Tusk zmarnował wszystkie swoje szanse
03/02/2011
410 Wyświetlenia
0 Komentarze
11 minut czytania
Wywiązała się ciekawa wymiana zdań między Aleksandrem Ściosem a Rekontrą – na jej tle zaś ja sobie pozwolę na dorzucenie paru słów komentarza. Swego czasu zresztą, tj. po lekturze wystąpień D. Tuska w polskim parlamencie, kiedy toczyła się niesławna a głośna debata dot. Smoleńska, nosiłem się z zamiarem opublikowania nawet „listu otwartego do premiera Tuska”, by jako zwykły, szary obywatel wyrazić, co o tymże premierze sądzę, stwierdziłem jednak, że nie ma to najmniejszego sensu. Nie dlatego, że (co bardzo prawdopodobne) Tusk mógłby tego nie przeczytać, a nawet jakby przeczytał, to by nie zrozumiał, ale przede wszystkim dlatego, iż nie reprezentuje on w najmniejszym stopniu polskiego interesu narodowego. Kierowanie więc do tego polityka jakichś obywatelskich uwag zupełnie mija się z celem. […]
Wywiązała się ciekawa wymiana zdań między Aleksandrem Ściosem a Rekontrą – na jej tle zaś ja sobie pozwolę na dorzucenie paru słów komentarza. Swego czasu zresztą, tj. po lekturze wystąpień D. Tuska w polskim parlamencie, kiedy toczyła się niesławna a głośna debata dot. Smoleńska, nosiłem się z zamiarem opublikowania nawet „listu otwartego do premiera Tuska”, by jako zwykły, szary obywatel wyrazić, co o tymże premierze sądzę, stwierdziłem jednak, że nie ma to najmniejszego sensu. Nie dlatego, że (co bardzo prawdopodobne) Tusk mógłby tego nie przeczytać, a nawet jakby przeczytał, to by nie zrozumiał, ale przede wszystkim dlatego, iż nie reprezentuje on w najmniejszym stopniu polskiego interesu narodowego. Kierowanie więc do tego polityka jakichś obywatelskich uwag zupełnie mija się z celem. Równie dobrze mógłbym napisać list otwarty do S. Ławrowa i oczekiwać reakcji.
Sądzę jednak, że warto te refleksje, które towarzyszyły mojemu pomysłowi z „listem do premiera” przenieść do obszaru dyskusji między Ściosem a Rekontrą, mogą one bowiem stanowić pewne jej uzupełnienie. Ten ostatni był łaskaw stwierdzić, iż Tusk stanowi jedynie pionka w moskiewskiej grze, w związku z tym nie można go traktować jako uczestnika tejże gry (tak jak to przedstawia Ścios). Oczywiście, jeśli tak próbujemy spojrzeć na sprawy, to wiele zależy od tego, jak pojmiemy „bycie pionkiem”, a jak „uczestnictwo” w jakiejś politycznej grze. Przy założeniu, że ktoś kto jest pionkiem – jest zarazem po prostu popychany przez innych do pewnych działań (inni wykonują wszelkie ruchy za niego) – to w takiej sytuacji o jakimś uczestniczeniu w grze nie może być za bardzo mowy. Inni pogrywają danym politykiem, który jak słup w lewych interesach, tylko kwituje cudze papiery. Nie sądzę, by tego rodzaju opis pasował do Tuska, nawet jeśli wiele z decyzji przez niego podjętych było wynikiem „dobrych rad” kręcącej się od lat wokół PO agentury, tudzież „braci Moskali”.
To mimo wszystko w gestii polskiego premiera (po zlikwidowaniu stanowiska koordynatora służb specjalnych) leżało decydowanie o podstawowych zagadnieniach związanych z pracą tychże służb oraz o zwróceniu się 10 Kwietnia o pomoc NATO, zachodnich ekspertów zajmujących się katastrofami lotniczymi czy choćby amerykańskiego NTSB. To do tego premiera należało „opanowanie sytuacji”, która była nadzwyczajna, bezprecedensowa – zarówno na zewnątrz kraju (tragedia smoleńska), jak i wewnątrz (szok polskiego społeczeństwa).
Co powinien był zrobić Tusk, gdyby był porządnym polskim premierem, a nie politykiem marnego, żałosnego formatu? Po pierwsze, natychmiast po uzyskaniu informacji o tragedii zwołałby konferencję prasową i skierował do Polaków przesłanie, które pozwoliłoby obywatelom czuć się pewnymi, że tenże premier bierze na siebie ciężar odpowiedzialności za dalszy bieg zdarzeń i za wyjaśnienie tego, co się stało. Po drugie, skierowałby oficjalnie (właśnie przed kamerami, by słyszał cały świat i by odtwarzały to potem inne telewizje) komunikat do Rosji, że w takiej sytuacji domagamy się wyjaśnień ze strony rosyjskiej, jak mogło dojść do śmierci uczestników całej polskiej delegacji prezydenckiej (czy np. nie spowodował jej atak terrorystyczny) i w związku z tym domagamy się jedynie otoczenia miejsca zdarzenia, nieruszania niczego i umożliwienia zabezpieczenia wraku oraz ciał ofiar przez polskie siły. Jednocześnie, po trzecie, premier taki zwróciłby się o bezzwłoczną pomoc zachodnich instytucji wyspecjalizowanych w badaniu katastrof lotniczych, uzasadniając to brakiem zaplecza eksperckiego i technologicznego pozwalającego samodzielnie Polsce zająć się tą sprawą. Po czwarte, taki premier ogłosiłby natychmiastowe powołanie zespołu kryzysowego, który weźmie udział w badaniach na miejscu w Smoleńsku, zaś od strony rosyjskiej Polska domaga się tylko nieprzeszkadzania w badaniach. Po piąte, wyraziłby taki premier głębokie ubolewanie z powodu kampanii nienawiści, jaka prowadzona była w stosunku do Prezydenta i prosiłby wszystkich Polaków o autentyczne zjednoczenie się w obliczu tej tragedii.
Po szóste zaś, próbowałby pojednać się z premierem J. Kaczyńskim… a nie z premierem W. Putinem przecież. Ten ostatni gest (wykonany przecież 10 Kwietnia), w sytuacji, w której nie mogło być wcale wyjaśnione, jak naprawdę doszło do tragedii, wykonany przez Tuska na Siewiernym (a ustawiany do kamer i aparatów fotograficznych), to jedna z wyjątkowo koszmarnych scen współczesnej historii Polski. Gest nie tylko irracjonalny i niezrozumiały (chyba że faktycznie Tusk uważa Putina za swego sojusznika), lecz przede wszystkim zupełnie przedwczesny. Polski premier powinien był wtedy wstrzymać się od takich gestów, i od jakichkolwiek komentarzy na temat tego, co się stało – oczekując szczegółowych raportów od międzynarodowej grupy ekspertów, którzy się zajmą badaniem. Nie powinno było więc być mowy, do czasu uzyskania tychże eksperckich wyjaśnień, o żadnym lotniczym wypadku, ale też nie powinno być objęte cenzurą słowo „zamach”.
Tusk jednak stanął (i wtedy i potem) po stronie Rosji. Nie tylko symbolicznie, lecz i proceduralnie oraz politycznie. Ważniejsze okazało się pojednanie z Putinem niż z Kaczyńskim!, a przecież miał niezwykłą szansę, by zakończyć wojnę, którą sam wraz ze swoimi kolegami dawno temu wszczął. Stając po stronie Putina na Siewiernym (oczywiście była w tym konsekwencja w stosunku do wcześniejszych działań – takich jak choćby „alternatywne” obchody katyńskiej rocznicy), Tusk wcale nie zadziałał jak pionek, lecz wprost jak ktoś, kto włącza się do bardzo niebezpiecznej gry (bez względu na to, czy ma świadomość, jak bardzo jest ta gra niebezpieczna) – tak czy tak więc dokonał pewnego (i życiowego, i politycznego) wyboru.
Może się straszliwie bał? Może nie uczynił tego z wyrachowania? Może to nie był cyniczny ruch polityka, który z nienawiści do opozycji jest w stanie nawet kooperować z wrogim Polsce państwem? No ale jeśli się bał, to powinien był 10 Kwietnia to otwarcie Polakom powiedzieć i podać cały swój gabinet do dymisji. Tak jednak nie zrobił. Mało tego, wraz z ludźmi gajowego zajął się pospiesznie „porządkowaniem sceny politycznej” w kwestii zapełnienia „wakatów” po zabitych w Smoleńsku. Skoro tak, to chyba ten strach Tuska miał swoje granice. O ile więc może neokomunistycznej Rosji się premier bał, to już Polski i polskiego społeczeństwa niekoniecznie.
Tusk stracił wszystkie swoje szanse i przejdzie do historii jako polityk, który w chwili największej próby, jakiej po wojnie została poddana Polska, tej próbie zupełnie nie sprostał. Najgorsza wiadomość dla niego i dla gabinetów ciemniaków (jego i gajowego), jest taka, że tego wszystkiego nie da się już ani zahukać, ani propagandowo zakryć, ani „wziąć na przeczekanie”, ani zbyć prostackimi żartami Grasia czy jemu podobnych. To wszystko, co wiąże się ze Smoleńskiem było, jest i będzie bardzo długo wyznaczać dalsze koleje losu Polski. Będzie ono też stanowić pryzmat, przez który będziemy patrzeć na postawy polityków – czy są po stronie Polski, czy Rosji. Może ciemniacy sądzą, że tak jak monopartia PZPR i jej gensekowie, nie zostaną pociągnięci do odpowiedzialności za to, co się stało i za swoją promoskiewską postawę. Może sądzą, że jak PZPR, będą rządzić przez kilkadziesiąt lat, a potem już tylko „historia będzie ich osądzać”? Może tak sądzą, ale mylą się w tym osądzie tak jak i we wszystkim, co zdziałali przez ostatnie lata w naszym kraju. Już niedługo przyjdzie im płacić wszystkie rachunki.