trzy dane przez Boga a zmarnowane (zdradzone?) szanse Polski
19/08/2011
292 Wyświetlenia
0 Komentarze
5 minut czytania
w jej najnowszej historii.
Wpierw: restytucja państwa polskiego po I-wszej wojnie światowej. Cud, w który nikt nie mógł uwierzyć. Właściwie – bez przelewu krwi, a za to po straszliwej hekatombie narodowej 150-ciu lat niewoli. I co robi Piłsudski? Namaszcona przez Boga głowa zmartwychwstałej krainy? Czy bierze Prymasa i paru najważniejszych w Państwie, i wędrują natychmiast do Częstochowy? Nic z tego. Czy padają na klęczki choćby na miejscu, w Warszawie, choćby w swoim kościele parafialnym, żeby leżąc krzyżem w Adoracji, dziękować Bogu i Naszej Orędowniczce za wskrzeszenie? Nic z tego. Pycha, pycha. My sobie poradzimy. I jest – zabójstwo Narutowicza, zamach majowy, a od lat 1930tych to już się rozpoczyna wlewać gangrena bolszewicka – na Kresach bratobójcze walki, wreszcie – wielki pożar .
Dwa – rok 1944 i Siekierki. Objawienie, przez które Matka Boża do ostatniej chwili chciała odwrócić los miasta a z nim – losy swego ziemskiego Królestwa. Gdyby przeżyło pokolenie warszawskich dzieci, jakże inna Polska wkraczałaby w 1945 rok! Ilu więcej do zamordowania mieliby Różański, Światło, Berman. I – nie podołaliby. O ilu więcej światłych, wspaniałych patriootów z najlepszego pokolenia, budowałoby nasze powojnie.
Trzy – 2005 rok. Premierem jest Jarosław K., prezydentem jego brat Lech. Czy ci nieduzi stratedzy o wielkim ego biorą się zgodnie za ręce, jak niegdyś w filmie "O dwóch takich…" i ramię w ramię wędrują do częstochowskiej Giraldy, górującej nad Polską? Czy wznoszą tam wzrok do Obrazu, czy dziękują Orędowniczce i Hetmance za to swe wywyższenie? Czy proszą Matkę, jak dwoje głupich dzieciaków, którymi wszyscy jesteśmy, o Jej kierownictwo, aby wielkiej władzy tak niespodziewanie uzyskanej z Jej rąk – nie utracić? I ocalić Jej ziemskie Królestwo przed coraz wyrażniejszym dla każdego średnio przenikliwego oka,atakiem diabelsko-masońskim na naszą katolicką oazę (kurcząca się coraz bardziej) w zdychającej na bezdech senny Europie?Nic z tego. My sami. Co nam tam jakieś religianckie histerie. Poradzimy sobie, co nie, brachu? I klep klep, po pleckach.
No i zaczęło się: tragikomedia diabelska, z Lepperami, Giertychami w rolach głównych, ze spoconym chłopstwem bezrolnym w korytarzach sejmowych, konszachtami jakiejś kucharki z jakimś zwrotnicowym aby podrzucić brudne podpaski jakiemuś wozakowi do jego wystygłej zupy pomidorowej.
A na deser – katastrofa 10.IV. Straszne memento.
Czy wreszcie po tym – Jarosław rzucił się na kolana przed częstochowskim Obrazem? Czy podziękował za cudowne swe ocalenie i wyraźnie powierzenie mu w ten sposób przez Niebiosa jakiejś wielkiej misji? Nic z tego. On wie lepiej, on sobie bierze Kluzikową i dwumetrasa z kaczym mózgiem na doradców swej kampanii. Zatyka im kretyńskie kapelusze kowbojskie na łby a sam pozwala się usadowić w bujanym fotelu i zgrywać zdziecinniałego wujaszka, któremu można nasrać do herbaty a on to z wybaczającym uśmieszkiem wypije.
Czy zatem – Czwarta szansa jest właśnie na naszych oczach przegrywana? Czy jeszce w tych ostatnich miesiącach uda się go nakłonić, aby uciszył zwoje swej adwokackiej bańki i zamiast wsłuchiwać się z lubością w jazgot swych kuluarowych "strategów "-wreszcie choć przez chwilę posłuchał w ciszy – głosu Boga?