Te dwie godziny – tuż po północy – z redaktorem Wojciechem Reszczyńskim i jego gośćmi, dawkowane oszczędnie raz na dwa tygodnie mają już swoich wiernych słuchaczy. Dlatego poczułem się zaskoczony i zaszczycony zaproszeniem do jego autorskiego programu „Trójka na poważnie”. Tym bardziej, że Prowadzący docenił wkład mojej ostatniej płyty „Katyń 1940 – ostatni list” w edukację historyczną młodzieży. Niestety – na dwa dni przed zaplanowanym wywiadem dopadł mnie jakiś wredny wirus; nie pomagał pochłaniany kilogramami czosnek, herbara z miodem i cytryną, ani znaleziona cudem, przeterminowana aspiryna. Z nosa ciekło mi jak z zepsutego syfona, a przez dwie nieprzespane noce zużyłem kilka rolek papieru toaletowego. Kiedy więc, po pokonaniu w stanie agonalnym 400 km z Gdyni do Warszawy zaparkowałem wreszcie (na […]
Te dwie godziny – tuż po północy – z redaktorem Wojciechem Reszczyńskim i jego gośćmi, dawkowane oszczędnie raz na dwa tygodnie mają już swoich wiernych słuchaczy. Dlatego poczułem się zaskoczony i zaszczycony zaproszeniem do jego autorskiego programu „Trójka na poważnie”. Tym bardziej, że Prowadzący docenił wkład mojej ostatniej płyty „Katyń 1940 – ostatni list” w edukację historyczną młodzieży.
Niestety – na dwa dni przed zaplanowanym wywiadem dopadł mnie jakiś wredny wirus; nie pomagał pochłaniany kilogramami czosnek, herbara z miodem i cytryną, ani znaleziona cudem, przeterminowana aspiryna. Z nosa ciekło mi jak z zepsutego syfona, a przez dwie nieprzespane noce zużyłem kilka rolek papieru toaletowego.
Kiedy więc, po pokonaniu w stanie agonalnym 400 km z Gdyni do Warszawy zaparkowałem wreszcie (na kilka minut przed godziną duchów) na słynnej Myśliwieckiej 3/5/7 – bolało mnie już prawie wszystko, nawet oczy…Zacząłem już zastanawiać się nad celowością publicznego umierania podczas bezpośredniej transmisji radiowej, gdy na recepcji powitał mnie osobnik jeszcze bardziej zakatarzony i załzawiony, cały w aurze temperatury gdzieś pomiędzy 38 a 39 stopni Celsjusza. Z trudem rozpoznałem w nim tryskającego zwykle humorem legendarnego pioniera Teleekspresu…
Redaktor Reszczyński liczył na to, że moja elokwencja i ballady pozwolą mu przeżyć dwie najbliższe godziny; ja żywiłem w stosunku do niego podobne nadzieje… Na szczęście nie mieliśmy zbytnio czasu użalać się nad sobą; pokrzepiając się cytrynową, gorącą herbatką z miodem rozpoczęliśmy – niczym Spartanie pod Termopilami – naszą nierówną walkę o przetrwanie.
I wtedy stał się kolejny cud nad Wisłą.
Już po pierwszej balladzie „Honor i Gniew”, dedykowanej Marszałkowi Piłsudskiemu zapomnieliśmy obaj o chorobach, katarze, o dysfunkcji głosowej. Kolejne nocne Polaków rozmowy o sprawach ważnych i najważniejszych dla nas i dla kraju dostarczyły nam niesamowitego poweru. Ożyły nagle zapominane wstydliwie słowa i pojęcia: Wolność, Tradycja, Poświęcenie, Honor, Bóg, Ojczyzna...
Te dwie godziny przemknęły jak mała chwilka, która może nie odmieniła losów świata, ale pozwoliła nam wysłać w eter oczywisty dla rodaków przekaz: patrzmy w przyszłość, nie zapominając o przeszłości… Wszystko już było, świat jest powtarzalny. Znajomość Historii pozwoli uniknąć dawnych błędów. Jeśli ktoś tego nie rozumie…
No, cóż…
Chowanie głowy w piasek nie jest najlepszym sposobem na zabezpieczenie sobie tyłów… I nieważne jest zupełnie, czy gramy w rasowego „salonowca”, czy też klasycznego „dupniaka”…
Lech Makowiecki
P.S. W związku z licznymi telefonami, e-mailami, komentarzami i zapytaniami na Twitterze i Facebooku podaję link do w/w wywiadu; niestety – ballady są podcięte; trzeba sobie kupić płytę…
http://www.polskieradio.pl/9/526/Artykul/317474,Patriotyczne-ballady-Lecha-Makowieckiego
Inzynier z wyksztalcenia, songwriter i grajek z wyboru. Niepoprawny romantyk, milosnik Historii - oceanu wiedzy o tym, co nas moze spotkac. Fan Mickiewicza i Pilsudskiego - ostatnich Wielkich Polaków majacych mega-wizje bez udzialu dopalaczy...