Bez kategorii
Like

Toyah – młot na dziennikarzy

19/08/2011
382 Wyświetlenia
0 Komentarze
8 minut czytania
no-cover

Toyah, jako poseł, publicysta i polityk, jest właściwie niezależny od nikogo

0


 

Ponieważ nasz kolega Toyah znalazł się na liście kandydatów na posłów z ramienia PiS, chciałbym napisać o tym kilka słów. Nie tak dawno, ktoś zadał mi pytanie – jak to się dzieje, że taki Toyah wkłada tyle pracy w promocję tej partii. Partii, która – powiedzmy to wprost – wcale nie jest zadowalająca i gdyby nie obecność tam Jarosława Kaczyńskiego pies z kulawą nogą nie oddałby na nich głosu, jak to się dzieje, że on nie dostaje żadnych propozycji dotyczących kandydowania? Odpowiedź na to pytanie została już udzielona, ale przez długi czas udzielana nie była. Uważam więc, że trzeba coś rzec na temat owej zwłoki.

 

Sądzę, że Toyahowi nie proponowano niczego – nie wiem czy tak jest na pewno, bo go o to nie pytałem – sądzę jednak, że sprawa miała się tak, ponieważ on jest potencjalnie dość niebezpieczny. To znaczy jest to człowiek, który swoją konstrukcją, a nawet rzekłbym konsystencją dalece różni się od przeciętnego posła Prawa i Sprawiedliwości. Przeciętny poseł tego ugrupowania to według mnie, ktoś ustawiony o oczko niżej niż Cymański. Taki facet, któremu wydaje się, że jak położy się krzyżem w kościele, pokaże metryki sześciorga dzieci i zanuci krzywo pod nosem „Boże coś Polskę” to wszyscy jękną z zachwytu i będą go całować po rękach, albo przynajmniej słuchać z uwagą. Przeciętny poseł PiS to jest ponadto istota łasa na komplementy i rozmaite medialne łakocie. Jak takiego postawią przed kamerą i o coś zapytają to on to na bank potraktuje poważnie i poważnie zacznie z nimi gadać o problemach i nadziejach. Oni to potem w studio potną i puszczą w prime time i już będzie jasne, że ten gość z PiS to po prostu krypto gej, bo tak się dziwnie uśmiechał.

 

Otóż ja nie widzę w Polsce dziennikarza, wliczając w to mocarzy największych, nie widzę dziennikarza, który mógłby wkręcić w coś Toyaha. Ci faceci, którzy układali te listy także to wiedzą i nie wciągali go tam z obawy, że na tle – o ile Toyah zdecydowałby się cokolwiek mówić do kamery, czego się szczerze mówiąc nie spodziewam – że na tle wypadną oni ze swoimi tak zwanymi wypowiedziami, bardzo marnie. Wręcz dziecinnie. To była główna moim zdaniem przyczyny tego, że PiS nie korzystał z broni jaką jest Toyah.

 

Nie wyobrażam sobie także, że Toyah posadzony w studio, w miejscu mu należnym, czyli nie na widowni, ale w krzesełkach dyskutantów, pozwala na numery, które zwykle wykonuje tam istota zwana Mistewiczem, albo, że pozwala sobie przerwać i słucha jak ten cały Durczok czy inny Lis gulgocze te co zwykle brednie. To się po prostu nie może zdarzyć.

 

Toyah, jako poseł, publicysta i polityk, jest właściwie niezależny od nikogo. On sam odnajduje właściwe informacje, sam je interpretuje, przetwarza i sam przygotowuje odpowiedź, a wszystko w dodatku odbywa się w rekordowo krótkim czasie. Tego w polskiej polityce, pełnej asystentów, asystentek, drugich i trzecich zastępców, doradców do spraw mediów i spraw innych do tej pory nie bywało. Myślę, że Toyah w Sejmie pokazałby tym ludziom, jak wygląda profesjonalizm prawdziwy, czyli skuteczny, a nie profesjonalizm malowany czyli taki, który udatnie naśladuje gesty i słowa zaobserwowane w Ameryce.

 

Toyah jest poza tym odporny na szykany i stres. On jest w permanentnym stresie od lat, i ciągle ktoś go szykanuje. Ma więc to przećwiczone i byle gówniarz go z równowagi nie wyprowadzi. Może się za to zdarzyć sytuacja odwrotna. Ewentualne zamilczanie medialne Toyaha nie wchodzi w grę, bo jak go znam, będzie najczęściej zabierającym głos posłem na mównicy sejmowej, o ile go oczywiście wybiorą, co nie jest przecież wcale pewne. On tam właśnie po to kandyduje. Nie po to, żeby siedzieć i brać pieniądze, a swoją rodzinę zatrudnić w biurze poselskim. On tam idzie po to, żeby mówić prawdę, całą prawdę i tylko prawdę. I mimo jego własnych rozmaitych deklaracji wierzyć mi możecie, że to nie jest człowiek, którego da się łatwo przestraszyć. Nie wydaje mi się także by istniało w głowach polskich polityków takie szyderstwo, którego Toyah nie odwróciłby w sekundę i nie przydzwonił nim w sam środek łba szanownemu interlokutorowi. Toyah będzie mówił dużo i nie da się tego po prostu nie zauważyć. To będzie widać i to widać wyraźnie. Tak wyraźnie, że zobaczy to nawet Kazimierz Kutz, a może się nawet zdarzyć, że ktoś życzliwy przetłumaczy mu co Toyah mówi. Prosto i wyraźnie, tak żeby pan senator zrozumiał i nie siedział wpatrzony bezmyślnie w ścianę. Może się nawet zdarzyć, ze pan Kutz odpowie Toyahowi inaczej niż zwykle, czyli tą ograną śpiewką o Volksdeutsach. Może, może, może…

 

Na razie mamy ponad miesiąc do wyborów i nie wiadomo, z którego miejsca nasz kolega będzie kandydował. Uważam jednak, że w jego przypadku nie ma to znaczenia. Z którego by nie kandydował powinien się dostać. Życzę mu tego z całego serca. Myślę, że wielu z Was także.

 

Zapraszam oczywiście na stronę www.coryllus.pl, gdzie można kupić książkę Toyaha z felietonami napisanymi przez Tragedią Smoleńską zatytułowaną „O siedmiokilogramowym liściu i inne historie” oraz dwie moje książki: „Baśń jak niedźwiedź. Polskie historie” i „Dzieci peerelu”. Zapraszam.

0

coryllus

swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy

510 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758