Zaopatrzyłem nazwę państwa w cudzysłów ze względu na to, że nie chodzi mi tylko o państwo, ale o całokształt spraw związanych z tym krajem. Powinienem użyć raczej liczby mnogiej z „krajami” gdyż w skład państwa ukraińskiego wchodzą krainy, które nie uważają się za „ukraińskie”, jest z tym poważny kłopot gdyż najwyraźniej obecna administracja państwowa Ukrainy nie potrafi sobie z nim poradzić. Problemów związanych z Ukrainą jest mnóstwo, ale o wszystkim decyduje jeden wynikający z dziedzictwa po ukraińskiej republice sowieckiej, jest nim zależność od Rosji. Trzeba wiedzieć, że namiestnicy Moskwy jakimi byli wielkorządcy w poszczególnych republikach nigdy nie byli samodzielni i każda ich decyzja była poleceniem Kremla, albo przynajmniej przezeń akceptowana. Białowieski zjazd musiał być takim poleceniem ze z góry ustalonym […]
Zaopatrzyłem nazwę państwa w cudzysłów ze względu na to, że nie chodzi mi tylko o państwo, ale o całokształt spraw związanych z tym krajem.
Powinienem użyć raczej liczby mnogiej z „krajami” gdyż w skład państwa ukraińskiego wchodzą krainy, które nie uważają się za „ukraińskie”, jest z tym poważny kłopot gdyż najwyraźniej obecna administracja państwowa Ukrainy nie potrafi sobie z nim poradzić.
Problemów związanych z Ukrainą jest mnóstwo, ale o wszystkim decyduje jeden wynikający z dziedzictwa po ukraińskiej republice sowieckiej, jest nim zależność od Rosji.
Trzeba wiedzieć, że namiestnicy Moskwy jakimi byli wielkorządcy w poszczególnych republikach nigdy nie byli samodzielni i każda ich decyzja była poleceniem Kremla, albo przynajmniej przezeń akceptowana.
Białowieski zjazd musiał być takim poleceniem ze z góry ustalonym rezultatem.
Chodziło o to, że do nowo powstałego układu międzynarodowego należało dostosować formy sowieckiego władania.
Całość miała zachować zależność od Moskwy, ale pod innym tytułem, jak zwykle w sowieckim wydaniu kłamliwym – stąd SNG / sojuz niezawisimych gosudarstw/.
Coś takiego jak pisał w swoim czasie o Sowietach Andre Gide „ZSSR – cztery litery, cztery słowa i cztery kłamstwa”
Niewykluczone, że w czasie rozmów moskiewskich w 1990 roku taka zmiana dekoracji została uzgodniona przynajmniej z jednym z uczestników – z Niemcami, za cenę akceptacji przyłączenia do niemieckiej strefy wpływów krajów bałtyckich, Polski, Czechosłowacji i Węgier.
Jednego możemy być pewni, że w odróżnieniu od krajów bałtyckich nie było inicjatywy własnej ludności sowieckich republik w kierunku ustanowienia niezależnych państw.
Można zatem śmiało potraktować całe to zjawisko jako mistyfikację, tym bardziej że władza w tych republikach została zachowana w tych samych rękach co w sowieckim wydaniu.
Pomijając kraje bałtyckie, które straciły niepodległość dopiero w 1940 roku i które w związku z tym miały odpowiednie tradycje, w pozostałych republikach tendencje niepodległościowe rozwinęły się tam gdzie istniały odpowiednie zasoby własnej kultury i pamięć o przeszłości jak w Gruzji czy Armenii.
Na Ukrainie sytuacja była bardziej złożona gdyż pamięć o swoim własnym państwie była zakodowana wyłącznie w dawnej Małopolsce Wschodniej czy, jak kto woli –Galicji.
Wprawdzie to była tylko próba w roku 1918 zainicjowana przez upadającą Austrię i ponowiona w 1941 roku już przez samych Ukraińców, ale bez najmniejszego rezultatu, to jednak wśród dość licznej ukraińskiej emigracji, szczególnie w Ameryce pamięć ta była mocno kultywowana.
Nowopowstałe państwo ukraińskie nie skorzystało jednak z tych zdobyczy ani pod względem ideowym, ani personalnym ograniczając się do pozostałości po USSR.
W ten sposób została stworzona warstwa rządząca na Ukrainie, a szczególnie oligarchia finansowa, która ma decydujące wpływy w tym państwie.
Jako rezultat odgórnej decyzji, bez jakiegokolwiek udziału narodu utworzono państwo Ukraina, drugi pod względem obszaru kraj Europy z ludnością ponad 45 milionów.
Granice tego kraju powstały w wyniku dyktatu Stalina w 1945 roku, ze zmianami w latach powojennych i przydzielenia Krymu ukraińskiej republice sowieckiej przez Chruszczowa.
