Bez kategorii
Like

Ucho artysty. Filipika.

01/05/2011
456 Wyświetlenia
0 Komentarze
7 minut czytania
no-cover

…Filip tęgo pił i mieszały mu się rzeczywistości z nierzeczywistościami. Przytomnie tedy kazał sobie powtarzać: „Filipie, Filipie, pamiętaj, że jesteś śmiertelnikiem”. A był to jednak król, bądź co bądź, a nie wyrobnik obsługujący sztukę.

0


    Sztuka chadza przeróżnymi drogami. Jest jednak, co oczywiste, pewną "odświętną" dziedziną ludzkich poczynań i ma swoje wyraźne granice.

    Można rzeźbić, malować, rytować, opisywać kamerą, muzyką i słowem życie człowieka we wszystkich jego przejawach, zależnie od skali talentu i emocji artysty; można malować udręki wszystkich świętych Pańskich i portrety odrażających wodzów rewolucji, martwe natury i rozleniwione, nagie damy, kontemplować życie Chrystusa i antycznych bogów, malować rubasznych chłopów w knajpie i cudowne pejzaże – jednakże nie jest sztuką obcięte ucho artysty, a samo jego obcinanie nie jest żadnym artefaktem, a jedynie wyrazem choroby psychicznej, czyli biologią. I van Gogh zostawił nam w fantastycznym, wielkim darze swoje cudowne malarstwo, a nie zakonserwowane ucho artysty.

    Dzisiaj, gdyby odbiorca sztuki, widz, nagle stracił rozum i miał sądzić jedynie po mediach i niektórych galeriach, po tym, co kreują urzędnicy i krytycy tak bezkarnie hasający po sztuce, mógłby sądzić, że sztuką stają się jakoby – przepraszam z góry za tę obrzydliwą wyliczankę – wydzieliny artysty, jego gesty, odgłosy "artystycznych" kroków, wbijanie igieł w rękę lub sempiternę artysty, zabijanie i wypychanie zwierząt, filmowanie starczych ciał w publicznych łaźniach, tarzanie się artysty w wnętrznościach zwierząt, szczątki ludzkie w galeriach narodowych /sic!/, całe zwłoki ludzkie, utrwalone jakimś plastikiem, przedstawiane jako "rzeźby"… sami Państwo możecie tę listę kontynuować w zasadzie dowolnie, lecz szkoda na to czasu. I – jak powiedział kiedyś rozsierdzony do białości tymi rzekomymi "artefaktami"  śp. Jerzy Duda – Gracz – "… nie jest to wina kretynek rodzących laleczkę Barbie, lecz krytyków, którzy tę kretynkę w obszar sztuki wpuścili".

    Wracając do szczątków ludzkich /Zachęta, 1999 r.!/ – czy wyobrażacie sobie Państwo pielgrzymki owych krytyków i urzędników, pod okiem kamery, oczywiście!, do kadawerka ucha van Gogha, gdyby taka "relikwia" istniała? Po ich aktualnych sądach i poczynaniach można bez pudła przypuszczać, że byłby dla nich ów kadawerek kwintesencją wszelkich dokonań w sztuce. I furt tam z malarstwem van Gogha, malarstwo nie jest en vogue, ale UCHO ARTYSTY, "Artysty" koniecznie z dużej litery – oto, co jest sztuką!

    Tu tylko na marginesie przypomnę, skoro nazwałam swoją krótka rozprawkę – filipiką, że Filip II Macedoński tęgo pił i mieszały mu się rzeczywistości z nierzeczywistościami. Przytomnie tedy kazał sobie często powtarzać: "Filipie, Filipie, pamiętaj, że jesteś śmiertelnikiem". A był to jednak król, bądź co bądź, a nie wyrobnik obsługujący sztukę.

    Wracając do wątku. Dla ludzi normalnych różnica między religią a sztuką jest różnicą istotną. I pomiędzy biologią a sztuką – również. Tylko czasy stały się takie, że normalni ludzie i zwykli, rzetelni artyści, nie pretendujący do dużego "A" i konkurencji wobec Stwórcy, muszą się spotkać i powiedzieć sobie wyraźnie, że życie w swoim zasadniczym nurcie nie oszalało przecież, a sztuka ani nie umarła, ani nie ma kresu, dopóki aspiracje człowieka sięgają powyżej jego biologii. I tam jest miejsce sztuki – powyżej biologii i ucha artysty. A i jednocześnie poniżej Stwórcy.

    Niechaj więc nikt nie daje sobie wmawiać, że preparaty ze zwierząt lub człowieka są sztuką! Że filmy z rzeźni czy łaźni są sztuką!  /Już nie wdaję się tu w problem skandalicznych prowokacji religijnych! /  Mimo wstawienia tych /przerażających/ wytworów do galerii i obcmokania przez krytyków /???/ – są one tylko tym, czym są.

    Oczywiście, artysta to nie tylko przecież pokorny wyrobnik. Artysta jest w jakimś sensie królem – ma moc tworzenia, ten przywilej dany od Boga nielicznym, może – wybranym. Ale musi być królem mądrym, pamiętającym o tym, że jest śmiertelnikiem, nawet pomimo chwilowego upojenia, co, przyznajemy, niekiedy może artystom się przytrafić.

    Mierzenie się artysty ze Stwórcą, stawianie się ponad Stwórcę – rodzi albo śmieszność, albo zwyrodnienie. W długich dziejach sztuki zjawisko takie wystąpiło bodaj po raz pierwszy i nam, niestety, przychodzi go doznawać.

    Ludziom myślącym nie muszę przecież tu dodawać, że zwyrodnienie to może istnieć publicznie na taką skalę jedynie dlatego, że bezkarnie pakuje się w te bzdury pieniądze bezbronnego podatnika, które są mu odbierane pod przymusem, z rzekomym przeznaczeniem na rozwój /cha! cha!/ kultury polskiej.

0

KOSSOBOR

Niby z porzadnej rodziny, a do komedyantów przystala. Ci artysci...

232 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758