W styczniu minęły trzy lata od tajemniczej śmierci Miłosza – dziecka Anny Loski i Mateusza Gruźli z Tychów. Rodzinie wydano dwa sprzeczne ze sobą dokumenty. Na jednym pojawia się informacja, że chłopczyk żył 12 minut, na drugim – że dziecko urodziło się martwe. Do dzisiaj nie udało się wyjaśnić, co tak naprawdę wydarzyło się w szpitalu… Jeszcze w czasie ciąży wiadomo było, że dziecko pani Anny ma wadę. Określano ją jako podejrzenie przepukliny pępkowej. W trakcie specjalistycznych badań stwierdzono wadę płodu w postaci wytrzewienia, czyli wady powłok polegających na przemieszczeniu niepokrytych workiem przepuklinowym jelit poza jamę brzuszną. Kolejne badania potwierdziły tę diagnozę, ale jednocześnie wskazały na prawidłowy rozwój płodu. Tuż po porodzie dziecko miało zostać poddane operacji… Pani Anna pozostawała […]
W styczniu minęły trzy lata od tajemniczej śmierci Miłosza – dziecka Anny Loski i Mateusza Gruźli z Tychów. Rodzinie wydano dwa sprzeczne ze sobą dokumenty. Na jednym pojawia się informacja, że chłopczyk żył 12 minut, na drugim – że dziecko urodziło się martwe. Do dzisiaj nie udało się wyjaśnić, co tak naprawdę wydarzyło się w szpitalu…
Jeszcze w czasie ciąży wiadomo było, że dziecko pani Anny ma wadę. Określano ją jako podejrzenie przepukliny pępkowej. W trakcie specjalistycznych badań stwierdzono wadę płodu w postaci wytrzewienia, czyli wady powłok polegających na przemieszczeniu niepokrytych workiem przepuklinowym jelit poza jamę brzuszną. Kolejne badania potwierdziły tę diagnozę, ale jednocześnie wskazały na prawidłowy rozwój płodu. Tuż po porodzie dziecko miało zostać poddane operacji…
Pani Anna pozostawała pod opieką lekarzy z Rudy Śląskiej, gdzie miał nastąpić poród. Z powodu remontu oddziału położnictwa i ginekologii skierowano pacjentkę do Centralnego Szpitala Klinicznego Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach, by tam ustalono datę porodu. Rudzki szpital wydał też zalecenie, by pacjentkę przyjąć na oddział patologii ciąży. Najpóźniej w 35 lub 36 tygodniu ciąży.
W grudniu 2009 roku kobieta, zgodnie z zaleceniami lekarza, pojawiła się na izbie przyjęć. Wyznaczono datę porodu na 4 stycznia 2010 roku. Jednak dwa dni przed planowanym terminem pojawiły się skurcze. Kobietę przetransportowano do szpitala w Katowicach. Tam wykonano badanie ultrasonograficzne płodu, które nie wykazało żadnych nieprawidłowości. Jednak nie wiadomo dlaczego, panią Annę przyjęto na oddział ginekologii, a nie jak wspomniano wcześniej – patologii ciąży.
Przykro mi. Pani dziecko nie żyje…
W trakcie kolejnych badań zapadła decyzja o wykonaniu cesarskiego cięcia. Tuż po porodzie kobieta nalegała, by pokazano jej nowo narodzone dziecko. Lekarze uspokajali, że dziecko lada chwila zostanie przewiezione do kliniki w Zabrzu – na zabieg. Niestety do zapowiedzianego transportu nie doszło. Po kilku minutach do stołu operacyjnego podeszła lekarz neonatologii i oznajmiła pani Annie: „Przykro mi. Pani dziecko nie żyje”.
Jeszcze przed wypisaniem pacjentki ze szpitala wydano rodzicom dwa zaświadczenia: kartę wypisową i kartę zgonu dziecka. Na jednym dokumencie pojawia się informacja, że dziecko urodziło się żywe, na drugim – że z oznakami życia. – Wyraźnie też widać naniesione w rubryce „godzina zgonu” zmiany. Przekreślono jakąś cyfrę i wpisaną inną godzinę – zauważa pani Anna.
Czy przeprowadzono reanimację?
Podczas śledztwa neonatolog zeznała, że po przewiezieniu dziecka z sali operacyjnej do kącika noworodkowego przystąpiła do reanimacji, która trwała ok. 10 min. W protokole położnej czytamy: „Dziecko zostało przywiezione do kącika noworodkowego i leżało na wadze. Kiedy zauważono, że nie krzyczy, przystąpiono do reanimacji”.
Inna położna zaś zeznała, że neonatolog z lekarką z karetki czekającej na chłopca razem podjęły decyzję o odstąpieniu od reanimacji, stwierdzając zgon. Jednak lekarka z karetki podała do protokołu, że lekarz neonatolog nie chciała pomocy z jej strony.
Gdzie popełniono błąd?
Rodzice dziecka starali się rozwikłać zagadkę i odpowiedzieć na pytanie, jak mogło dojść do zgonu, skoro kobieta przebywała pod stałą opieką lekarską. Próby ustalenia powodu zakończyły się fiaskiem, dlatego pani Anna skierowała sprawę do Prokuratury Rejonowej Katowice-Zachód.
Z protokołu sekcji zwłok noworodka wynika, że bezpośrednią przyczyną śmierci było zapalenie otrzewnej i narządów jamy brzusznej oraz niewydolność wielonarządowa. Pośrednią zaś – wrodzona wada wytrzewienia jelita cienkiego i grubego.
Rodzina nie może pogodzić się z te stratą dziecka i mętnymi, często sprzecznymi ze sobą wyjaśnieniami medyków. Wątpliwości budzi jeszcze jedna kwestia. Otóż z zeznań profesora, chirurga dziecięcego, z którym rodzice dziecka konsultowali operację wynika, że „wytrzewienie nie prowadzi do natychmiastowej śmierci dziecka, a po porodzie noworodki są w stanie dobrym i poddaje się je operacji. Zaś przeżywalność w takich przypadkach wynosi nawet 90 procent”.
Krakowscy eksperci oparli się na opinii lekarzy z Katowic
W toku postępowania zlecono Zakładowi Medycyny Sądowej Uniwersytetu Jagiellońskiego przeprowadzenie sekcji zwłok. Jednak ten posiłkował się rozpoznaniem sekcyjnym lekarza z Katedry Morfologii Zakładu Histopatologii Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach. Taka współpraca budzi jednak spore wątpliwości. – Nie rozumiem, jak można oprzeć się na sekcji zwłok ze szpitala, do którego prokuratura miała wielkie zastrzeżenia – dziwi się ojciec Miłosza, Mateusz Gruźla.
Sekcja zwłok miała dać odpowiedź na pytanie, czy dziecko urodziło się żywe czy martwe. Specjaliści orzekli: „dziecko nie podjęło akcji oddechowej, a zatem w zakresie tego kryterium urodziło się martwe”. Badania wycinków płuc wykazały próby reanimacji, ale nie przyniosły one efektu. Z kolei przesłuchiwany przez prokuraturę lekarz wykonujący cesarskie cięcie przeczy wnioskom biegłych. Mężczyzna zeznał, iż „noworodek urodził się z oznakami życia na co wskazywała tętniąca przed przecięciem pępowina”.
Sprawa umorzona. Odpowiedzi wciąż brak
Rodzina traci wiarę w moc wymiaru sprawiedliwości. Prokuratura sprawę umorzyła, ponieważ nie dopatrzono się żadnych nieprawidłowości w postępowaniu lekarzy. – Nie można znaleźć śladu działań pracowników medycznych, która nosiłyby znamiona błędu medycznego – czytamy w uzasadnieniu postanowienia o umorzeniu śledztwa.
Pokrzywdzeni przez katowicki szpital rodzice chłopca zwrócili się o pomoc do adwokata – ten skierował zażalenie do Sądu Rejonowego Katowice-Zachód. Na nic się zdały ich wysiłki. Sąd nie uwzględnił zażalenia i utrzymał w mocy postanowienie prokuratury o umorzeniu śledztwa. – Z zeznań świadków, potwierdzonych w dokumentacji medycznej, a także z wszechstronnej, starannej i dokładnej opinii zespołu biegłych nie wynika, aby personelowi medycznemu można zarzucić, że nie dopełnili swoich obowiązków – argumentuje sąd.
Dyrekcja Centralnego Szpitala Klinicznego w Katowicach, gdzie odbył się poród stroni od mediów. – Nie jesteśmy zainteresowani komentowaniem tego zdarzenia. Tym bardziej za pośrednictwem mediów. Jeśli pani Anna ma jakieś wątpliwości, powinna się do nas zgłosić i zapytać – jesteśmy otwarci na rozmowę – powiedziano nam tylko w sekretariacie lecznicy.
Małżonkowie ratunku szukali też u prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego. Dyrekcja Departamentu Postępowania Przygotowawczego po zbadaniu sprawy nie dopatrzyła się w postępowaniu prokuratury żadnych uchybień. – Postępowanie w sprawie Prokuratury Rejonowej Katowice-Zachód w Katowicach oceniono jako przeprowadzone sprawnie, dogłębnie i z wykorzystaniem wszelkich dostępnych źródeł dowodowych – czytamy w piśmie.
Specjaliści odmawiają komentarza
Wygląda na to, że lekarze jak ognia unikają wyjaśniania przyczyn śmierci noworodków. O komentarz poprosiliśmy dr hab. n. med. Iwonę Maruniak-Chudek, wojewódzkiego konsultanta ds. neonatologii. Zadaliśmy pytania dotyczące powodów zgonu noworodków, zapytaliśmy czy w Polsce prowadzony jest rejestr przypadków śmierci noworodków. Na żadne z naszych pytań pani doktor nie odpowiedziała zasłaniając się brakiem wiedzy na ten temat.
Pani Anna i pan Mateusz nie składają broni. – Będziemy walczyć dalej, bo chcemy dotrzeć do prawdy – zapowiadają rodzice chłopca.
"W życiu nie chodzi o to jak mocno możesz uderzyć, ale o to jak mocno możesz dostać i dalej iść do przodu."„I call myself a Peaceful Warrior…because the real battles we fight are on the inside.”„Pan Bóg nie lubi tchórzy!”