Przyglądamy się państwu zadaniowanych przez Rosję i Niemcy polityków i politruków. Dziś odsłona druga – fenomen języka totalitarnej Nazi Polszy F. A. von Hayek opisał filozofię konstruktywizmu dla której wszystko można kształtować wedle uznania, rzeźbić de novo, od zera – historię, społeczeństwo, człowieka; burzyć wszystko do zera, by budować od nowa wedle kolejnego, genialnego projektu. Rok Zero – tak zaczęła się realizacja projektu autorskiego Czerwonych Khmerów w Kambodży w roku 1975[1]; w rzeczy samej ich projekt miał pod wieloma względami stać się unikalny; nie tylko dlatego, że nie przeżył go co trzeci uczestnik. To właśnie „projekt” – rewolucji francuskiej, bolszewicki, hitlerowski, a dziś unijny – jest istotą każdego totalitaryzmu. Język to jego ważne narzędzie. Język ewoluuje. Określenia stopniowo […]
Przyglądamy się państwu zadaniowanych przez Rosję i Niemcy polityków i politruków. Dziś odsłona druga – fenomen języka totalitarnej Nazi Polszy
F. A. von Hayek opisał filozofię konstruktywizmu dla której wszystko można kształtować wedle uznania, rzeźbić de novo, od zera – historię, społeczeństwo, człowieka; burzyć wszystko do zera, by budować od nowa wedle kolejnego, genialnego projektu. Rok Zero – tak zaczęła się realizacja projektu autorskiego Czerwonych Khmerów w Kambodży w roku 1975[1]; w rzeczy samej ich projekt miał pod wieloma względami stać się unikalny; nie tylko dlatego, że nie przeżył go co trzeci uczestnik. To właśnie „projekt” – rewolucji francuskiej, bolszewicki, hitlerowski, a dziś unijny – jest istotą każdego totalitaryzmu. Język to jego ważne narzędzie.
Język ewoluuje. Określenia stopniowo i subtelnie zanikają w ślad za swymi desygnatami, czyli rzeczami których dotyczą; inne stają się niemodne, staroświeckie, a w końcu zastępują je nowe. Nic diabolicznego ani niezwykłego. Procesu rozwoju języka nie sposób zaplanować ani kontrolować. Można jednak nań wpływać. Na ewolucji języka i zmianach znaczeń słów żerują logofagi – „pożeracze słów”.
Logofagia w wersji „soft” to tylko niewinna technika prowadzenia sporów; jedna z wielu, choć ważna. Społeczeństwa i państwa które określę jako „normalne” nie są bez winy, gdyż i one zastępowały pojęcia eufemizmami; i tak, w Polsce Niepodległej nie było „ministerstwa wojny”, a „spraw wojskowych”. Dziś – „ministerstwo obrony”. Względy prawdy i przyzwoitości zanikają jednak i tylko patrzeć, jak zastąpi je „ministerstwo pokoju i miłości” – jak i nie ma już „wojen”, a tylko „operacje pokojowe”. W wersjach „twardych” – wojennych – logofagia to technika propagandy totalitarnej. Agresywne niszczenie pojęć to zjawisko konieczne totalitarnych ruchów rewolucyjnych. W czasie rewolucji francuskiej zmieniono nawet nazwy miesięcy.
W najprostszej i najbardziej agresywnej formie logofagia sprowadza się do odwrócenia znaczeń. I tak, „bohater” staje się „zaplutym karłem reakcji” i vice versa. Jednak lekkomyślnie jest sądzić, że obrona jest prosta – że wystarczy odwrócić znaczenia. Logofagia uporczywa pozwala bowiem „znikać” słowa – wypłukiwać z nich znaczenia – a tym samym wyzuć przeciwnika z pojęć, z myśli, a w konsekwencji obezwładnić całkowicie. Swej sytuacji ofiara po prostu nie zdoła opisać, ani sobie jej uświadomić. Z naszego przykładu broni się jeszcze „bohater”, ale z języka polskiego zniknął „zapluty karzeł reakcji” (to poszerzenie dosadnego określenia, jakie ukuł marszałek Piłsudski[2]) a już zupełnie jego składnik – „reakcja”. A wszak wszystkie te pojęcia mają swe jak najbardziej współczesne desygnaty w świecie realnym. „Reakcja” to bodaj tyle, co opór wobec „rewolucji” (kolejne „zniknięte” słowo) czyli przeciw rozległej, niekoniecznie siłowej zmianie stosunków w danym kraju. Bez trudu wskażemy, kto dziś reprezentuje „reakcję”; ale gdzie reprezentanci „rewolucji”? I czemu wstydzą się tego określenia? Ustawę o pozasądowym trybie odbierania dzieci polskim podludziom z roku 2010 określono jako „ustawę o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie”… Po zniknięciu pojęć trudniej rozeznać się w tym, co nas otacza.
