Sytuacja polityczna w Polsce wydawała się być ustabilizowaną, podział mediów na pro-PiSowskie (pro-rządowe przecież nie istnieją) jasny, czytelny i społecznie pożądany. Można powiedzieć, że żyliśmy w doskonale uporządkowanym, zorganizowanym, mlekiem i miodem płynącym kraju, gdzie nic już nie jest w stanie nas zaskoczyć. Tezę tę uprawdopodobniało, mimo: „przygniatającego” zwycięstwa „postsolidarnościowego” kandydata Platformy Obywatelskiej; zmian w KRRiT oraz zarządzie TVP pozostawienie pro-PiSowskich programów telewizyjnych w jesiennej ramówce. Radowały się serca Polaków, którzy nie zważając na późną porę zasiadali przed ekranami telewizorów, celem sprawdzenia, z jaką to spiskową teorią podzielą się autorzy programów „Misja specjalna” oraz „Bronisław Wildstein przedstawia”. Mimo szczerej niechęci do partii rządzącej, nawet moherkom zdarzało się wątpić we wcześniej głoszone tezy, że Platforma nie obroni się przed zakusami […]
Tezę tę uprawdopodobniało, mimo: „przygniatającego” zwycięstwa „postsolidarnościowego” kandydata Platformy Obywatelskiej; zmian w KRRiT oraz zarządzie TVP pozostawienie pro-PiSowskich programów telewizyjnych w jesiennej ramówce. Radowały się serca Polaków, którzy nie zważając na późną porę zasiadali przed ekranami telewizorów, celem sprawdzenia, z jaką to spiskową teorią podzielą się autorzy programów „Misja specjalna” oraz „Bronisław Wildstein przedstawia”. Mimo szczerej niechęci do partii rządzącej, nawet moherkom zdarzało się wątpić we wcześniej głoszone tezy, że Platforma nie obroni się przed zakusami objęcia rządem dusz nawet tych najbardziej wobec niej wrogo nastawionych. Przeżyliśmy, więc dysonans poznawczy i kulturowy, ogarnęły nas wątpliwości względem moherowej inteligencji, coraz bardziej nieufnie przyglądaliśmy się tezom stawianym przez oszołomskich publicystów.
Gdzieś tam na dnie duszy kołatały się wspomnienia pełnych oburzenia wypowiedzi prominentnych polityków Platformy o braku obiektywizmu TVP (patrz tytuł- cytat z wypowiedzi S. Niesiołowskiego), szerzeniu nienawiści i nazistowskich ideałów, o konieczności pluralizmu w środkach przekazu. Przecież nie może być tak, aby PiSowscy aparatczycy poprzez media zatruwali ludziom mózgi jakimiś niedorzecznymi teoriami o indolencji władzy, poważnych kłopotach finansowych Państwa, kompletnej ignorancji rządzących wobec bezrobocia, opieki zdrowotnej, katastrofalnej sytuacji małych przedsiębiorstw itd., itp. Teoretycznie (oczywiście tylko według moherów) ten pluralizm funkcjonował i niczym światełko w tunelu objawiał się w autorskich programach Tomasza Lisa i Jacka Żakowskiego, ale nie do końca…
Problemu nie stanowiły treści i charakter dyskusji, a godziny nadawania, niesprawiedliwie i tendencyjnie przydzielone. Te PiSowskie nadawano o przyjaznej dla społeczeństwa godzinie tj. po 23 –ej, natomiast pozostałe niestety w czasie antenowym często kolidującym z produkcjami filmowymi. Nic dziwnego, że słowa rozsądku, oparte o rzeczowe argumenty i obiektywne analizy nie potrafiły przebić się do świadomości telewidzów.
Słuszną, więc koncepcję mają decydenci, którzy pod pozorem wskaźników oglądalności (ciekawe czy wzięto pod uwagę oglądalność na stronie internetowej TVP (zobacz tutaj), You Tube oraz ilość udostępnianych linków na portalach społecznościowych, blogach itp.) postanowili uwolnić nas od dylematu spać czy oglądać, prawda to o czym mówią czy nie, kto za tym stoi i za ile.
Jaki piękny będzie teraz nasz świat, w którym każdy szanujący się publicysta będzie mówił jednym głosem, a za przykładem guru wolnego słowa różnić się będzie tylko doborem słów do udowodnienia odgórnie przyjętej tezy.
Skuteczne działania, jakie podjęto wobec wywrotowych dziennikarzy, pracujących dla państwowych mediów (lista jest stanowczo zbyt długa, aby ją tu przytaczać), a co za tym idzie ich odpolitycznienie zlikwidowały nasz kolejny problem – płacić ten abonament czy nie? Bo przecież nie tak dawno nasz ukochany Premier wstawił się za ludźmi płacącymi haracz pro-PiSowskim mediom. W ramach debaty o opłacie abonamentowej opowiedział się za uwolnieniem od jej ciężaru emerytów i rencistów. Jednak to nie współczucie wobec finansowych kłopotów tej grupy społecznej kazało mu wygłosić sprzeciw, a fakt, że „obywatele muszą płacić za polityczno-propagandowy biznes jakiejś partii”.
Jednak teraz możemy ze spokojnym sumieniem, zanosić w zębach naszą dobrowolną opłatę (absolutnie nie haracz), gdyż w ten sposób możemy zagwarantować rządzącej partii pozytywny PR. Czy ktoś ma jeszcze wątpliwości, że społeczeństwo nie ma wpływu na życie polityczne kraju? Czy nie rozpiera nas duma z reformatorskiej działalności decydentów, mająca na celu zniwelowanie, od lat występującego dysonansu poznawczego? Czyż nie będzie nam się lepiej i radośniej żyło, wiedząc, że media zadbają o całkowicie uzasadnione propagowanie, podtrzymywanie, zacieśnianie przyjaźni polsko-radzieckiej, a lokalnie po prostu ogólnonarodowej zgody?
Pełny komfort uzyskam dopiero wtedy, gdy wszyscy dziennikarze niechcący podporządkować się „prawomyśli” platformerskiej pójdą na zieloną trawkę. Pocieszające jest to, że już niedługo będę poddawana praniu mózgu także przez „Rzeczpospolitą”. Te wściekle atakujące nasz miłościwie nam panujący rząd felietony i komentarze, ta ich internetowa telewizja, gdzie bez żadnej kontroli wypowiadają się typowi przedstawiciele moherowej niższej klasy, te ich wstrętne sugestie jakoby Polska nie stała się „zieloną wyspą” dobrobytu. To przecież wyjątkowo żenująca postawa wydawcy, który czerpiąc fundusze na swoją działalność od Skarbu Państwa, który w tym sporze reprezentuje Przedsiębiorstwo Wydawnicze Rzeczpospolita (mniejszościowy udziałowiec spółki Presspublica wydające Rzeczpospolitą) śmie w tak nierzetelny i nie bójmy się powiedzieć ordynarny sposób krytykować swego dobroczyńcę.
Uważam, że należałoby iść za ciosem i skończyć z przebąkiwaniem o konieczności sprywatyzowania telewizji polskiej i od razu jeszcze w tym roku postawić tę jakże niepewną światopoglądowo instytucję w stan upadłości. Przejęcie majątku telewizji, przez któregokolwiek, zaprzyjaźnionego z mocno umocowanym działaczem Platformy Obywatelskiej, biznesmena, od razu rozwiąże kilka problemów, od lat niepokojących polityków.
Po pierwsze racji bytu nie będzie miała tzw. misja publiczna TVP – idiotyczny wprost warunek jej istnienia, komplikujący niejako potrzebę uprawiania prywaty partyjnej. Kolejnym argumentem przemawiającym za prywatyzacją (choć być może lepszym określeniem byłaby komercjalizacja) jest oddanie w prywatne ręce majątku TVP, który nie oszukujmy się na pewno jest nieefektywnie zarządzany.
Być może już niedługo ( oby jak najszybciej) będziemy mogli z pełną satysfakcją oglądać gospodarskie wizyty naszych przywódców w PGR-ach, państwowych zakładach produkcyjnych, połajanki wobec producentów papieru toaletowego, Panią Redaktor Monikę Olejnik zajmującą się odwiecznym problemem skupu makulatury i szklanych butelek, utyskiwania redaktorów na brak sznurka do snopowiązałek oraz interwencyjne reportaże z jednostek handlowych, i tych, które nie nadążają za popytem na dobra konsumpcyjne ( oczywiście poza octem). Co tydzień zaś po głównym wydaniu dziennika wieczornego, całymi rodzinami podziwiać będziemy zawsze gotowego do służby wybitnego i sprawdzonego w bojach rzecznika prasowego rządu, który kojącym aczkolwiek stanowczym głosem opowie nam o tym jak bardzo niesprawiedliwie oceniamy partię rządzącą.
Upss przepraszam, ale zanik komórek mózgowych, typowy dla mohera spowodował przeniesienie w czasie. Choć przyznam perspektywa to miła memu sercu.
Czasem mnie cos meczy, dusi, cos we mnie wrzeszczy... Czy to objawy naduzycia milosci, zgody, jedynie slusznych opinii, ekspertyz a takze bycia europejczykiem?