Przypisywano tę decyzję rzekomej narodowości ukraińskiej Chruszczowa, co oczywiście było nieprawdą, natomiast ten przydział zwiększał w republice ukraińskiej udział ludności rosyjskiej, co przy stałej rusyfikacji Ukrainy powodowało, że Rosjanie stanowili może nie najliczniejszą, lecz z pewnością najbardziej znaczącą część ludności tego kraju.
Ten czynnik odgrywa decydującą rolę w wewnętrznych stosunkach Ukrainy.
Szczególnie widoczne jest to na prowincji gdzie miejscowi posiadacze fortun traktują całe obwody jak swój folwark. Nie lepiej wygląda to w Kijowie, w którym po satrapie Janukowiczu rządzi oligarcha Poroszenko.
Taki układ powstał w chwili rozpadu Sowietów, cały majątek został przejęty przez tych, którzy ten rozpad organizowali. Wyeliminowana została nawet technokraci, którzy za Breżniewa dorabiali się fortun na nomenklaturowych posadach. Nie oni jednak przejęli posowiecki majątek, najczęściej nominalnie występowali i nadal jest ich wielu, ludzie z „nikąd” , najwyraźniej specjalnie podstawieni przez tych, którym niezręcznie było występować pod własnym imieniem.
Powstał wyraźnie układ mafijny, w którym jak w klasycznej mafii nie ten jest najważniejszy, który nominalnie reprezentuje majątek, ale ten, który strzela.
Przekonali się o tym i Chodorkowski i Berezowski, którym wydało się, że już są samodzielni.
Ma to istotne znaczenie dla utrzymywania zależności zarówno ze względu na wspólne interesy jak i zależność personalną.
Sowiecki KGB musiał stworzyć system zabezpieczeń na wypadek formalnych zmian w organizacji służb bezpieczeństwa na obszarze dawnego ZSSR, a niewykluczone, że również w całym dawnym obozie sowieckim, na co mamy stałe dowody mimo upływu wielu lat.
Organizacje polityczne, formalnie kształtujące życie państwa nie stworzyły stałego układu i podobnie jak i w Polsce stanowią efekt koniunkturalnych potrzeb poszczególnych grup interesów.
Większość z nich kontrolowana jest przez mafijne układy dawnej sowieckiej bezpieki.
Te które głoszą samodzielność też zapewne są silnie przez nie infiltrowane.
Wyrazem tego stanu są składy rządów skłonne do respektowania rosyjskich wpływów na Ukrainie.
Wpływ na stan stosunków rosyjsko ukraińskich mają zależności gospodarcze.
Za Sowietów dbano o to żeby poszczególne republiki sowieckie były uzależnione od moskiewskiej centrali, Stąd cała energetyka i przemysł ciężki, elektromaszynowy, chemiczny, a szczególnie zbrojeniowy były zarządzane centralnie z Moskwy, pozostałe posiadały cechy republikańskiej samodzielności, ale też pod nadzorem odpowiednich ministerstw ogólnosowieckich.
Tej zależności służył przemyślnie stworzony system kooperacji.
Dlatego też Ukraina, jak i inne republiki nie mogła zostać bez ścisłych związków gospodarczych z Rosją.
Odrębną pozycję stanowi zależność energetyczna, która stanowi nadrzędny element kontroli ze strony Moskwy.
Należy zwrócić uwagę, że dziś po upływie trzydziestu lat Ukraina nie zrobiła niczego w kierunku uniezależnienia się od rosyjskich dostaw nośników energii.
Cała sytuacja geopolityczna Ukrainy jest tylko tłem dla najistotniejszych w postsowieckim układzie związków personalnych.
Mimo faktycznej wojny między Ukrainą i Rosją Poroszenko i Putin potrafią się spotykać i rozmawiać w tajemnicy o czymś co naprawdę ich interesuje, obaj bowiem wywodzą się z tej samej formacji, którą była sowiecka służba bezpieczeństwa.
Wprawdzie ich sposób i poziom zaangażowania był różny, ale obaj wiedzą dobrze, że każde sprzeniewierzenie się zasadniczej linii postępowania jest natychmiast karane, co jest widoczne niemal każdego dnia.
Można zakładać, że w miarę upływu czasu te zależności stają coraz mniej aktualne, tylko że nie wiemy ile na to trzeba czasu, jak na razie bowiem wpływy środowisk zrodzonych z KGB nie maleją.
Możemy zatem mieć do czynienia z gigantycznym oszustwem zmierzającym do zrobienia zamętu na zachodzie i wydobycia od nich jak największych pieniędzy stanowiących zapłatę za złudzenia, że uda się Ukrainę wyrwać z rosyjskiego układu.