O zamiarach logofagów świadczą słowa, których chcą pozbawić swe ofiary. Należy do nich „faszyzm”. Na niepodobieństwo zakrawa pozbawienie tego pojęcia akurat Polaków. Jednak czasu logofagów nie kierzy się miarą ludzką i mają go pod dostatkiem. Nic więc dziwnego, że doprowadzenie do absurdu – a w dalszej perspektywie: zniknięcie – słowa „faszyzm” to część realizowanej od kilku dziesięcioleci polityki historycznej Niemiec. Ale nie tylko.
„Faszystami” agenci wpływu określili już bodaj wszystkich – ma się rozumieć, prócz samych siebie. Co robi człowiek, gdy chce ukryć liść? Niesie go do lasu – mówi przysłowie; a gdy lasu nie znajdzie, zasadzi las. W słowniku zaplanowanej na dziesięciolecia a dziś bombardującej Polskę propagandy „faszyzm” to łatka zjawisk, okoliczności i osób, które za sobie przeciwne – niekoniecznie sensownie – uznają siłowiki (resorty siłowe) marionetkowego rządu, pałkarze Palikota i forowana przez siłowików „Krytyka Polityczna”, w podbitej Polsce organizująca ekscesy bojówkarzy niemieckich. Tymczasem to właśnie te środowiska są hitlerowskie pod względem genezy, bazy społecznej, odwoływania się do najniższych instynktów, retoryki i taktyki politycznej opartej na przemocy – do której nawołują publicznie mimo zakazów. Zmasowane stosowanie określenia „faszyzm” i to akurat przez „polskich” hitlerowców tylko pozornie jest więc absurdalne; z punktu widzenia ich interesów, im mniej jest ono trafne, tym lepiej.
Pozorny absurd zastosowania już doprowadził do sytuacji, w której nie tylko nie rozpoznamy prawdziwych, jak najbardziej współczesnych faszystów – ale i słowem tym, jako pustym, nicnieznaczącym, przestaniemy się posługiwać.
Totalitarne „projekty” płyną z buty, zuchwałej pychy, manii wielkości, są dowodem obłąkania ich autorów. Odwrotnie my, ludzie nie genialni a omylni, czyli „podludzie”: za zasadę winniśmy obrać pokorę. Cierpliwe i metodyczne starania, by „właściwe dać rzeczy słowo”[3] to nasza najskuteczniejsza obrona w sferze języka – a więc: myśli, pojęć, widoków na współdziałanie i skuteczność w obronie – przed konstruktywistami, zalewem totalitaryzmu, kolejnymi „projektami”. Obrona likwidowanych pojęć i restytucja już zlikwidowanych. Stąd nazwa niniejszego cyklu.
Mariusz Cysewski
Artykuł pierwotnie opublikowany w nowym tygodniku Polska Niepodległa (nr 2 z 16-22 września 2013 r.)
W każdy piątek Polska Niepodległa w Twoim kiosku!
Zobacz też:
III Rzesza Pospolita. Odsłona I: rasa panów (Herrenvolk)
Kontakt: tel. 511 060 559
https://sites.google.com/site/wolnyczyn
http://www.youtube.com/user/WolnyCzyn
http://mariuszcysewski.blogspot.com
PRZYPISY:
[1] Por. Józef Beck o założeniach polityki polskiej wobec Hitlera: „Wszyscy reformatorzy świata mają skłonność zaczynania historii swego narodu od nowa – od roku „Rzymskie I” – i wobec tego można z nimi prowadzić nową dyskusję na stare tematy” (J. Beck, „Ostatni raport”). Rozmowy z Goebbelsem Beck opisuje tak: „Dr Goebbels od razu oświadczył, że nowy szef polityczny Niemiec pragnie przede wszystkim wyjaśnić na nowo stosunek Rzeszy do wszystkich partnerów”… (op.cit.)
[2] J. Piłsudski określił mianem „zapluty karzeł” swych przeciwników w przemówieniu 3 lipca 1923 r. w hotelu Bristol w Warszawie.
[3] Cyprian Kamil Norwid, Vademecum. C. K. Norwid to taki poeta polski, dodam w ramach pomocy ofiarom „projektów” K. Szumilas z Ministerstwa Analfabetyzacji Narodowej.
W matriksie ""3 RP""... https://sites.google.com/site/wolnyczyn/
Jeden komentarz