Sprawa Moniki Nowosad
Niedawno przyjechałam do Niemiec, dokładnie do Neuwied. Mieszkam tu u Moniki. Kiedy przyjechałam trafiłam do domu pełnego radości i krzątaniny przy trójce dzieci. To Monika po wielu dramatycznych przejściach i rozstaniu z partnerem, obywatelem Niemiec, starała się ze wszystkich sił stworzyć szczęśliwy dom dla siebie i dzieci. Udawało jej się to, wyglądało ze wszystko już będzie dobrze. Aż do poniedziałku 30-go września, kiedy to odwiedziły nas dwie pracownice Jugendamtu w asyście dwóch policjantów. Zażądano od Moniki oddania jej najmłodszej córki Leny, malutka ma 19 miesięcy. Panie zagroziły, ze jeśli nie odda dziecka dobrowolnie zostanie jej ono odebrane siłą. Obydwie byłyśmy przerażone, w ogromnym szoku! Dwójka starszych dzieci Ola i Kuba zostali zabrani bezpośrednio ze szkoły. Monika nawet nie mogła ich zobaczyć! Na stokroć powtarzane przez nas pytanie „dlaczego?”,nie potrafiono udzielić odpowiedzi, a raczej nikt nie chciał jej udzielać. Wyszli,zabrali dzieci i nic nie wyjaśnili. Monika była, nadal jest, załamana, podobnie jak ja. Ale musimy brać się w garść i działać. Tak też robimy od samego początku. Najpierw wizyta na policji, Monika zostaje wezwana przez policje kryminalną w związku ze zgłoszeniem, ze zażywa narkotyki. Owe zgłoszenie wystosował jej były partner. Po przesłuchaniu Monika bez wahania zgodziła się na test narkotykowy. Wykonane badanie pokazywało zawartość tych substancji w organizmie do pól roku wstecz. Monika nie bierze,nic nigdy nie miała z tym wspólnego! Oczywiście wynik wyszedł negatywny. Ten zarzut został wyjaśniony . Były Moniki okłamał policje! Potem wizyta w Jugendamcie, gdzie nadal niczego nie powiedziano konkretnie, poza tym ze podstawa do zabrania dzieci były zgłoszenia odnośnie rzekomego katowania dzieci przez matkę i spożywania przez nią narkotyków. Ale narkotyków już wiemy,ze nie spożywała. A katowanie dzieci?! To absurd! Ponadto zgłoszenia o tym to zwykle telefony od ludzi których nie sprawdzono. Wiec każdy normalny człowiek uznał by,ze nie jest to na tyle wiarygodne,aby odbierać dzieci. Można uznać, ze podstawa do odebrania dzieci rodzicom będzie telefon od anonimowego przechodnia, który coś gdzieś widział i czuje się tym zaniepokojony wiec postanawia to zgłosić. Jednak podchodząc do takich zgłoszeń racjonalnie powinno się je dokładnie sprawdzać. Jeśli nie było to oficjalne doniesienie na policje czy tez bezpośrednio do Jugendamt, należało by wysłać funkcjonariusza do miejsca w którym poprzednio zauważono coś niepokojącego, aby to sprawdził. I dopiero w przypadku potwierdzenia podejrzeń zacząć działać. W naszym przypadku nikt niczego nie sprawdzał, dzieci zostały odebrane z miejsca. Mija kolejny dzień kiedy jesteśmy zbywane brakiem możliwości zdobycia informacji. Monikę wspierają również pracownice Familienhilfe,które współpracują z Jugendamtem i regularnie odwiedziły rodzinę kontrolując sytuacje. Ich opinia była bardzo pozytywna. Jednak okazuje się,ze nawet one nie maja dostępu do żadnych informacji. Tworzy się hermetyczna przestrzeń dzieląca Monikę i dzieci, która nie pozwala nam niczego się dowiedzieć i działać. Dopiero w środę wizyta na policji,z naszej inicjatywy u Pana Mathiasa Müllera , po nieudanej probie wyciągnięcia od Jugendamtu pisemnego dowodu o podstawach odebrania dzieci, wiele wprowadza w sprawie. Policjant pomaga,dzwoni do urzędniczek, prowadzi z nimi zacięte dyskusje chcąc uzyskać dla nas istotne informacje i dokumenty. Po dwóch godzinach jego interwencji wiemy już bardzo dużo. Mamy pewność, ze to były partner Moniki, kryminalista wielokrotnie karany , z zakazem zbliżania się do rodziny, złodziej dzieci ze swojego poprzedniego związku, konsument narkotyków, nakręcił to cale piekło na Monikę. Pan Müller udzielił nam sporo informacji, wiemy ze jest szansa,która trzeba wykorzystać! Trzeba działać, walczyć o dzieci, które moim zdaniem zostały bezprawnie uprowadzone przez Jugendamt! Nie boje się używać tego określenia ponieważ zostały one zabrane bez podstaw. Co gorsza dane z policyjnego komputera na temat wizyty w domu Moniki i odebrania dzieci zniknęły! Nie ma żadnej informacji kto i dlaczego… Szukamy sil i wsparcia, chce aby jak najwięcej osób, mediów, pomogło Monice w walce o tych,którzy są w jej życiu najważniejsi, o jej cudne dzieciaki, które bardzo kocha i tęskni za nimi. Ich miejsce jest z nią, nie w domach dziecka i rodzinach zastępczych. Nie mamy pojęcia gdzie one są, nie wiemy czy rodzina zastępcza do której trafiła najmłodsza Lena, to odpowiedni ludzie, którzy w odpowiedni sposób potrafią się nią zająć. Ale kto zajmie się dziećmi lepiej niż ich własna matka? Nie możemy pozwolić aby urzędnicy Jugendamtu trzymali je bez powodu, pozwalając Monice jedynie na pisanie do nich kartek , i to w języku niemieckim, które pewnie i tak nigdy do nich nie dotrą. Dziś kolejny dzień zmagań z bezdusznymi urzędnikami. Mamy za sobą wizytę w Jugendamcie. Obiecywano Monice , ze dziś dowie się gdzie są dzieci i kiedy będzie mogła je zobaczyć. Oczywiście ani jednej informacji nie uzyskała. Dalej nie wie nic o tym, gdzie są i co się z nimi dzieje. Ponadto okazało się, ze musimy wycofać poprzednio podpisane dokumenty o współpracy, bo to tylko pozorna korzyść dla matki,a faktyczne ułatwienie działań urzędników. Co więcej poinformowane przez nas pracownice , ze sprawa Moniki i jej dzieci zajmie się adwokat oraz ze zainteresowały się tym media, niemal wbiło w fotel obie panie. Rozmowa z nimi zupełnie zmieniła charakter. Z ich twarzy zniknął uśmiech, za to pojawiła się irytacja i zniesmaczenie. Nagle zaczęły podnosić na nas głos, ucinaly każda próbę wypowiedzi Moniki i na wszelkie możliwe sposoby unikały odpowiedzi na zadawane pytania. Oskarżyły Monikę,ze angażując media myśli o sobie i medialnym szumie, a nie o swoich dzieciach. To dowód na to,ze media są im nie ma rękę. Bo jak zdążyliśmy się zorientować to właśnie media nigdy nie odpuszczają, zwłaszcza w tak nie jasnych, a jednocześnie dramatycznych sprawach jak ta. Wiec i tym razem Jugendamt nie będzie miał tak łatwo jak byli o tym przekonani jego pracownicy. Pojawił się także temat kartek pocztowych które Monika miała napisać dzieciom. Stanowczo powiedziała nie!, pisaniu do dzieci w języku niemieckim. Wiemy,ze nikt nie ma prawa tego zabraniać,aby nie kontaktowała się z nimi w języku polskim. Po takim postawieniu sprawy i zorientowaniu się urzędniczek, ze poznałyśmy więcej swoich spraw zgodziły się na kartki po polsku. Miałyśmy je dostarczyć do godziny 13:00. O 12:30 już nikogo nie było. Czyżby kartki w języku polskim były aż takim problemem? Jednocześnie przed wejściem do Jugendamtu spotykamy byłego partnera Moniki, który zapytany o powód swojego przyjścia tutaj wypiera się, ze nie ma to związku ze sprawa. W późniejszym czasie okazuje się, ze przez swoja nieuwagę zdradza Monice kilka szczegółów na temat dzieci, o których ona nie miała pojęcia, a pewne jest ze mógł uzyskać je jedynie od pracowników Jugendamt. Czyżby był przez nich lepiej informowany niż my? Nasuwa nam się podejrzenie, ze może to wszystko być nie tylko domysłem z naszej strony, ale faktycznie jest ktoś kto działa nam bardzo na przekór, a nawet ma w interesie pomoc byłemu partnerowi Moniki. Następną dziwna kwestia,to sprawa testu narkotykowego. Byl robiony już na policji,wiadomo ze wyszedł negatywnie, jednak panie maja jakiś problem z uznaniem go. Nie wiele myśląc jedziemy na komisariat policji po odpis wyniku. Dziś piątek, już prawie popołudnie, ciężko kogokolwiek złapać. Policjanta który wykonywał test nie było, jednak inny chcąc go dla nas poszukać, wychodzi z zaskakująca informacja ze w komputerze nie ma śladu, żadnej informacji o tym,ze test był wykonany. To druga informacja, która ginie w dziwnych i nie wyjaśnionych okolicznościach. Wrócimy tam jednak w poniedziałek i zamieścimy do publicznego wglądu aby co do tego ze Monika jest czysta nikt nie miał cienia wątpliwości, przecież to absurdalne, żeby bardzo istotne dane od tak sobie znikały. Moim zdaniem być może jest ktoś komu na tym zależy, żeby to co dla Moniki jest tak istotne i na jej korzyść, ginęło. Wszystko wygada niepokojąco, ale jestem przekonana, ze dojdziemy do tego gdzie i w jaki sposób rozpłynęły się istotne w sprawie dowody.
Autor: Adrianna Skura dla Międzynarodowego Stowarzyszenia Przeciw Dyskryminacji Dzieci w Niemczech t.z.
Międzynarodowe Stowarzyszenie Przeciw Dyskryminacji Dzieci w Niemczech t.z.