W świetle faktów tego nie można wykluczyć.
Sytuacja wewnętrzna Ukrainy nie napawa optymizmem, powszechne ubóstwo przy najniższym w Europie poziomie dochodów liczonych w PKB na mieszkańca, brak poczucia wspólnoty narodowej, niechęć do służby na rzecz państwa, powszechna tendencja do ucieczki z kraju, nie rokują najlepiej na przyszłość.
Szczególnie ujawniła się słabość państwa ukraińskiego wobec agresji rosyjskiej i rebelii na wschodzie kraju.
Blisko ćwierćmilionowa armia nie potrafi sobie poradzić z garstką rebeliantów donieckich i ługańskich, wprawdzie niewątpliwie wspieranych przez Rosję, ale mimo to nieporównywalnie słabszych.
Ukraina ciągle domaga się pomocy zewnętrznej mając w tym względzie również pretensje do Polski, niestety sama niewiele robi ażeby przezwyciężyć kryzys w jakim się znalazła. Gdyby bardziej zadbała o własne siły to z pewnością zmusiłaby Rosję do zachowania większej powściągliwości.
Polski interes w utrzymaniu niezależnej Ukrainy jest oczywisty, zbyt długo pozostawaliśmy pod opresją Rosji niezależnie od jej oblicza, żebyśmy się nie obawiali jej sąsiedztwa. Zapomina się jednak że „czołgi rosyjskie nad Bugiem” jak to podaje jeden z autorów ostrzeżeń, nie będą wcale bliżej od Warszawy niż istniejąca rosyjska granica w enklawie królewieckiej naszpikowana agresywną bronią.
I tu leży zasadniczy błąd w stosunkach polskich z Rosją, kiedy nie skorzystano z oferty Jelcyna w celu ustalenia takiego statusu tego obszaru żeby przestał on być mieczem Damoklesa wiszącym stale nad Polską.
Ukraina jako kraj niezależny z odpowiednimi aspiracjami europejskimi byłaby z pewnością pożądanym sąsiadem Polski.
Jakie są jednak szanse na taką transformację?
Wymagałoby to przede wszystkim uniezależnienia jej od rosyjskich dostaw ropy i gazu, a także zwiększenia obrotów towarowych z innymi krajami, a głównie z Europą zachodnią.
Przystosowanie Ukrainy do nowej roli wymagałoby nakładów rzędu kilkudziesięciu miliardów dolarów bez gwarancji na powodzenie tej akcji.
W tej chwili bowiem nawet te drobne kwoty jakie bez większego sensu ładuje się w ten kraj padają ofiarą wszechwładnej korupcji.
Właściwie Ukraina jest bankrutem i powinna być poddana zarządowi komisarycznemu, który wprowadziłby bardzo surowy reżym w celu postawienia na nogi jej gospodarki.
Dopiero po takim zabiegu, pod warunkiem powodzenia, można mówić o procesie „europeizacji Ukrainy”.
Jest jeszcze jeden aspekt problemu ukraińskiego.
Piłsudskiego marzył się układ federacyjny polsko. litewsko. białorusko, ukraiński, niezależnie od możliwości fizycznych stworzenia takiego układu, pozostaje jeszcze problem szczególnie istotny w stosunku do Ukrainy.
Chodzi mianowicie o to jakich układów sojuszniczych może poszukiwać „antyrosyjska Ukraina”?
Z doświadczeń historycznych wynika, że w pierwszej kolejności z Niemcami i to nawet więcej przeciwko Polsce niż Rosji. Oczywisty fakt porzucenia Ukrainy przez Niemcy na rzecz układu z Rosją nie zmienia tego nastawienia ze strony ukraińskiej.
Mamy na to dowód w postaci paktu Ribbentrop – Mołotow, a obecnie mimo antyukraińskiej „rury” na Bałtyku – przywiązywanie nadziei do niemieckiej inicjatywy „normandzkiej”.
Dla Polski wprzęgnięcie Ukrainy w rydwan niemiecki oznacza pogorszenie i tak już ciężkiego położenia między Rosją i Niemcami.
Jako optymalny układ dla Polski należy uznać przedłużenie obecnego stanu napięcia między Ukrainą i Rosją, przynajmniej do czasu istnienia reżymu Putina.
Upadek tej satrapii może stworzyć zupełnie nowy układ stosunków z Rosją i w zależności od rozwoju wypadków będzie kształtował się stosunek do obydwu tych krajów.
Najkorzystniej byłoby gdyby wschodnia Europa in gremio znalazła się w zjednoczonej Europie, oczywiście o innym kształcie niż obecna UE, ale to chyba pieśń dalszej przyszłości.
Powstaje aktualne pytanie: – co ma Polska robić w tej sytuacji?
Odpowiedź z rodzaju takich, że przygotować się na każdą ewentualność z pewnością nie zadowoli nikogo, bo takich możliwości po prostu nie ma.
Na dziś, wbrew zwolennikom i przeciwnikom wspierania Ukrainy najważniejszy jest milionowy udział Ukraińców w pracy w Polsce. Ten czynnik decyduje o nastawieniu do Polski nie ze strony polityków, ale ludu ukraińskiego i to przeważnie z zachodnich jej regionów, czyli ostoi banderyzmu.
Przez wiele lat prowadziłem akcję pomocy polskiemu szkolnictwu przyparafialnemu na terenie mego rodzinnego powiatu horochowskiego na Wołyniu. Do tego była dołączona coroczna akcja sprowadzania dzieci z tych szkółek do Warszawy na dwutygodniowy pobyt i zwiedzanie stolicy korzystając z gościnności mojej warszawskiej parafii św. Jakuba.
Mimo że nominalnie chodziło o polskie dzieci w rzeczywistości była to zawsze mieszanka narodowościowa, ale żyjąca w zgodzie i we wspólnym podziwie dla polskiej kultury i dobrobytu / „skąd ksiądz bierze tyle szynki?” –pytanie w czasie śniadania na parafii, albo „nie chcemy jechać ukraińskim autobusem, tylko polskim”, w związku z odbieraniem dzieci już w Chełmie/.
W ten sposób wychowuje się młode pokolenie, które będzie miało zupełnie inne preferencje aniżeli poprzednie pokolenia.
Dzieje się to wbrew tym, którzy oczekują na „polityczne zbliżenie” Polski i Ukrainy.
Dzisiaj Polaków w Horochowie i okolicach prawie już nie ma, wyjechali do Polski lub nawet jeszcze dalej, mimo to zarówno parafie rzymsko katolickie działają, a szkółki języka i kultury polskiej cieszą się wielkim powodzeniem.
Cała ta akcja prowadzona minimalnym kosztem jest najbardziej użyteczna w kształtowaniu postaw najmłodszego pokolenia.
Oczywiście byłoby też pożyteczne gdyby dało się rozwinąć ściślejszą współpracę gospodarczą, jednakże ryzyko inwestycyjne na Ukrainie jest bardzo wysokie i jak na razie nie widać perspektyw na poprawę.
Może już lepiej, że Ukraińcy przyjeżdżają do Polski do pracy, wielu z nich chce się w Polsce osiedlić na stałe wypełniając luki po naszych rodakach osiedlających się na zachodzie Europy.
Oczywiście powstają obawy przed „ukrainizacją” Polski, ale ci którzy chcą pozostać w Polsce są raczej gotowi na zerwanie łączności z krajem pochodzenia i dążą do jak najrychlejszej asymilacji.
Jest to zresztą problem odpowiedniej polityki zwanej eufemistycznie „integracyjną”.
Mamy jej przykład w Niemczech gdzie bez żadnego skrępowania prowadzi się wprost germanizację, której nie powstydziliby się hakatyści.
Jeżeli w Polsce uda się powstrzymać proces ubytku ludności to asymilacja obcych narodowości stanie się zbędna, w Niemczech jest to jedyna droga na utrzymanie poziomu niemieckiego zaludnienia.
Sprawa przygotowania Polski do ewentualnego rozpadu Ukrainy stanowi zupełnie odrębny problem.
Jeżeli ten rozpad miałby nastąpić to by został dokonany przez Rosję i Niemcy bez udziału, a nawet wbrew ewentualnej intencji Polski.
Wówczas możliwa byłaby z inicjatywy ukraińskiej próba połączenia Bukowiny z Rumunią, Zakarpacia z Węgrami i dawnych polskich województw południowo wschodnich z Polską.
Z taką propozycją spotkałem się, kiedy byli u mnie z wizytą przedstawiciele ukraińskiej chrześcijańskiej demokracji, którzy nie widzieli dla „zachodniej Ukrainy” perspektyw tworzenia jednego państwa z pozostałościami sowieckimi.
Podobnie mówili mi „zwykli ludzie” z tamtych stron twierdząc, że chcą żyć, mieszkać i pracować jak Polacy, a nie jak kołchozowej mentalności „zazbruczańcy”.
Ten problem rozstrzygnie się w zależności od powodzenia realizowanej obecnie „wielkiej Ukrainy” będącej ciągle niczym innym jak tylko masą spadkową po Sowietach.
Na tym tle dywagacje o naszym udziale w rozwiązywaniu problemu „Ukrainy” nie mają większego sensu poza tworzeniem w Polsce jak największej siły ekonomicznej, a przede wszystkim moralnej.
3 komentarz