Życie jest wielkim rezerwuarem tematów dla baśni, podań, klechd i mitów. Jednak życie wydaje się być złośliwą parodią tychże baśni i wszystkiego tego, co w sobie zawierają. Spójrzmy chociażby, z pozycji naszego podwórka, na jakże optymistyczną i niosącą nadzieję historię trzech królów, mędrców ze wschodu, bądź też magów, którzy przybyli do Betlejem, Nazaretu może. Przybyli, złożyli dary, oddali pokłon, uznali, i taka interpretacja nie jest na wyrost, nowy rodzaj władztwa. Władztwo ducha, który miał boskie pochodzenie i był nadzieją ciemiężonych i pozbawionych nadziei.
W rzeczywistości… naszej, ale nie tylko i owszem przybyło trzech królów. Nie jednocześnie, przybywali w kolejnych dekadach, każdy z nich przynosił dary, nieważne czy chcieliśmy je wziąć, czy nie. Były to dary bezalternatywne, wręczane z całym tzw. „dobrodziejstwem” inwentarza. Złoto dla uległych, kadzidło dla głupców i mirra dla chorych na inne poglądy. A ponieważ używali magii, wspartej całkiem już świeckim batem bez trudu czarowali rzeczywistość zgodnie z założeniami swojej „religii”. Co więcej królowie owi, przybywali… i zostawali na spory kawałek czasu. Nie oddawali hołdu, nie składali pokłonów a wprost przeciwnie, wymagali ich od wszystkich, w tym nowonarodzonych, w krainach, które nawiedzali. Wziąwszy to, i całą resztę dobrodziejstw, które nam wyświadczyli, pod uwagę biblijny Herod wydaje się być całkiem spoko gościem. Może nawet wychylilibyśmy kielich falernu z prokuratorem Judei Piłatem, bo wydał nam się zdecydowanie bardziej ludzki, od wspomnianych trzech mędrców ze wschodu. Przynajmniej w wersji z „Mistrza i Małgorzaty” Bułhakowa.
Z pozdrowieniami red. nacz. Liber
rysownik, satyryk. Z wykształcenia socjolog. Ciągle zachowuje nadzieję