tak się udzielać. Ja już swoje zrobiłem. Czy nie lepiej wykorzystać moją wiedzę i uzdolnienia” . I pomyślałem jeszcze „Czemu gościu nie poślesz swojego syna, który jest w liceum i drugiego czy córki, która studiuje”. (który nota bene mniej zdolny ode mnie, banalny, przeciętny do tego ma więcej czasu jako mieszkający w swoim mieście studiów”. Szkoda że tego nie powiedziałem. Od kontaktów z prawicą już wtedy dosyć chciało mi się wymiotować. Jedyni ludzi z którymi sensownie się współpracowało byli z UPR.
Oczywiście każdy z nas, choćby był nie wiadomo kim może wydrukować te kilkadziesiąt ulotek ze swojej domowej drukarki i jednorazowo rozkolportować je choćby na przykład podczas podróży pociągiem, w pociągu rozłożyć, na ławce na dworcu, dać nawet trochę do ręki jeśli jest w miejscowości gdzie nikt go nie zna (o ile by natknięcia się na znajomych chciał uniknąć). Korona mu z głowy nie spadnie.
Wracając do ulotek i kończąc. Zacytuję fragment ze swojej notki z 5 kwietnia bo też nie poruszyłem jeszcze kwestii kosztów produkowania takich domowych ulotek:
„Prywatnie chciałbym, aby nie tylko w centrum Warszawy było wiadomo że jest 10 kwietnia. Tu mój apel szczególnie do Warszawiaków. Wydrukować chociaż kilkanaście ulotek A4, od na przykład informacji że 10 kwietnia to był zamach poprzez bardziej szczegółowe teksty drobniejszym drukiem. Nie czekajmy aż ktoś nam wręczy jakieś ulotki tylko zróbmy je sami. Domowe drukarki ma chyba połowa ludzi, jeśli nie więcej wśród posiadających komputery. Koszt zadrukowanej strony A4 w przypadku drukarki atramentowej przy użyciu tuszu uzupełniającego (strzykawkowego) wynosi 4 grosze (tusz plus papier). Można rozplakatować, także rozrzucić jeśli ktoś z różnych powodów nie chce się „afiszować”. Poza tym można tak i tak ponieważ jacy aktywiści przyczepione kartki mogą szybko zerwać, a rozrzucone ulotki koło mieszkań, można rozłożyć w przychodni zdrowia, itd. zwłaszcza wszędzie tam gdzie ludzie czekają i się nudzą. Możemy zostawia w pociągach, jadąc w obie strony. Warto na ulotkach dawać adnotację o skopiowanie i rozpowszechnianie. Oprócz przyczepiania – zwykle pineski i taśma klejąca, możemy też używać kleju. Klej z maki pszennej jest najtańszy. No i po wyschnięciu rzecz jest nie do zdarcia.
Osoby które przyjeżdżałyby do Warszawy samochodami, warto aby wjeżdżając zostawiały taką właśnie pamiątkę na jej peryferiach.
Mam też nadzieję że nie tylko w Warszawie będą manifestacje. I tak samo z ulotkami. Jeśli ktoś mieszka w małym miasteczku, a nie będzie z niego wyjeżdżał to niech też zadziała. Jeśli ktoś nie chce rozkładać ulotek, czy rozklejać osobiście, zwłaszcza w małych miejscowościach, może to komuś zlecić, z rodziny, innym osobom, czy wreszcie dać panu Mieciowi na piwo, a potem tylko przejść się, czy przejechać i sprawdzić czy pan Miecio wykonał zadanie”.
Rece wyciagniete po polski majatek narodowy musza zostac odciete!