Tak więc wybory i kampania to festiwal ponurej kokieterii wymierzonej w ludzi pozbawionych marzeń.
Pogodne zidiocenie można jeszcze jakość znieść, gorzej z ciężkimi frustracjami i głębokim przekonaniem o własnej niższości. To już jest prawdziwa groza. Ludzie, których marzeniem, w sercu hołubionym i w głowie pieszczonym, jest kariera urzędnika powiatowego i „pomaganie ludziom w ich trudnych, codziennych sprawach” są jednak na tej planecie w masie przeważającej. I to dzięki nim właśnie do Sejmu i Senatu wchodzą ponurzy spryciarze, specjaliści od „spraw ludzkich”, mistrzowie w rozwiązywaniu trudnych, lokalnych problemów, fachowcy od pochylania się nad niedolą maluczkich. Odegranie jakiegoś powiatowego pater patriae nie jest w końcu takie trudne, a jak ostatnio zauważył na tym blogu Polon ludzie dorośli w przeciwieństwie do młodzieży lubią być kokietowani. Tej ostatniej trzeba imponować, przez co przeważnie nie uczestniczy ona w wyborach.
Tak więc wybory i kampania to festiwal ponurej kokieterii wymierzonej w ludzi pozbawionych marzeń. I doprawdy nie wiem kim trzeba być, co mieć w głowie, żeby po tylu latach wierzyć jeszcze w te zapewnienia o „dobru wspólnym”, o „lokalnych sprawach”, o „dbałości o człowieka prostego i zwykłego”. Skończonym durniem chyba, albo leniem umysłowym tak strasznym, że nawet nie chce mu się czytać haseł na plakatach. Pamiętam jak dawno temu przed którymiś kolejnymi wyborami rozmawiałem z młodym człowiekiem, który występował w obronie życia poczętego. Uczynił on z tego, z tej obrony, nie z życia samego, swój slogan wyborczy, czy też może slogan partii lub organizacji, która go do wyborów wystawiła. Nie pamiętam. W każdym razie próbował mnie uwieść hasłem; zanim zagłosujesz sprawdź co twój kandydat myśli o aborcji. Dla człowieka w miarę rozgarniętego, jasne jest, że nie ma możliwości przeprowadzenia takiego testu. Nie ma możliwości sprawdzenia co kandydat myśli o aborcji, jest tylko możliwość sprawdzenia co on o niej mówi. Tego zaś sprawdzać nie ma sensu, bo oni wszyscy mówią o aborcji to samo, przynajmniej do momentu kiedy ich kochanki nie zajdą w ciążę. Tak więc test na uczciwość proponowany przez tego młodego człowieka był całkowicie chybiony.
Podobnie jest z innymi testami mającymi sprawdzić jakość kandydatów. One wszystkie są do niczego, bo dorośli i zdeterminowani oraz nastawieni na sukces ludzie mogą każdemu wcisnąć dowolny kit, szczególnie, że nie czynią tego wprost, a za pośrednictwem mediów lub plakatów wyborczych. Tak więc sprawdzanie kwalifikacji i przydatności do pracy w Sejmie musi być opcją bardziej złożoną i trudną. Zwykle, kiedy już milkną opowieści o osobistej uczciwości kandydatów, o tym jak bardzo kochają rodzinę, a nienawidzą aborcji, kłamstwa, szpanu i palenia papierosów. przychodzi czas na omawianie ich pracowitości, sumienności, oddania sprawie i poczucia obowiązku. To są rzeczy dramatyczne, bo prowadzą one wprost do wyboru ludzi, którzy nie wyróżniają się niczym, poza tym, że zauważywszy na sobie niedoprasowaną przez żonę koszulę, wpadają w histerię. Tymi jednak kryteriami najczęściej kieruje się wyborca i to dzięki takim rzekomym wartościom mamy w Sejmie to co mamy, dodając do tego tych wszystkich aferzystów oczywiście, którzy się tam także zawsze jakoś wepchną.
