Zapewnienie sprzed szczytu, że Polska jeszcze nigdy nie była tak dobrze przygotowana do negocjacji i nigdy tak silna swoimi sojuszami, okazało się niestety kompletnie bez pokrycia.
1. Na ostatniej konferencji prasowej premiera Tuska przed wylotem na czwartkowo – piątkowy szczyt w Brukseli na lotnisku w Warszawie, usłyszeliśmy między innymi, „że Polska nigdy nie była tak przygotowana i tak silna przed negocjacjami w Brukseli”.
Ale już w piątek na konferencji prasowej po szczycie zakończonym niczym, premier Tusk nie wracał jakoś do tego świetnego przygotowania, bo niestety osiągnięcia naszej delegacji są poważną porażką.
Jak się okazało Tusk, miał strategię negocjacyjną budżetu UE na lata 2014-2020, polegającą na trzymaniu się Niemiec i srogo się zawiódł, bo właśnie Angela Merkel, chciała drugiej po Brytyjczykach, redukcji wydatków na kwotę 150 mld euro.
Co więcej ta redukcja miała dotyczyć głównie dwóch wielkich polityk unijnych polityki spójności i Wspólnej Polityki Rolnej, których to Polska jest największym beneficjentem, spośród krajów nowo przyjętych do UE.
Ponadto deklaracja Camerona (odsądzanego w Polsce przez ekipę Tuska i współpracujące z nimi media, od czci i wiary), że cięcia w polityce spójności, powinny dotyczyć tylko krajów o najwyższym poziomie rozwoju (czyli większości krajów starej unii), którą potwierdził premier Tusk na konferencji, spowodowały zamęt w przekazie dla opinii publicznej w naszym kraju.
Przecież wiele dni przed szczytem rządzący i współpracujące z nimi media, kładły ludziom do głów, że dobra dla Polski to jest Kanclerz Angela Merkel, a zdecydowanie zły premier W. Brytanii David Cameron.
2.A tu na szczycie w Brukseli nagle stało się na odwrót. Co więcej przecież prawie rok temu był słynny „hołd berliński” ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego zachęcający Niemcy do przejęcia zdecydowanego przywództwa tego kraju w Europie z jednoczesną sugestią rezygnacji z suwerenności państw członkowskich UE.
Ba były i inne gesty, premier Tusk nie chciał denerwować Angeli Merkel na przykład żądaniem zakopania rur Gazociągu Północnego pod dnem morza aby umożliwić pełne wykorzystanie portów w Szczecinie i Świnoujściu, zadowolił się zapewnieniem kanclerz Niemiec, że jak będzie taka potrzeba to rury zakopie się w przyszłości, choć każdy kto ma trochę „oleju w głowie” doskonale wie, że nikt już nie zdoła zakopać rur przez które dzień i noc jest tłoczony gaz.
I za to wszystko taka niewdzięczność kanclerz Merkel, zostawienie swojego przyjaciela Tuska, który swój los włożył w jej ręce, zwyczajnie na lodzie w środku negocjacji.
3. Naprawę polscy negocjatorzy poświecili dużo na „ołtarzu” kompromisu. Na 60 mld euro oszczędności, które zaordynował w budżecie UE przewodniczący Rady Van Rompuy, Polska już oddała z funduszu spójności kwotę 7.6 mld euro (zamiast 80 mld euro, które znalazły się propozycji KE, teraz proponuje się nam 72,4 mld euro) i zapewne kilka miliardów euro z II filara WPR, o czym się niestety nie mówi (KE w ramach II filara przewidziała dla naszego kraju kwotę 14 mld euro).
Tak więc do puli oszczędności, Polska wniosła już ponad 10 mld euro (a więc 1/6 ze wszystkich 27 członków), a jeżeli dodamy do tego niepełną kwalifikowalność VAT-u, niejasność czy minimalny wkład własny beneficjentów będzie wynosił jak do tej pory 15% czy też aż 25%, tzw. warunkowość przekazywanych corocznie krajowi członkowskiemu środków, brak wyrównania do średniej unijnej dopłat bezpośrednich, czy konieczność wydawania 1/5 przyznanych środków na realizację pakietu energetyczno – klimatycznego, to wyraźnie widać, że dotychczasowe negocjacje można nazwać tylko jednym słowem – porażka.
4. Zapewnienie sprzed szczytu, że Polska jeszcze nigdy nie była tak dobrze przygotowana do negocjacji i nigdy tak silna swoimi sojuszami, okazało się niestety kompletnie bez pokrycia.
Widać więc, że ten wszechobecny PR, nie tylko zatruwa nasze życie publiczne ale także godzi w nasze żywotne interesy, powodując sytuacje, w których 40 milionowy dumny kraj, idzie od porażki do porażki w unijnych relacjach.