Swoją bowiem reprezentację w parlamencie ludzie widzą w ten sposób, że winna być ona jak najbardziej podobna do nich samych. Jeśli ktoś przez całe życie marzył o kołowrotku wędkarskim z krytą szpulą, ale go sobie nie kupił bo bał się żony, będzie chciał widzieć w Sejmie kogoś, kto odbiera świat w podobnych rejestrach. I to jest proszę państwa prawdziwy dramat, bo to oznacza, że nasz przyjaciel Toyah ma bardzo małe szanse na wejście do Sejmu. Na stronie www.tiny.pl/h1hv4 znaleźć można ranking kandydatów startujących do wyborów ze Śląska. Nie wiem czy z całego, ale z tego okręgu, w którym kandyduje Toyah. Łatwo zauważyć, że jednym człowiekiem, który Toyaha, czyli Krzysztofa Osiejuka w tych niby wyborach wyprzedza jest facet nazwiskiem Gosiewski. Za nim jest Toyah, z miażdżącą przewagą głosów nad pozostałymi kandydatami. Najlepsze jest jednak pod spodem, w komentarzach, tam widać, że poza Toyahem nie liczy się w tych wyborach nikt, nawet Wojciech Szarama, a może właśnie szczególnie on. Tylko Toyah. No i sami spójrzcie jakie emocje to wywołuje. Tam nie ma ani jednego komentarza o tym całym Szaramie, o tym Gosiewskim czy o innych. Tam piszą prawie wyłącznie o Toyahu. O tym jaki jest straszny, jak ma źle poukładane w głowie, jak nie rozumie wyborców, jak nędzny i małostkowy jest w tym swoim pisaniu, jak upiornie kokietuje i żebrze, jak źle o nim mówią na mieście. Ktoś posuwa się nagle nawet do tego, przerażony być może ilością tych krytycznych komentarzy, że oskarża Toyaha o to, iż to on sam jest ich autorem, po to by podnieść sobie popularność. Bardzo przepraszam, kto jak kto, ale w sieci Toyah nie musi sobie podnosić niczego, powinni to robić kandydaci tacy jak pan Szarama i pan Gosiewski. Wpisali tam też kilka komentarzy o niejakim Wójciku, który jest pracowity, rozumie, prostego człowieka, pracuje sumiennie od lat w sejmiku dla dobra lokalnych społeczności i zna sprawy Śląska. I to będzie jak sądzę czarny koń tych wyborów na tej liście. Ludzie bowiem zrobią wszystko, by zwycięzcą nie został ktoś mocno się od nich różniący in plus. To jest niemożliwe, prędzej już oddali by Polskę Putinowi niż dopuścili do tego, żeby Toyah wygrał. Najbardziej przeszkadza im oczywiście ten blog i to, że forma publikowanych tam tekstów jest tak odległa od ich potocznych wyobrażeń o pięknym pisaniu. Że to jest na tyle oryginalne i ujmujące, że oni nie mają żadnej przed tym obrony. Są wściekli, że ich to bierze i nienawidzą tego biednego Toyaha, że potrafił ich tak łatwo uwieść. Innego wyjaśnienia tej furii nie mam.
Najlepsze jest jednak to, że Toyah nie rozpoczął jeszcze kampanii, wszyscy inni tak, a on nie. Miasto Katowice jest ponoć poklejone plakatami od góry do dołu i są na nich wszyscy ci ludzie z listy z wyjątkiem naszego kolegi. On dopiero zacznie. Na kampanię zgodnie z zapowiedzą wyda około 100 złotych, resztę pieniędzy które sztab przeznaczył na niego rozdał innym kandydatom, a ci wydrukowali sobie za to kalendarzyki z własnym wizerunkiem i rozdają je teraz na ulicach. Toyah powiesi prosty i zagadkowy nieco plakat. Zrobi to na dwa tygodnie przed terminem wyborów, czyli już niedługo. Póki co kampanii jeszcze nie ma. Wściekłość jednak narasta i rozsadza to nieszczęsne forum. Wściekłość rycząca – dlaczego nie jesteś taki jak my?!!! Dlaczego?!!!!
Tak jak napisałem, okoliczności są takie, że pewnie wygra ten cały Wójcik, choć bardzo bym chciał, żeby wygrał Toyah. Byłoby nieźle. Wtedy pojawiłaby się nawet szansa na to, że do Sejmu zaczęli by startować ludzie naprawdę tam potrzebni, ludzie z pomysłem, inwencją i co najważniejsze wierni naprawdę, a nie na niby, ludzie którzy nie wyżywają się w deklaracjach na temat aborcji jak Marek Jurek i jemu podobni. Poczekajmy i zobaczmy co się stanie. Dziś na Śląsku jest ponoć Jarosław Kaczyński i Zyta Gilowska. Plotka głosi, że pani profesor ma się spotkać z Toyahem. Szkoda, że nie słyszałem o tym wcześniej, wysłałbym jej książki Toyah, które zamówiła z odpowiednim wyprzedzeniem. No, ale już za późno, poszły w czwartek. Zajrzyjcie na stronę www.tiny.pl/h1hv4 i sami się przekonacie jak to tam wygląda. Potem zaś zapraszam do mnie www.coryllus.pl książki Toyah i moje ciągle są do kupienia, choć z każdym dniem jest ich coraz mniej.
swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy